[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To ten mężczyzna z nożem włączył tę maszynerię - odezwał się Kim.
- Pewnie, że on - przytaknął Douglas.
Kim nie próbował się spierać, nie wskazał też plastikowej beczki na odpadki,
która potoczyła się pod jeden ze stołów. Był pewien, że krew przekona
policjantów, iż mówi prawdę.
Kim zaprowadził ich pod odpowiednią kratę. Gdy Curt oświetlił ją swoją
latarką, Kim zobaczył ku swemu rozczarowaniu, że krew zniknęła.
- Była tutaj! - zawołał, kręcąc głową. - Ktoś ją zmył.
- Bez wątpienia człowiek z nożem - stwierdził, chichocząc, Leroy.
- A któż by inny? - dodał wesoło Douglas.
- Zaczekajcie chwilę - powiedział nagle Kim. Był zrozpaczony. Musiał coś
zrobić, aby mu uwierzyli. - Telefon! Rozmawiała ze mną przez telefon
komórkowy. Jest w archiwum.
- Co za inwencja - stwierdził Douglas. - Muszę przyznać, że masz wyobraznię. -
Spojrzał na Curta. - Myślisz, że moglibyśmy tam zajrzeć? To i tak po drodze.
- Oczywiście - odparł Curt.
Kiedy Curt prowadził Kima i Douglasa do archiwum, Leroy poszedł do wozu
patrolowego, żeby skontaktować się z posterunkiem. Na progu archiwum Curt
odsunął się na bok i ustąpił miejsca pozostałym. Ledwie weszli, Kim
natychmiast upadł na duchu. Krzesła stały równo poustawiane i co
najważniejsze, telefon zniknął.
- Był tutaj, przysięgam! - zawołał Kim. - A niektóre krzesła były
poprzewracane.
- Nie widziałem żadnego telefonu, kiedy wszedłem sprawdzić, czy to włamanie -
odezwał się Curt. - Natomiast krzesła stały tak jak teraz.
- A co z rozbitą szybą w drzwiach? - zapytał podniecony Kim. Ręką wskazywał na
frontowy korytarz. - Jestem pewien, że słyszałem, jak ją rozbijano, kiedy
rozmawiałem przez telefon z panną Baldwin.
- Pomyślałem, że drzwi zostały uszkodzone w trakcie włamania - zasugerował
Curt. - Razem z oknem.
- To niemożliwe - zaprzeczył Kim. - Wybiłem szybę w oknie, ale szyba w
drzwiach była już stłuczona, kiedy tu wszedłem. Patrzcie, wszystkie kawałki
szkła z drzwi leżą wewnątrz. Ktokolwiek to zrobił, musiał znajdować się na
korytarzu.
- Hmm - mruknął Douglas. Popatrzył na kawałki szkła pod drzwiami. - Słuszne
spostrzeżenie.
- Jej samochód! - krzyknął Kim, wpadając na inny pomysł. - Ciągle musi stać
przed fabryką. To żółty ford sedan. Jest zaparkowany na końcu budynku.
Zanim Douglas zdążył odpowiedzieć na tę nową sugestię, z wozu patrolowego
wrócił Leroy. Szeroką twarz rozjaśniał mu krzywy uśmieszek.
- Przed chwilą połączyłem się przez radio z posterunkiem - oznajmił. -
Piorunem sprawdzili naszego doktorka, i wiesz co? Ma pełną teczkę. Nie dalej
jak wczoraj w nocy aresztowano go za naruszenie prywatnej własności, stawianie
oporu podczas zatrzymania, uderzenie funkcjonariusza i pobicie szefa
restauracji szybkiej obsługi. W tej chwili jest na zwolnieniu za własnym
poręczeniem.
- Coś takiego - rzekł Douglas. - Notoryczny przestępca. Okay, doktorku, dosyć
tych bzdur. Jedziemy na posterunek.
Rozdział 15
Niedziela przedpołudnie, 25 stycznia
Kim doznał uczucia deja vu. Znowu był w tej samej sali sądowej przed tym samym
sędzią. Jedyną istotną różnicą była pogoda na zewnątrz. Tym razem nie świeciło
słońce, dzień był pochmurny z przelotnymi opadami śniegu - równie pochmurny
jak nastrój sędziego Harfowe'a.
Kima posadzono przy odrapanym stole bibliotecznym obok Tracy. Przed nimi, tuż
poniżej sędziowskiej ławy, stał Justin Devereau, prawnik i wieloletni
przyjaciel Kima. Z wyglądu przypominał arystokratę, od czasu studiów na
Harvardzie kierował się starą maksymą: "Jedz na Zachód, młody człowieku!"
Zaczął prowadzić firmę, która wkrótce stała się jedną z największych i
najprężniejszych kancelarii adwokackich w mieście. Liczba wygranych przez
niego spraw nie miała sobie równych. Lecz tego szczególnego poranka Justin
wydawał się zmartwiony. Toczył mozolną bitwę z gniewem sędziego Harfowe'a.
Kim wyglądał jeszcze gorzej niż przedtem, spędziwszy kolejną noc w areszcie w
tym samym ubraniu. Nie umył się ani nie ogolił. Wyraznie też niepokoił się
przebiegiem obecnej rozprawy. Ostatnie, czego pragnął, to ponownie wylądować w
więzieniu.
Justin odchrzÄ…knÄ…Å‚.
- Proszę pozwolić mi powtórzyć, że przed tragicznym odejściem jego jedynej
córki doktor Kim Reggis był wzorowym obywatelem naszego społeczeństwa.
- Choroba jego córki stała się usprawiedliwieniem dla jego pojawienia się
przed tym sądem już w dniu wczorajszym - odparł zniecierpliwiony sędzia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]