[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Podczas rządów białych każde afrykańskie dziecko urodzone w Rodezji musia-
ło mieć angielsko brzmiące imię, wpisane do metryki wraz ze swym imieniem
plemiennym. Urodziłem się w odległej prowincji Binga przed sześćdziesięciu la-
ty i urzędnik wpisujący mnie do rejestru urodzeń nie miał wielkiej wyobrazni.
Ponieważ urodziłem się w poniedziałek. . .
Michael uśmiechnął się.
 Imię jak każde inne i łatwo je zapamiętać.
Siedzieli w eleganckim gabinecie na piętnastym piętrze nowoczesnego biu-
rowca w śródmieściu Harrare. Michael był w szortach i koszuli z krótkimi rękawa-
mi. Było mu nieco chłodno w klimatyzowanym pomieszczeniu. Jego rozmówca
miał na sobie elegancki popielaty garnitur w delikatne białe prążki, jasnoniebieską
koszulę i beżowy krawat.
Afrykanin rozparł się wygodnie w fotelu i obrzucił spojrzeniem panoramę
Harrare, widoczną za wielkim oknem zajmującym prawie całą ścianę od podłogi
do sufitu. Następnie przerzucił wzrok na Michaela.
 Zaprosiłem pana w celu wyrażenia głębokiej wdzięczności za uratowanie
mego zbłąkanego syna przed okropnym pobiciem i okaleczeniem, a być może
i przed śmiercią. Pod wieloma względami jestem z niego bardzo dumny, ale nie-
stety ma on słabość do kobiet. Być może wczorajsza przygoda czegoś go nauczy.
 Być może  zgodził się Michael.  Mniej więcej przed trzema laty znala-
złem się w podobnej sytuacji, a może nawet gorszej. . . Było to również rezultatem
prowokacji ze strony kobiety. Wziąłem sobie tę lekcję do serca. Jednakże, drogi
panie Poniedziałek, osobą, której w pierwszym rzędzie należy podziękować, jest
Szawi.
 Już to uczyniłem.
Zapadła cisza. Afrykanin tkwił w głębokiej zadumie. Kiedy przed dwiema mi-
nutami Michael wszedł do gabinetu, gospodarz włączył interkom i polecił sekre-
tarce z nikim go nie łączyć, aż do odwołania. Ponieważ Michael miał do czynie-
93
nia z biznesmenem, z natury rzeczy zawsze bardzo zajętym, zakładał, że teraz, po
otrzymaniu podziękowania, powinien wstać i pożegnać się. Kiedy jednak chciał
to uczynić, Afrykanin powstrzymał go gestem ręki.
 W zasadzie powinienem zaprosić pana do domu, aby moja żona także mo-
gła wyrazić panu swoją wdzięczność, ale doszedłem do wniosku, że nie powinien
pan być u mnie przez nikogo widziany.  Wskazał dłonią otaczające go ściany
i ciągnął dalej:  To nie jest mój gabinet. Moje biuro znajduje się na najwyż-
szym piętrze. . . cały budynek do mnie należy. . . Na nasz rozmowę pożyczyłem
ten gabinet od przyjaciela.
Michael rozsiadł się z powrotem w fotelu. Gospodarz wskazał na podobny do
komódki mebel w rogu.
 Gabinet nie jest mój, ale wiem, że barek jest dobrze zaopatrzony. Czego się
pan napije?
Było już pózne popołudnie.
 Dżin z tonikiem, jeśli można  odpowiedział po chwili wahania Michael.
 Przyłączę się do pana, ale jeśliby pan spotkał moją żonę, to proszę jej nie
mówić, że piłem przed zachodem słońca.
Kiedy Michael podniósł szklankę do ust i upił mały łyczek, spoglądający na
niego znad własnej szklanki Afrykanin powiedział:  Chcą pana zabić.
 Z powodu ubiegłej nocy?  Michael z wrażenia, aż opuścił szklankę.
Gospodarz zaprzeczył ruchem głowy.
 Nie. Ci z ubiegłej nocy to drobne rybki i małe móżdżki. Pan ich na do-
bre wystraszył. Ludzie, którzy planują zabicie pana, to wielkie mózgi i wielkie
pieniÄ…dze.
 Kim oni sÄ…?
Afrykanin ponownie przeniósł wzrok na panoramę Harrare. Michael spokoj-
nie czekał, aż jego gospodarz podejmie decyzję. Poniedziałek N Kuku zaczął od
opowiadania o sobie. O swoim pochodzeniu, młodości, interesach. Dorastał w do-
linie Zambezi, chodził do misyjnej szkoły. Jego wieś i szkoła zostały przeniesione,
gdy zaczęto budować potężną tamę Kariba i miało powstać jezioro Kariba. Jako
młody chłopiec uzyskał pracę u białego farmera. Zapłata była nędzna, farmer zaś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl