[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się na wodza. Potem stało się to. . . to. . . i to także jego wina. Gdyby nie on, nigdy
by nie miało miejsca. Teraz Prosiaczek nic nie widzi. Przyszli, zakradli się. . . 
głos Ralfa stał się piskliwy  zakradli się po nocy i zabrali nam ogień. Ukradli.
Gdyby poprosili, dalibyśmy im sami. Ale ukradli i teraz nasze ognisko się nie pa-
li, i już nigdy się nie uratujemy. Rozumiecie? Dalibyśmy im ogień sami, ale oni
woleli ukraść i. . .
Urwał, bo ta zastawka w mózgu znowu zaskoczyła. Prosiaczek wyciągnął ręce
po konchÄ™.
 Co zamierzasz zrobić, Ralf? Bo to, co mówisz, to tylko gadanie, a nie
postanowienie. Chcę odzyskać swoje okulary.
 Właśnie myślę. Gdyby tak pójść do nich, ale przyzwoicie, najpierw się
umyć i uczesać. . . ostatecznie nie jesteśmy dzikusami, a sprawa ocalenia to wcale
nie zabawa.
Otworzył zapuchłe oko i spojrzał na blizniaków.
 Doprowadzimy się do porządku i pójdziemy. . .
 Powinniśmy wziąć włócznie  rzekł Sam.  Prosiaczek też.
 . . . bo mogą nam się przydać.
 Ja trzymam konchÄ™!
Prosiaczek podniósł w górę muszlę.
 Możecie sobie wziąć włócznie, jeżeli chcecie, ale ja nie wezmę. Bo i po co?
I tak będziecie musieli mnie prowadzić jak psa. Tak, śmiejecie się. Zmiejcie się
dalej. Są tu tacy na tej wyspie, co się śmieją ze wszystkiego. I co z tego wyszło? Co
sobie o tym pomyślą starsi? Simon zamordowany. A gdzie ten maluch z myszką
na twarzy? Kto go pózniej widział?
 Prosiaczku! Zaczekaj!
 Trzymam konchę. Pójdę do tego Jacka Merridewa i powiem, co o nim
myślę.
 Lepiej uważaj.
 A co gorszego może mi zrobić po tym, co dotychczas zrobił? Już ja mu
nagadam. Pozwól mi, Ralf, zabrać konchę. Pokażę mu, że nie wszystko ma. Prze-
rwał na chwilę i spojrzał na mgliste postacie przed sobą. Słuchał go wydeptany
w trawie kształt dawnego zgromadzenia.
129
 Pójdę do niego z konchą w rękach. Wyciągnę ją przed siebie. Spójrz, po-
wiem, jesteÅ› silniejszy ode mnie i nie masz astmy. Masz, powiem, dwoje zdro-
wych oczu. Ale nie proszę cię, żebyś mi oddał okulary, nie proszę o żadną łaskę.
Nie proszę cię, żebyś się zlitował, bo jesteś silniejszy, ale bo tak należy. Powiem,
musisz mi oddać moje okulary. Prosiaczek umilkł, zaczerwieniony i drżący. Szyb-
ko oddał Ralfowi konchę, jakby chcąc jej się najspieszniej pozbyć, i otarł z oczu
łzy. Otaczały ich zielone blaski, a koncha leżała u stóp Ralfa, biała i delikatna. Na
jej łagodnej krzywiznie błyszczała niby gwiazda łza, której Prosiaczek nie zdołał
powstrzymać. W końcu Ralf wyprostował się i odgarnął włosy.
 Dobra. To znaczy. . . możesz spróbować, jeśli chcesz. Pójdziemy z tobą.
 Będzie wymalowany  rzekł Sam bojazliwie.  Wiecie, jaki jest, gdy
siÄ™. . .
 . . . nie będzie się nami przejmował. . .
 . . . a jak się wścieknie, to po nas. . .
Ralf spojrzał spode łba na Sama. Przypomniał sobie mgliście, co mu powie-
dział kiedyś Simon.
 Nie bądz głupi  rzekł. I zaraz dodał szybko:  Idziemy.
Wyciągnął konchę do Prosiaczka, który poczerwieniał, tym razem z dumy.
 Musisz ją nieść.
 Wezmę ją, jak już będziemy gotowi. . .
Prosiaczek szukał słów, które by wyraziły jego gorącą chęć niesienia konchy
na przekór wszystkiemu.
 Z przyjemnością ją poniosę, Ralf, tylko musicie mnie prowadzić.
Ralf położył konchę na wyślizganym pniu.
 Zjedzmy coÅ› i szykujmy siÄ™ do drogi.
Poszli ku spustoszonym drzewom owocowym. Prosiaczkowi trzeba było po-
dawać owoce, bo inaczej musiał ich szukać po omacku. W czasie jedzenia Ralf
myślał o popołudniu.
 Będziemy tacy, jak kiedyś. Umyjemy się. . .
Sam przełknął owoce i zaprotestował.
 Przecież co dzień się kąpiemy!
Ralf spojrzał na stojących przed nim brudasów i westchnął.
 Powinniśmy się uczesać. Tylko że mamy za długie włosy.
 Ja mam w szałasie obie skarpetki  powiedział Eryk  możemy wciągnąć
je na głowy jak czapeczki.
 Możemy poszukać czegoś  rzekł Prosiaczek  żeby związać włosy z ty-
łu głowy.
 Jak dziewczyny!
 Nie. Co to, to nie.
 No, to musimy iść tak, jak jesteśmy  powiedział Ralf  oni nie będą od
nas lepsi.
130
Eryk wykonał gest, jakby chciał ich powstrzymać.
 Ale będą wymalowani! Wiecie, jak to jest. . .
Kiwnęli głowami. Rozumieli aż za dobrze, jak te maskujące barwy wyzwalają
dzikość. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl