[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie ma sprawy - odparł Zak. - Do tego czasu powinienem mieć już własny
samochód. Chyba muszę już iść. Jestem rowerem, a mam tylko piętnaście minut, żeby dotrzeć
na miejsce.
- Miło było cię poznać, Zak - powiedział Michael.
- Mnie również - odparł Zak.
- Czy to nie romantyczne? - westchnęła Meredith. kiedy odprowadzała Zaka do drzwi.
- Nie wiem. Zlub to poważna sprawa - odparł Zak. Dla Meredith brzmiało to aż za
bardzo serio.
- Chcesz przez to powiedzieć, że jeszcze nie jesteś gotowy do małżeństwa? -
zażartowała.
Zak roześmiał się.
- Daj spokój! - postawił kołnierz kurtki i otulił się nim mocno, po czym spojrzał na
niebo. - Wygląda na to, że będzie padał śnieg. Mam nadzieję, że nie będę wracał do domu
podczas śnieżycy.
- Jeżeli zacznie padać, Phil może po ciebie przyjechać, prawda? - zapytała Meredith.
Zak wsiadł na rower.
- Nie martw się o to - odparł. Przysunął się do Meredith i pocałował ją w czubek nosa,
po czym odjechał.
Meredith patrzyła, jak znika za rogiem, a potem weszła do domu.
Wieczorem, po kolacji, Olivia i Michael poszli z państwem Miller do małego pokoju,
żeby porozmawiać na osobności. Po godzinie cała rodzina zgromadziła się w salonie.
Meredith i Tiffany czekały w napięciu, co rodzice postanowią. Zastanawiały się, czy ślub w
ogóle dojdzie do skutku. Jednak kiedy Olivia i Michael weszli do pokoju z uśmiechem na
twarzy, rozwiały się wszelkie wątpliwości.
- Co się stało? - zapytała Meredith.
- Wszystko uzgodniliśmy - odparła Olivia, puszczając oko do siostry. - Pobierzemy się
tutaj, a mama i tata będą na ślubie!
- To wydarzyło się tak nagle. Zbyt szybko - wyszeptała pani Miller.
- Zbyt szybko... - powtórzył pan Miller niczym echo.
- Chyba powinienem zadzwonić do moich rodziców i przekazać im wspaniałe wieści -
wtrącił Michael.
- Oczywiście, że powinieneś - zgodziła się pani Miller. - Możesz skorzystać z telefonu
w małym pokoju. Zaproś całą rodzinę na Zwięto Dziękczynienia. Musimy się wszyscy
spotkać, żeby się lepiej poznać i omówić szczegóły.
- Omówić wszystkie szczegóły... - powtórzył pan Miller. Michael wyszedł z salonu, a
Olivia usiadła na kanapie obok Meredith i Tiffany.
- Chciałabym, żebyście były moimi druhnami! - zwróciła się do sióstr. Po czym
spojrzała na mamę i dodała szybko: - Tak jak mówiłam wcześniej, nie chcemy hucznej
ceremonii. Tiff i Meredith będą moimi druhnami, najlepszy przyjaciel Michaela, Peter, będzie
jego świadkiem, a brat John drużbą. Poza tym chcę włożyć starą suknię ślubną babci Howell.
- Jesteś tego pewna, kochanie? - zapytała pani Miller. - Suknia babci jest strasznie
stara. Nie wiem, jaki ma rozmiar i czy w ogóle nadaje się jeszcze na taką okazję.
- Jestem pewna - nalegała Olivia. Odwróciła się do Meredith i powiedziała: -
Dopasujesz sukienkę babci, jeżeli zajdzie taka potrzeba? - zapytała. - Masz wielki talent i nikt
inny nie zrobiłby tego lepiej od ciebie.
- Naprawdę uważasz, że potrafię to zrobić? - zapytała Meredith z powątpiewaniem.
Olivia roześmiała się.
- Oczywiście, że tak. głuptasie. Nie prosiłabym cię o to, gdybym w to wątpiła.
Przecież sama szyjesz sobie ubrania, a poza tym przygotowujesz kostiumy dla kółka
teatralnego w szkole. Nie muszę chyba podawać więcej przykładów, prawda?
Meredith skinęła głową.
- W takim razie chodzmy na strych, kochanie - zwróciła się pani Miller do męża. -
Wyciągniemy tę sukienkę już teraz. A potem zobaczymy razem z Meredith, ilu wymaga
poprawek.
Pan Miller westchnął, po czym ociągając się. odparł:
- Zgoda...
W sobotę rano Meredith i Olivia zaniosły suknię ślubną babci do salonu i rozłożyły ją
na kanapie. Zeszłego wieczoru nie obejrzały jej dokładnie, ponieważ Olivia nie chciała, żeby
Michael zobaczył suknię przed ślubem. Twierdziła, że to przynosi pecha. Teraz, kiedy pan
Miller pojechał z Michaelem na zakupy, mogły spokojnie zrobić przymiarkę. Musiały
zaczekać jeszcze na mamę. ponieważ obiecały jej wcześniej, że niczego nie będą zmieniać
bez niej.
- Jesteś na sto procent pewna, że ja mam przerobić tę sukienkę? - zapytała Meredith
ponownie, kiedy dotykała bogatych zdobień. To prawda, że szyła dla siebie ubrania i
przygotowywała stroje dla aktorów, ale nigdy wcześniej nie powierzono jej tak ważnego
zadania.
- Już ci mówiłam, że nie zwróciłabym się do ciebie z taką prośbą, gdybym sądziła, że
sobie nie poradzisz. Ale jeżeli wolałabyś tego nie robić...
- Och. nie. Oczywiście, że chcę - zapewniła Meredith. - Po prostu boję się, żeby
czegoś nie popsuć.
W tym momencie ktoś zadzwonił do drzwi.
- To na pewno skauci chcą przyjąć zamówienie na bożonarodzeniowy wieniec -
stwierdziła Olivia. - Niech Tiffany się tym zajmie.
Meredith słyszała, jak Tiff zeszła na dół. po czym otworzyła drzwi. Po chwili zajrzała
do salonu.
- Zgadnij kto - powiedziała.
Ku zaskoczeniu Meredith do pokoju wszedł Zak.
- To ja - powiedział, uśmiechając się do niej.
- Miło cię znowu widzieć. Nie zbierasz przypadkiem zamówień na bożonarodzeniowe
wieńce? - zażartowała Olivia.
Zak wyglądał na zakłopotanego.
- Nie, nie zbieram. Ale to nie jest taki zły pomysł. Może zajmę się tym. kiedy będę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]