[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Przecież sam mówiłeś wcześniej, gdy jeszcze byliśmy w Domu, że nie ma sensu ukrywać się
ani ratować ucieczką - odgryzł się Sam. - Czyżbyś zapomniał?
Mogget nic nie odpowiedział, ale Sameth był pewien, że kocisko nie śpi. Wyczuwał w plecaku
jego niespokojne ruchy. Nie powtórzył już pytania, bo droga była coraz bardziej stroma i zaczęło
mu brakować tchu. Ochota na konwersację zupełnie mu przeszła, gdy zaczęli kluczyć wśród drzew,
mijając też takie, które przewrócił wiatr. Leżały wyrwane z korzeniami, ponieważ zbyt płytko
wrosły w podłoże.
W końcu, przemoczeni do suchej nitki pomimo impregnowanych peleryn i zupełnie
wycieńczeni wspinaczką, dotarli do grzbietu wzniesienia. Przesłonięte chmurami słońce prawie już
zachodziło i stało się oczywiste, że przed nastaniem nocy niewiele posuną się do przodu.
Lirael chciała dać sygnał do odpoczynku, ale pies zupełnie zignorował jej gest, udając, że go
nie dostrzega. Westchnąwszy, ruszyła więc dalej, ciesząc się w duchu, że Podłe Psisko podąża na
zachód grzbietem wzniesienia, zamiast schodzić w dół, na drugą stronę. Po jakichś trzydziestu
minutach, które wlokły się jak godziny, dotarli wreszcie do osuwiska ukazującego nagą,
pozbawioną drzew połać północnego zbocza.
Pies zatrzymał się, kryjąc się między paprociami. Lirael siadła obok, a Sam, chwiejąc się ze
zmęczenia, dołączył do nich dopiero po chwili i bezwładnie osunął się na ziemię. Gdy usiadł, z
jego plecaka wygramolił się Mogget. Stanął na tylnych łapkach, przednie oparł na głowie
młodzieńca i zaczął obserwować teren.
Cała czwórka skierowała wzrok na przesiekę i spoglądała w stronę Czerwonego Jeziora,
którego odległą, martwą taflę rozświetlały błyskawice i ostatnie nikłe promienie zachodzącego
słońca.
Na dnie doliny zobaczyli jamę, którą wykopał Nick. Obnażona czerwona gleba i żółta glina
odcinały się wyraznie od zielonego tła i wyglądały niczym jątrząca się rana. Wokół bez przerwy
uderzały pioruny, toteż do uszu czwórki obserwatorów bezustannie docierał pomruk grzmotów.
Setki postaci, które z powodu znacznego oddalenia wydawały się śmiesznie małe, uwijało się przy
wykopie. Nawet z odległości wielu mil Lirael i Sam wyczuwali, że są to Zmarli.
- Co robią Pomocnicy? - spytała Lirael. Pomimo że znajdowali się na szczycie góry, ukryci
wśród drzew i paproci, miała wrażenie, że Hedge i jego słudzy w każdej chwili mogą odkryć ich
obecność.
- Trudno powiedzieć - odparł Sam. - Mają coś błyszczącego... i kierują się z tym w stronę
jeziora.
- Racja - potwierdził pies, który zastygł w całkowitym bezruchu u boku Lirael. -
Przemieszczają dwie srebrne półkule znajdujące się w odległości trzystu kroków od siebie.
Mogget zasyczał tuż za uchem Sama, a ten poczuł, że przechodzą go ciarki.
- Każda z półkul kryje w sobie połowę pradawnego ducha - wolno oznajmił pies. - Ducha,
który istniał już u Prapoczątków, zanim jeszcze powstał Kodeks.
- Czy chodzi o tę istotę, której imienia zakazałeś używać Moggetowi? Masz na myśli
Niszczyciela?
- Tak - odparł pies. - Wieki temu został uwięziony w srebrnych półkulach, które zakopano
głęboko w ziemi, a na straży postawiono srebro, złoto, ołów oraz jarzębinowe, jesionowe i dębowe
drewno. Siódmą straż trzymały kości.
- Więc on nadal jest w tych okowach? - natarczywie dopytywał się Sam. - To znaczy,
uwięziony w półkulach, które wykopali?
- Na razie jeszcze tak - odparł pies. - Ale skoro wydobyli go na wierzch, uwalniając z
dotychczasowego więzienia, okowy też na niewiele się zdadzą. Musieli odkryć, w jaki sposób
można połączyć ze sobą półkule, choć nie umiem wyjaśnić, jak tego dokonali. Nie wiem też, dokąd
je zabierajÄ…...
- Przykro mi, pani, że cię zawiodłem - dodał ze smutkiem, kładąc się na brzuchu i przyciskając
Å‚eb do ziemi.
- Co takiego? - zapytała Lirael, spoglądając na przygnębionego psa. Przez chwilę nie bardzo
wiedziała, co odrzec, gdy nagle usłyszała wewnętrzny głos, który mówił:  Co w takiej sytuacji
uczyniłby każdy Abhorsen? . Uświadomiła sobie, kim naprawdę jest. Nie może się poddawać,
choćby wszystko sprzysięgło się przeciwko niej.
- O czym ty mówisz? Przecież nie ma w tym twojej winy - zaprotestowała. Głos zadrżał jej na
moment, dlatego zakaszlała, starając się to ukryć, i mówiła dalej:
- A poza tym... ten Niszczyciel ciągle jeszcze ma nałożone więzy. Nie możemy dopuścić do
tego, by Hedge połączył półkule.
- Musimy ratować Nicka - powiedział Sam. - Problem w tym, że tam aż roi się od Zmarłych -
dodał, przełykając głośno ślinę.
- To świetny pomysł! - krzyknęła Lirael. - Właśnie od tego powinniśmy zacząć. Nick na pewno
będzie wiedział, dokąd planują wywiezć półkule.
- Ona nawet decyzje podejmuje jak twoja matka - rzucił Mogget. - Ciekawe tylko, w jaki
sposób mamy to wszystko zrealizować w praktyce? Podejść do Hedge a i grzecznie poprosić, by
oddał nam Nicka?
- Posłuchaj, Mogget... - zaczął go uciszać Sam. Pies skwitował uwagę kota głośnym
warknięciem. Lirael przerwała im obu, bo przyszedł jej do głowy pewien plan, który chciała
przedstawić, zanim sama zdąży zwątpić w jego powodzenie.
- Nie przesadzaj, Mogget. Odpoczniemy chwilę, a potem nałożę powłokę sowy i polecę w
kierunku jeziora. Podłe Psisko może mi towarzyszyć. We dwójkę na pewno odnajdziemy Nicka i
wykradniemy go. Ty i Sam podążycie dołem i spotkamy się przy strumieniu. W ciągu dnia, w
pobliżu płynącej wody, będziemy mogli spokojnie wypytać Nicka, co się tam właściwie dzieje. No
i jak? Zgadzacie siÄ™ na ten plan?
- W całym swoim życiu słyszałem od Abhorsenów tylko trzy równie głupie plany jak ten twój -
odparł Mogget. - Podoba mi się głównie część dotycząca odpoczynku, zapomniałaś jednak
uwzględnić obiad.
- Nie jestem pewien, czy akurat ty powinnaś lecieć - niespokojnie rzucił Sam. - Ja też mógłbym
nałożyć powłokę sowy, a łatwiej byłoby mi nakłonić Nicka, by do nas dołączył. No i jak ma
dolecieć tam pies?
- Nie będziemy nikogo nakłaniać - warknęło Podłe Psisko. - Twój przyjaciel Nick znajduje się
pod wpływem Niszczyciela, jest jego narzędziem. Będziemy musieli zabrać go wbrew jego woli -
trzeba jednak liczyć się z tym, że może być teraz bardzo niebezpieczny. Jeżeli chodzi o latanie, to
żaden problem, po prostu stanę się trochę mniejszy i urosną mi skrzydła.
- Ach tak - bąknął Sam. - No jasne, urosną ci skrzydła - dodał z powątpiewaniem.
- Musimy także bardzo uważać na samego Hedge a - powiedziała Lirael, którą nagle ogarnęły
wątpliwości, czy plan, który przedstawiła, nadaje się do realizacji. - Mimo wszystko to ja będę
musiała przemienić się w sowę - jej postać stworzyłam przecież na moją miarę, dla ciebie ta forma
byłaby za ciasna. A swoją drogą, mam nadzieję, że powłoka sowy nie pogniotła się zanadto w
plecaku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl