[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Phi  parsknęła pogardliwie Kaśka Sobocińska spoglądając na misia.  Ja mam w domu
Å‚adniejszego.
Nij poczuł się nieswojo, gdy uświadomił sobie, że to o niego chodzi, a Szymek musiał przygryzć
język, żeby nie wypaplać, że to nie jest zwykły misiek, tylko prawdziwy przyjaciel, którego nie
można kupić nawet w  Pewexie .
Na korytarzu przed jadalnią zaczepiła go pani Ela.
 Przecież wiesz, że nie można przynosić z domu zabawek.
 On jest mały i nie będzie przeszkadzał  głos chłopca przepojony był lękiem. Bał się, że pani
Ela zabierze Nija do depozytu i odda dopiero przy wychodzeniu.
87
 No dobrze już, dobrze. Tylko żebyś nie płakał, jak miś ci się gdzieś zawieruszy.
Szymek odetchnął z ulgą. Dwie kolejne godziny minęły bez przygód. Było słonecznie i ciepło,
więc dzieci poszły bawić się do ogródka. Szymek trzymał się na uboczu. Wetknął za koszulę Nija i
szeptał mu do ucha. Rozmowa była jednostronna, bo Nij nie mógł odpowiadać ani zadawać pytań,
a Szymek miał wielką ochotę na zjeżdżalnię.
 Zabrałbym cię. Zjeżdżanie jest fajne, ale mógłbyś się potłuc. Posadzę cię na chwilkę pod
krzaczkiem przy płocie. Tutaj nikt cię nie znajdzie. Zjadę sobie trzy razy i wrócę do ciebie.
Pobiegł szybko i ustawił się w kolejce do zjeżdżalni.
Nij siedział w cieniu ukryty przed ludzkim wzrokiem, sam natomiast mógł bez przeszkód
obserwować, co dzieje się dokoła. Powoli ogarniał go spokój i rozleniwienie.
Szymek natomiast zdążył już zjechać trzy razy, ale wydawało mu się, że to dopiero dwa, bo
Grzesiek Osiński wypchnął go z kolejki, a potem postanowił zjechać po raz ostatni dodatkowo i
wreszcie po raz najostatniejszy.
Nija wyrwało z krótkiej drzemki lekkie uderzenie w plecy. Nie mógł się obejrzeć. Musiał do
końca grać rolę pluszowego niedzwiadka.
Gdy chłopiec wrócił po kilkunastu minutach, miejsce, które zajmował Nij, było puste. Szymek
nie wierzył własnym oczom. Spoglądał co chwilę w tamtą stronę i był całkowicie pewny, że nikt
nie podchodził do krzaczka, nie licząc Grześka, który właściwie tylko przebiegł w pobliżu... Co się
mogło stać? Wargi chłopca wykrzywiły się w podkówkę i poczęły drgać lekko.
Piotrek pieczołowicie ustawił torbę na środku ławki, rozchylił ją ostrożnie i posadził Otego tak,
żeby mógł widzieć, co dzieje się w klasie. Siedzący w tej samej ławce Rafał Sikora przyglądał się
tym zabiegom z wyraznym niedowierzaniem. Znał Piotrka od dawna i nigdy go nie podejrzewał o
słabość do maskotek.
 Co to jest?  zapytał wyciągając rękę w stronę Otego. Piotrek uchwycił jego dłoń w powietrzu
i przycisnÄ…Å‚ do Å‚awki.
 Zostaw!  warknął.  Nie widzisz, co to? Małpa.
 Zwariowałeś?  Rafał rozcierał rękę.
 Pożyczyłem od znajomego na klasówkę z matmy. Przynosi fart, tylko nie można jej dotykać.
Matematyka była przedmiotem, z którym Rafał miewał często kłopoty. Między innymi z tego
powodu siedział z Piotrkiem w jednej ławce. Słabość z tego przedmiotu była zródłem innej
słabości: Rafał podatny był na wszelkiego rodzaju zabobony. Przed każdą klasówką pluł przez lewe
ramię, pukał w nie malowane drzewo, bladł na widok czarnego kota i potrafił przejść całą drogę z
domu do szkoły ani razu nie postawiwszy stopy na spojeniu płyt chodnika. Ten ostatni przesąd był
jego własnym wynalazkiem. Dlatego spojrzał na rzekomą maskotkę z respektem i nadzieją.
 Na pewno działa?
 Dziewięćdziesiąt pięć procent skuteczności w promieniu metra  z kamienną twarzą
powiedział Piotrek. Bluff okazał się skuteczny. Nie miał już wątpliwości, że Rafał nie tknie Otego
palcem i nie pozwoli tego zrobić nikomu postronnemu. Trudno było o lepszego goryla dla
ukrywającego się w przebraniu kosmity. Gdy Maciek Gałecki siedzący przed nimi odwrócił się
nagle i wykonał niezdecydowany ruch ręki spoglądając na maskotkę, otrzymał niespodziewanie
potężnego szturchańca w kark.
 Co jest?!  jęknął z bólu i zdumienia.
 Nie dotykać! Małpa ma bioprądy. Jest pod napięciem  syknął Rafał.  Jakie znowu bioprądy?
 zdziwił się Maciek.
 Działa na klasówki z matmy. Jest na gwarancji  pospieszył z wyjaśnieniem Piotrek.
88
 Aha  głos Maćka zabrzmiał głucho. On również gotów był liczyć bardziej na cud niż na
własne umiejętności.
Tymczasem pan Jońca, matematyk, zaczął dyktować zadania dla pierwszego rzędu.
 Małpo, ratuj!  jęknął głucho Maciek notując gorączkowo. Dopiero po chwili uświadomił
sobie, że akurat z tym zadaniem nie powinien mieć kłopotów. Odwrócił się i z wdzięcznością
cmoknął w kierunku Otego. Piotrek spokojnie zabrał się do roboty. On również nie przewidywał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl