[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mężczyzny głębokie znużenie upodabniające go do stracha na wróble.
- Ten wiatr może spowodować kłopoty, szefie - powiedział Yierho. - Wykorzystałem
jedną z kotwiczek kapsuły, żeby zrobić coś, co unosiłoby się tuż pod powierzchnią. To się
nazywa dryfkotwa. Utrzyma kapsułę nosem do wiatru.
- Sprytny pomysł, Padre - powiedział Joao i zastanowił się: Dlaczego odgrywamy tę
farsÄ™? Umrzemy tutaj, wszyscy... tutaj, albo gdzieÅ› w dole rzeki . Mieli do pokonania
siedemset, albo osiemset kilometrów naszpikowanych progami wodnymi, rozpadlinami i
wodospadami, a już prawie doganiała ich pora deszczowa. Rzeka stanie się wtedy rwącym
83
piekłem. A jeżeli ona ich nie dostanie, to będą to nowe owady posługujące się kwasem i
wyrafinowanymi truciznami.
- Szefie, zrób lepiej jeszcze jeden przegląd - powiedział Yierho wskazując na kapsułę.
Tak, zająć się czymkolwiek i oderwać się od rozmyślań - przytaknął mu w duchu
Joao. Sprawdzał ją już, ale jeszcze raz nie zaszkodzi. Mimo wszystko od niej będzie zależało
ich życie... do czasu.
Joao pozwolił sobie zastanowić się nad tym, czy ucieczka była możliwa i czy w ogóle
była jakaś nadzieja. To mimo wszystko była kapsuła ciężarówki powietrznej przystosowanej
do działań w dżungli. Można było ją uszczelnić przeciw większości owadów. Była
zaprojektowana do znoszenia nadmiernych obciążeń.
Nie wolno mi pozwolić sobie na nadzieję - pomyślał.
Ale zdecydował się na jeszcze jedną inspekcję kapsuły. Na wszelki wypadek...
Pokrywająca ją biała farba prawie zniknęła wytrawiona kwasem. Pływaki, normalnie
długie i wystające spod dolnej krzywizny kapsuły, zostały ręcznie wyklepane i
przymocowane z powrotem. Tworzyły teraz płaski stopień, prowadzący na krótkie skrzydła i
do kabiny. Cała kapsuła miała prawie pięć i pół metra długości, z czego ostatnie dwa metry
zajmowały silniki rakietowe. Zespół silników, który mieścił się w tylnym, odrzuconym
przedziale ciężarówki, został gładko odcięty z obu stron. Sama kapsuła była owalna w
przekroju. Dawało to dwie półksiężycowate powierzchnie, które otwierały się do tylnej części
kapsuły. Lewy półksiężyc był labiryntem wklęsłych i wypukłych złącz, szczepiających ongiś
ze sobą kapsułę z przedziałem ładunkowym. Prawą stronę zamykał właz otwierający się teraz
z kabiny na jeden z pływaków.
Joao sprawdził właz, upewnił się, że umocowano wszystkie złącza i spojrzał na prawy
pływak. Zygzakowate rozdarcie zostało załatane przy pomocy butylu i tkaniny.
Poczuł zapach paliwa rakietowego i przyklęknął, by popatrzeć na denny przedział
zbiornika paliwa. Yierho wypompował paliwo, z zewnątrz nałożył łatę wulkanizacyjną, a od
wewnątrz szczeliwo ze zbiorników rozpylaczy i z powrotem wlał paliwo.
- Powinno trzymać, jeśli w nic nie uderzycie - stwierdził Yierho.
Joao pokiwał głową, okrążył kabinę, wspiął się na lewe skrzydło i zajrzał do wnętrza.
Dwa fotele z przodu, a w tyle obita prycza. Całe wnętrze pokrywały plamy od rozpylonych
chemikaliów. Tworzyło to przestrzeń szeroką na dwa i głęboką na dwa i pół metra. Przez
przednie okna widać było okrągły nos kapsuły. Górą ku tylnemu przedziałowi biegła
przezroczysta szyba z polaryzujÄ…cego tworzywa.
84
Joao zasiadł w fotelu po lewej i sprawdził przyrządy ręczne. Miały luz i reagowały
ospale. Za niezdarnymi, ręcznie wypisanymi tabliczkami zainstalowane były nowe wskazniki
ilości paliwa i kontrolki opryskiwania. Yierho odezwał się mu zza jego ramienia:
- Musiałem użyć tego, co miałem pod ręką, szefie. Niewiele tego było. Zadowolony
jestem, że ci z MOE okazali się takimi głupcami.
- Hmmm? - mruknął z roztargnieniem Joao kontynuując sprawdzanie przyrządów.
- Porzucając swoją ciężarówkę, zabrali namioty. Ja wziąłbym więcej broni. Ale z
namiotów miałem więcej lin naciągowych i tkanin na łaty.
Joao skończył przegląd paliwomierzy.
- Na przewodach paliwa nie ma żadnych automatycznych zastawek regulujących -
stwierdził.
- Nie można ich było naprawić, szefie, ale i tak nie ma go pan zbyt wiele.
- Dość, żebyśmy wszyscy wylecieli do nieba, albo żeby się rozwalić, jeżeli ten grat
wymknie siÄ™ spod kontroli.
- Dlatego założyłem tu dużą dzwignię, szefie. Mówiłem panu o tym. Włączać i
wyłączać w krótkich odstępach i nie ma sprawy.
- Chyba, że przypadkowo pozwolę silnikom zbyt dużo się napić.
- Tam pod spodem, szefie: ten kawał drewna to dławik, który założyłem, powinien
[ Pobierz całość w formacie PDF ]