[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podstawie dawaliśmy swoją ocenę wyników
referendum".
Byli ubecy zauważyli jednak, że sfałszowane
referendum uświadomiło wahającym się, kto
ma władzę w kraju.
 Jak wpłynęły wyniki referendum na nastroje?
- zastanawiał się Jurkowski. - Po referendum
olbrzymia liczba wahających się ludzi zaczęła
na nowo garnąć się do PPR".
 Myślę, że w tych sprawach zadecydowała
nasza słaba więz ze społeczeństwem -
oceniał Jurkowski wyniki referendum. -
Wówczas toczyła się walka nie o
merytoryczną treść tych haseł, ale o to: my
czy oni. Nie wiem, czy oni łudzili się, że w ten
sposób odbiorą nam władzę. Ale na pewno
chcieli oni w ten sposób dać wyraz swemu
stanowisku, że my jesteśmy tutaj obcy,
narzuceni narodowi, a oni są gospodarzami
kraju".
Edward Kaleta, były współpracownik
Wincentego Witosa, w czasie referendum był
prezesem PSL na Zląsk.
Przyszedł do mnie Jan Kłapa z PPS, był
wtedy bodajże burmistrzem Katowic -
wspomina - i opowiadał, jakie były tam
prawdziwe wyniki. Zapisałem sobie na
karteczce. Potem w czasie rewizji znalezli u
mnie tę notatkę i dostałem cztery lata za
posiadanie dokumentów, które mogą szkodzić
państwu.
Jedynym miastem, w którym według
oficjalnych danych przegrali komuniści, był
Kraków. Według podanych 4 lipca statystyk 84
proc. odpowiedzi na pierwsze pytanie
brzmiało  nie".
Kraków był jednym z najsilniejszych w kraju
okręgów PSL.
Był też jednym z trzech miast (obok Poznania
i Aodzi), gdzie do okręgowych komisji
wyborczych dopuszczono przedstawiciela
PSL. W Krakowie był nim Tadeusz Spiss.
Edward Kaleta mówi dziś:
- W Krakowie nie sfałszowano referendum, bo
Spiss ani na chwilę nie odszedł z komisji, nie
pozwolił na żadne przeróbki.
Zasługę podania prawdziwych danych
przypisuje się m.in. Adamowi
Krzyżanowskiemu, wybitnemu politologowi,
członkowi Polskiej Akademii Umiejętności,
cieszącemu się w Krakowie dużym
autorytetem. Zasiadał on w okręgowej komisji
wyborczej. Tuż przed referendum
Krzyżanowski jednak przekonywał na łamach
 Głosu Ludu":  Każdy kto chce, by ojczyzna
nasza była niepodległa, suwerenna i wielka,
kto chce dobrobytu i sprawiedliwości -
powinien głosować 3 razy tak".
Być może prawdziwe dane o referendum w
Krakowie dopuszczono do publikacji przez
przeoczenie. Ogłoszono je 4 lipca; były
pierwszymi, jakie opublikowano w kraju.
Pózniej komisarz wyborczy zakazał
publikowania częściowych statystyk.
Były premier Edward Osóbka-Morawski dziś
mówi:
- Kraków to sprawa Bermana, który sądził, że
jak sami przyznamy się gdzieś do porażki, to
nam więcej uwierzą w całym kraju.
Chociaż utarło się, że Krakowskie było
jedynym terenem, gdzie wyborów nie
sfałszowano, krakowski PSL - jako jeden z
trzech w Polsce, obok łódzkiego i
poznańskiego - wystąpił z protestem. Z
interpelacji złożonej do Wojewódzkiej Rady
Narodowej w Krakowie wynika, że w
województwie stosowano takie same metody
fałszowania, jak w całym kraju.
Jeszcze kilka lat temu historycy sądzili, że
komunistyczne władze zniszczyły wszystkie
dokumenty o rzeczywistych wynikach
referendum. Krystyna Kersten, pisząc w
połowie lat 80. książkę  Narodziny systemu
władzy", stwierdziła:  Wierzytelnych wyników
referendum nie znamy i nie będziemy już
nigdy znać".
Jednak na początku lat 90. profesor Andrzej
Paczkowski dotarł w Archiwum Akt Nowych do
danych PPR dotyczących wyników
referendum. Znajdowały się wśród zapisków,
jakie pozostawił po sobie Bolesław Bierut.
Spod tej samej ręki wyszły dwa inne
dokumenty znajdujące się w tej teczce:
zestawienie ogólne wyników i brudnopis
wyników oficjalnych, które pózniej
opublikowała prasa.
Z analizy teczki wynikało: średnio dla całej
Polski odpowiedzi  tak" na pierwsze pytanie
zawyżono o 41 proc., na drugie o 33, na
trzecie o 24.
W przypadku pierwszego pytania rozbieżność
między danymi PPR a podanymi oficjalnie
wynosiła od 24 proc. w województwie
szczecińskim do 50 proc. w gdańskim i
wrocławskim.
Prawdopodobnie jednak dane z teczki
Bolesława Bieruta też nie są w pełni
prawdziwe. Fałszowano przecież - bez
porozumienia z centralą - w województwach i
powiatach.
Na podstawie analizy dokumentów profesor
Paczkowski wyliczył: w referendum  za"
władzą komunistyczną głosowało nie więcej
niż 26,9 proc.,  przeciw" nie mniej niż 73,1
proc. społeczeństwa.
W sierpniu 1946 r. Zbigniew B., obecnie
mieszkaniec Kanady, siedział w knajpie w
Bytowie. Negocjował z funkcjonariuszem UB
odzyskanie krów, które skonfiskowała milicja.
- Dobrze uraczony funkcjonariusz powiedział -
wspomina Zbigniew B. - że nigdy w życiu nie
zarobił tyle pieniędzy, i chyba już nigdy nie
zarobi, co w UB w czasie referendum.
Wypisywał karty do głosowania umieszczane
w fałszywych urnach, na które następnie
podmieniano urny z lokali wyborczych.
Niezwykłe opracowanie publikuje 18 numer
 Karty". Autorem pracy jest Nikita Pietrow,
współpracownik Memoriału, towarzystwa
upamiętnienia komunistycznych zbrodni. Był
członkiem Komisji Rady Najwyższej Federacji
Rosyjskiej do spraw Przejęcia Archiwów
KPZR i KGB przez archiwa państwowe. Latem
1992 r. dotarł do dokumentów związanych z
referendum i wyborami w Polsce. Niestety, nie
mógł kopiować akt, jedynie odpisał fragmenty.
Do tej pory historycy sądzili, że decyzję o
fałszowaniu referendum podjęto w dniu
głosowania, kiedy władze zorientowały się, że
zdecydowanie przegrywają. Nikita Pietrow
twierdzi jednak, że była to operacja
przygotowana wcześniej.
Pietrow opisuje w  Karcie" raport MGB
(Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego)
ZSRR nr 1443/A z 30 sierpnia 1946 r.,
przekazany Stalinowi. Według tego raportu 20
czerwca 1946 r. do Warszawy wysłano
pułkownika Arona Pałkina, kierownika
samodzielnego wydziału D w MGB, który
zajmował się ekspertyzą dokumentów, a także
ich fałszowaniem. Pałkin - jak pisze Nikita
Pietrow w  Karcie" -  wraz z doradcą MGB w
Polsce Siemionem Dawydowem spotkał się z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl