[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ją czułymi słówkami. Jednak już wtedy jasno mówił o swoich intencjach i świadomie
narażał ją na przyszłe cierpienie. Spojrzała na jego pochyloną głowę. Miała ochotę zanu-
rzyć palce zdrowej ręki w gęstwinie jego włosów, ale to oznaczałoby powrót do sypialni.
Poruszyła się nerwowo na krześle. Tęskniła za dotykiem jego rąk i ust, ale cena
uległości byłaby zbyt wysoka. Nie mogła się narażać na takie cierpienie.
- Zatamowałem krew. Jak się teraz czujesz?
- Lepiej, dziękuję.
Ku swemu przerażeniu Meg zdała sobie sprawę, że się uśmiecha. Gianni do per-
fekcji opanował sztukę uwodzenia. Trudno było mu się oprzeć. Wiedziała, że wystarczy
jedno jej słowo, a znów znajdzie się z nim w raju. Aączyło ich coś więcej niż pożądanie.
Jednak, mimo pozornego zatracenia się w miłosnym szaleństwie, z nich dwojga to Gian-
R
L
T
ni stał mocno na ziemi, dbając o swoje interesy. Meg wiedziała, że hrabia nie pozwoli,
aby ktoś przeszkodził mu w ich realizacji.
Patrzyła, jak Gianni bandażuje jej dłoń.
- Będę spokojniejszy, jeśli obiecasz, że po pracy pokażesz rękę lekarzowi.
- Przykładny szef - zauważyła Meg. - Trudno będzie mi z tym pracować - dodała,
unosząc dłoń.
- Może napijemy się herbaty? - Gianni pochylił się, próbując zajrzeć jej w twarz.
Widząc jego ciemne, błyszczące oczy, Meg poczuła, że jej bojowy nastrój znika.
Gianni nastawił wodę, po czym wziął do ręki nożyk.
- Nie wolno używać tępego noża - powiedział, wyciągając z szuflady ostrzałkę do
noży.
Szybko go naostrzył.
- Jestem pod wrażeniem - powiedziała Meg. - Mogłam to zrobić sama.
- Ale nie zrobiłaś i się skaleczyłaś.
Meg dotknęła ręką czoła. Nie zdążyła zjeść śniadania i zaczęło jej się kręcić w
głowie. Denerwowało ją, że Gianni wciąż odgrywa rolę jej opiekuna.
- Jak siÄ™ czujesz?
- Poczuję się lepiej, kiedy sobie pójdziesz.
- Nie wyjdę, dopóki czegoś nie zjesz.
Odwrócił się i podszedł do lodówki. Przed wyjściem chciał jej zadać parę pytań.
Zauważył, jak Meg omija go wzrokiem. Najwyrazniej wspomnienia wspólnie spędzo-
nych chwil nadal nie były jej obojętne.
Przeszła mu przez głowę myśl, że Meg traktuje go jak uciążliwego faceta, który
odciąga ją od pracy. Może powinien odwrócić się na pięcie i wyjść? A jednak nie potra-
fił.
Meg nie mogła znieść jego spojrzenia. Patrzył na nią jak na łakomy kąsek do zje-
dzenia. Odwróciła głowę, zastanawiając się, czy to dalsza część jego gry w kotka i
myszkę, czy może przyzwyczajenie rasowego uwodziciela.
- Gianni, musisz jechać. Do Napa Valley jest długa droga.
- Nie zacznÄ… spotkania beze mnie.
R
L
T
Na twarzy Meg pojawił się grymas.
- Co ci jest? - spytał zaniepokojony.
- Nic takiego. Ręka mnie trochę boli.
- Następnym razem musisz bardziej uważać - powiedział.
Zdjął z półki apteczkę i wyjął paracetamol. Podał jej tabletki i szklankę z wodą.
- Dziękuję.
Biorąc tabletkę, poczuła ciepło jego dłoni.
- Po raz pierwszy przytrafiło mi się coś takiego - przyznała.
Gianni odwrócił się i zajął przygotowaniem jedzenia. Poruszał się po kuchni tak,
jakby przebywał tam codziennie. Położył chleb na talerzu i dorzucił kilka plasterków
szynki.
- Zjedz to. Ostatnio bardzo schudłaś - powiedział.
W tym samym momencie sięgnęli do szuflady po sztućce. W ostatniej chwili Meg
cofnęła rękę, by nie dotknąć Gianniego ramieniem.
- Zostaniesz na śniadanie? - spytała i natychmiast pożałowała swych słów.
- Perspektywa zjedzenia szynki z Castelfino jest kusząca - powiedział z uśmie-
chem, który jednak szybko zniknął z jego twarzy. - Muszę przypilnować, żebyś wszystko
zjadła.
To mówiąc, przysiadł na niskim parapecie okna. Wyglądał jak ucieleśnienie ko-
biecych marzeń. Meg szybko odwróciła wzrok. Nie mogła sobie pozwolić na chwilę sła-
bości. Nie zamierzała rezygnować z celu, który sobie wyznaczyła. Zachowanie Giannie-
go miało tylko uśpić jej czujność. Mimo to nie potrafiła wyrzucić go z domu. Jedyne, co
mogła zrobić, to podtrzymywać pozornie lekki ton rozmowy.
- Kiedy wrócę do Anglii, wreszcie przestanę się obżerać. Macie tu wspaniałe je-
dzenie.
- Wy, Anglicy, potraficie każdą przyjemność zamienić w koszmar - odparł ze
smutkiem Gianni i wyjrzał przez okno.
Zapadła cisza.
- Zostań - odezwał się po chwili.
Z chwilą, gdy to powiedział, poczuła, że zaraz wybuchnie płaczem.
R
L
T
- Nie mogę. - Odłożyła widelec i przetarła dłonią oczy. - Nie chcę być twoją ko-
chanką. Jestem przyzwyczajona do samodzielności. Nie wyobrażam sobie, że będę bez-
czynnie patrzeć, jak szukasz sobie żony. Nie mogę tak po prostu komuś cię oddać!
- Więc o to chodzi. Nie bądz głuptasem - zaśmiał się Gianni.
Podszedł do niej, chcąc objąć ją ramieniem.
- Nie zwracaj się do mnie w ten sposób! - krzyknęła Meg. - Przyjechałam do Ca-
stelfino, bo dostałam tu pracę. Jak mogę sumiennie wykonywać swoje obowiązki, jeśli
jednocześnie mam być twoją kochanką? Jedno z drugim nie idzie w parze. Czy ty na-
prawdę uważasz, że zgodzę się, byś mnie traktował jak marionetkę? Zanim się obejrzę,
ty będziesz otoczony gromadką dzieci, a ja zostanę sama. Może to dobre dla ciebie, ale
nie dla mnie. Nie zamierzam odgrywać roli służącej. Mam swoją rodzinę i swój dom.
- Twoi rodzice świetnie sobie radzą bez ciebie.
- A co będzie, kiedy tata pójdzie do szpitala?
- Przyślę im kogoś ze służby. Chcę, żebyś została ze mną w Castelfino.
- Nie mogę, muszę wracać do domu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl