[ Pobierz całość w formacie PDF ]

męża sam na sam z widownią.
Odprowadzając ją wzrokiem, Jake nagle spostrzegł kobietę, z powodu której tu przyszedł.
Stała w oddzielnej loży na samym końcu drugiego balkonu i szeptała coś do ucha osobie
całkowicie skrytej w cieniu. Osoba ta  Jake odniósł wrażenie, iż był to mężczyzna  odwróciła
się i wyszła, pozostawiając kobietę samą.
Zza kulis dobiegło głośne łomotanie. Publiczność podskoczyła na swoich miejscach.
 Skąd ten odgłos?  zawołał Makbet, wznosząc skrwawione, trzęsące się ręce.
Kiedy Jake znów spojrzał w stronę loży, stara kobieta patrzyła prosto na niego. Twarz
miała bladą, jakby była duchem. Tak, to była ona, kobieta z obrazu, madame Fang. Napotkawszy
jego wzrok, odwróciła się i uciekła.
 Zatrzymać ją  szepnął do siebie.
Musi ją zatrzymać. Szybko się cofnął i ostrożnie dobywając miecza, zaczął okrążać parter
pod balkonem, kierując się w stronę drzwi po drugiej stronie sali. Ale kiedy przekroczył próg
teatru, coś uderzyło go mocno w bok szyi, aż ugięły się pod nim kolana. Jęknął z bólu i kątem
oka ujrzał madame Fang, zadającą mu kolejny cios karate, od którego zatoczył się w tył. Niemal
w tej samej chwili miecz wypadł mu z ręki, wytrącony kopnięciem. Pomimo podeszłego wieku
Fang była zwinna jak nastolatka.
Teraz wydobyła z fałd sukni sztylet i Jake ledwie zdążył uskoczyć, kiedy cięła nim
wściekle przed sobą. Ostrze drasnęło mu ramię i oślepiła go błyskawica bólu. Fang natychmiast
zaatakowała pchnięciem, ale on zdążył przetoczyć się w bok i klinga utkwiła w drewnianej
ścianie. Za nimi podniosły się nawoływania. Jacyś ludzie zainteresowali się zamieszaniem
i madame Fang zamarła na chwilę, po czym wyrwała nóż z drewna i puściła się biegiem przed
siebie.
Jake patrzył, jak znika w sąsiednim budynku, wyglądającym bardzo podobnie jak The
Globe. Wbiegł za nią do środka i natychmiast zderzył się ze ścianą dzwięków i zapachów. Odór 
potu, zwierząt i piwa  był przytłaczający. Jake uświadomił sobie, że znalazł się na arenie;
widzowie wrzeszczeli w podnieceniu i tupali, domagając się rozpoczęcia widowiska. Na środku,
otoczony grubymi drewnianymi ścianami, znajdował się wysypany piaskiem krąg, gdzie ryczał
oszołomiony niedzwiedz, kręcąc się w kółko i podzwaniając łańcuchem. Tęgi mężczyzna
o policzkach rumianych od alkoholu, pełniący funkcję mistrza ceremonii, przykładał do ucha
zwiniętą dłoń, prowokując publiczność do coraz głośniejszych wrzasków, podczas gdy
w stojących za nim klatkach żądne krwi psy ujadały w amoku, nie mogąc doczekać się walki.
Kątem oka Jake ujrzał Fang biegnącą w jego stronę. Błysnął sztylet. Czując wzbierającą
w nim furię, Jake sięgnął po miecz, ale pochwa u jego pasa była pusta. Błyskawicznie zmieniając
plan, złapał kobietę za przegub i z całej siły uderzył jej ręką o słup, a potem jeszcze raz i jeszcze,
aż ostrze upadło na ziemię. Schylił się po nie, ale teraz Fang złapała go za rękę, którą wykręciła
mu za plecami. Szybko otworzyła drzwi w drewnianej ścianie i wepchnęła go na arenę.
Niedzwiedz ruszył na niego ciężkim truchtem, tocząc pianę spomiędzy obnażonych kłów, gdy
nagle stanął dęba, zatrzymany przez łańcuch. Jake w porę odtoczył się spod olbrzymich łap, które
grzmotnęły głucho o ziemię. Mistrz ceremonii  nieświadomy faktu, że ktoś wszedł na arenę za
jego plecami  otworzył drzwi klatki i dwa psy ruszyły do ataku.
Jeden z nich od razu rzucił się na niedzwiedzia, ale drugi sadził susami w stronę Jake a,
kłapiąc ostrymi zębiskami. W biegu złapał go za ramię  z gardła Jake a dobył się krzyk bólu 
ale puścił, nie zdążywszy w porę wyhamować. Właśnie w tym momencie szczupła postać
zeskoczyła z widowni na arenę i zdzieliła psa rękojeścią miecza. Zwierzę przez chwilę bezradnie
dreptało w miejscu, po czym padło na ziemię bez czucia.
 Jake, to ja  oznajmiła postać, pochylając się, aby pomóc Jake owi wstać.
Jake natychmiast rozpoznał tę twarz  te usta jak płatki róży, te migdałowe oczy  ale&
Nie, to musiała być halucynacja.
 To ja, Yoyo!
Pomogła mu dzwignąć się na nogi, po czym  widząc, że drugi pies porzucił niedzwiedzia
i biegnie w ich stronę  oboje pośpiesznie przeskoczyli przez ogrodzenie areny. Jake spojrzał na
Yoyo, wciąż oszołomiony. Była ubrana po męsku  w kubrak i pludry. Głowę przykryła filcową
czapką, którą nasunęła sobie na oczy.
 SkÄ…d ty siÄ™& ?  zaczÄ…Å‚ Jake.
 Wyjaśnię ci pózniej  ucięła.  Idziemy.
 Ale musimy&  Jake dyszał ciężko, w głowie miał zamęt.
 Wiem  uspokoiła go Yoyo, doskonale rozumiejąc.  Madame Fang. Pobiegła w stronę
mostu. Musimy się śpieszyć.
Pociągnęła go za sobą.
 Ty ją znasz?  zdumiał się Jake, podczas gdy przepychali się do wyjścia.
 Moja mama ją znała. Madame Fang usiłowała kiedyś pozbawić ją nóg, odcinając je
przy kolanach. CzarujÄ…ca staruszka.
Pomimo wszystko Jake nie mógł przestać się uśmiechać. Był tak zachwycony spotkaniem
z Yoyo, że nic więcej się nie liczyło.
 Fajny masz kostium.
 W duchu epoki, prawda? Skoro mężczyzni grają tu role kobiet, to można i w drugą
stronę. Patrz!  wykrzyknęła, wskazując przed siebie.
Wieża strażnicy na południowym końcu mostu była oświetlona pochodniami. W ich
blasku dostrzegli madame Fang wspinajÄ…cÄ… siÄ™ po wÄ…skich schodkach wiodÄ…cych ku
makabrycznej kolekcji głów na dachu. Czerwone pantofle migały szybko w półmroku.
 Dokąd ona biegnie?  wysapał Jake.
 Nie dobiegnie&  Yoyo uniosła sztylet i mocnym rzutem posłała go w powietrze 
migotliwy błysk stali na nocnym niebie.
Ku zdumieniu Jake a stara kobieta odwróciła się i pochwyciła wirujące ostrze w dłoń, by
natychmiast odrzucić je z powrotem. Yoyo uchyliła się zwinnie i wbiegła po schodach na dach.
Stara kobieta czekała tam na nią z puginałem z czarnego metalu. Uderzyła na swoją [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl