[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dochodzę do pozzo dei mariti. Z dala widzę zródło i słyszę
plusk wodospadu, rozglÄ…dam siÄ™, czy jej tu nie ma. Jest, siedzi
wpatrzona w powierzchnię jeziora, przy którym składaliśmy
sobie narzeczeńską przysięgę. Mizerna, blada, smutna, aż
serce mi się kraje. Niewiele zostało z jej pełnej figury, zwisa z
ramion zielona suknia ślubna. Włosy spadają na plecy w
prostych, smętnych pasmach, oczy są puste i martwe. Co ja jej
zrobiłem? Szybko mam odpowiedz. Odebrałem jej chęć do
życia. Czas przywrócić ją życiu.
Podchodzę do niej od tyłu, bezgłośnie stąpając po
wilgotnej trawie. Moja twarz ukazuje siÄ™ w wodzie obok jej
twarzy, jej oczy patrzÄ… w moje, otwierajÄ… siÄ™ szeroko w szoku
i natychmiast zalewają je łzy. Chcę ją wziąć w ramiona, ale
najpierw muszę zadać pytanie. Kładę ręce na jej ramionach.
- Czy wiesz, co mówią o tym miejscu?
- Powiadają, że... że jeżeli spojrzysz w wodę, zobaczysz
oblicze swojego... męża - odpowiada jak w transie.
- Czy to prawda?
Zerka na mnie lękliwie zalana łzami i uświadamiam sobie,
jak bardzo cierpiała w minionym tygodniu.
- Ty powiedz - mówi.
- Myślę, że to prawda. - Odwracam ją twarzą do siebie. -
Kocham ciÄ™, Amario Sant' Ambrogio. - Potem wypowiadam
pierwsze słowa, jakich mnie nauczyła. Mano, mówię, sięgając
po jej rękę; cuore, przykładając jej dłoń do swego serca;
bocca, całując ją delikatnie w usta. Całuje mnie namiętniej niż
ostatnim razem, przytula siÄ™ mocniej. Nie odrywam siÄ™ od jej
ust, szepcząc wśród wspólnego szlochu, że już nigdy jej nie
opuszczę, mojej miłości, mojej żony. Wracają jej rumieńce i
uroda, i radosny śmiech. Wiem, co za chwilę powie.
- Idziemy do domu. Musimy powiedzieć o tym Nonnie. -
Dodaje jednak słowa, które brzmią w moich uszach ponuro
jak dzwony pogrzebowe: - Nonna jest ciężko chora.
Spieszymy do chaty, Amaria opowiada, co się zdarzyło w
tym czasie, moje kroki się wydłużają pod wpływem lęku, że
przyjdziemy za pózno.
ROZDZIAA 46
Simonetta zamyka drzwi
Simonetta stała samotnie na dawnym polu bitwy.
Nie mogła już jezdzić konno, więc do Pawii przyjechała w
powozie, kupionym dzięki prosperującemu interesowi, i nie
sama, lecz z Veronicą z Taorminy, na co nalegał Bernardino.
Veronica została z powozem przy pobliskim strumieniu, miała
czuwać nad końmi i czekać cierpliwie na panią. Gładziła je po
aksamitnych nosach i nuciła w drgające niespokojnie uszy
południowe melodie, żeby uspokoić zwierzęta. Nie chciały
przejść przez strumień na zranioną ziemię równiny i nie
pomogło popędzanie. Wiedziały, co się tu zdarzyło.
Wyczuwały węchem martwych, słyszały upiorne bitewne
krzyki, płoszyły się i wzdrygały przy każdym porywie wiatru.
Veronica, przymrużywszy powieki, bo wiatr zacinał, śledziła
sokolim wzrokiem swoją panią, która się oddalała.
Jak nikt inny wiedziała, co jej pani powinna zrobić, gdyż
sama straciła męża. Podobnie jak Simonetta znalazła drugą
miłość, pokochała Isaaca. Rozumiała jednak, że często pamięć
domaga się oddania hołdu temu pierwszemu uczuciu.
Wiedziała także, że taki rytuał pożegnania musi się
dokonywać bez świadków. Nie spuszczała jednak oczu z
Simonetty, chociaż ta poszła hen, aż na środek rozległego
pola. Można było ją dostrzec, gdyż miała na sobie wielkie
futro, a okrywało ono równie pokazną sylwetkę, jako że nosiła
w łonie dziecko, które wkrótce miało się narodzić.
* * *
Simonetta wtuliła się w niedzwiedzie futro w obronie
przed okrutnym wiatrem, który nią targał. Zimne podmuchy
wyrywały spod kaptura kosmyki jej włosów, które, gdy
pojawiało się słońce, połyskiwały jasną miedzią. Futrzany
płaszcz pachniał drewnem sandałowym, zapachem
Manodoraty, poprzedniego właściciela. Poczuła bolesne
ukłucie smutku. Powstrzymując łzy, miała ochotę śmiać się z
siebie. Przyszła, by wyrazić żal z powodu śmierci jednego
mężczyzny, a opłakiwała inną śmierć. Nie przeżywała żałoby
po tym, jak zaraza zabrała jej ojca, a teraz uświadomiła sobie, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl