[ Pobierz całość w formacie PDF ]
walce z innymi młodymi samcami, choć tak naprawdę nie kochałeś jej.
Cóż, jak każdy alfa uwielbiałeś wyzwania i nadal tak jest, dzięki czemu
odnosisz sukcesy w polityce. Podziwiam cię za to. Ale na pewno już
wiesz... choć może nie przyznajesz się do tego... że w życiu prywatnym,
w miłości, mówiąc wprost, nie trzeba zdobywać i walczyć do upadłego.
Najważniejsze, to dostrzec drugą osobę i być przez nią dostrzegany,
ofiarować jej serce i cieszyć się darem jej serca.
Poznawać ją i pozwalać, by ciebie poznawała. Wyzbądź się egoizmu i
egocentryzmu, bądź dla Nicoli, a wtedy ona będzie dla ciebie.
Abe milczał przez chwilę, potem spojrzał bratu w oczy.
- Kiedy, do diabła, zrobiłeś się taki mądry? Harold uśmiechnął się
krzywo.
- Kiedy ty podbijałeś świat.
Jedzenie znowu zaczęło się Nicoli dobrze kojarzyć. W salonie
smakowała truskawki oprószone cukrem, malutkie tarty pekanowe,
paróweczki. Szczęśliwie trzy dni temu mdłości ustąpiły, mogła więc
cieszyć się przyjęciem.
- Oho, jak widzę, już po chorobie. - Abe wychylił się zza jej pleców.
- Trzeba cię jednak dobrze pilnować.
- A to dlaczego?
- Po takiej głodówce musisz być nienasycona. - Mrugnął do niej
znacząco, a potem dodał niewinnie: - Jak się rzucisz na jedzenie, to
wszystko zmieciesz i dla innych nie starczy. A wtedy nasza gosposia
Urządzi prawdziwe piekło.
- Kochana Joyce i piekło? - Roześmiała się.
- Jak widzę, jeszcze jej nie znasz od tej strony - stwierdził ponuro,
sięgając po truskawkę z talerza Nicoli. - Dobra... smakowita...
najlepsza... - Mówiąc te słowa, wpatrywał się zmysłowo w jej oczy.
Jak ma to wytrzymać i nie zostać kobietą szaloną?
- Jeszcze truskaweczkę? - kusiła.
- Później, ludzie patrzą... - Jego uśmiech obiecywał tak wiele... -
Weszłaś tylnymi drzwiami?
anula & polgara
- Chciałam, żebyś swobodnie pławił się w senatorskim splendorze
pośród wielbiącego cię tłumu.
- Ty to umiesz sprowadzić na ziemię. A już było mi tak dobrze. -
Znów się uśmiechnął. - Wiesz, że najbardziej zależało mi na spotkaniu z
tobą.
- A nie powinno, szczególnie w takim dniu. Przecież nie należę do
rodziny.
Chwycił jej rękę, wyzywająco spojrzał w oczy.
- Zmienię to.
- Oszalałeś? - Gwałtownie wyszarpnęła dłoń, zerkając niespokojnie,
czy ktoś nie dostrzegł tej sceny.
- Tak, Nickie. Oszalałem.
- Powinnam się przywitać z...
- Muszę ci coś pokazać, zanim mi uciekniesz, mały tchórzu. -
Chwycił ją za łokieć i prowadził w przeciwległy róg pokoju.
- Nie jestem tchórzem! - rozeźliła się. - Jestem tylko rozsądna,
podczas gdy ty jesteś absolutnie... - Nie mogła znaleźć właściwego
słowa.
- Absolutnie jaki?
Absolutnie cudowny, nieodparty, niemożliwy.
- Niemożliwy.
- Niech będzie. - Wskazał na stół. - Poprosiłem kucharkę, żeby
upiekła je dla ciebie.
Nicola wpatrywała się w stół. Stała na nim blacha pełna ciasta
niebezpiecznie przypominającego jej ulubione. Serce jej stopniało.
- Czy to naprawdę Błoto Missisipi?
- Tak Jest jeszcze jedno w kuchni, dla ciebie, żebyś zabrała je do
domu.
- Och, nie dam rady zjeść całego sama, choć bardzo bym chciała. -
Uśmiechnęła się. - Resztę zamrożę, będzie na później. - Spojrzała na
Abe'a. - To takie miłe. Pomyślałeś o mnie. Nie wiem, co powiedzieć.
- Pozwól, że po przyjęciu przywiozę ci drugie ciasto.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]