[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zadowolić?
- Co mówi chyba wszystko, prawda? - prychnę-
Å‚a Maddie. - Nie znasz mojego ulubionego koloru
i wcale cię on nie obchodzi. Chcesz mnie ubrać jak
jakąś lalkę, żeby sprawić przyjemność sobie, a nie
mnie.
W jego złotawych oczach pojawił się mroczny
błysk.
- To nieprawda.
- Ale nie lubisz mnie takiej, jaka jestem! - rzuciła
Maddie, a jej usta wygięły się w grymasie bólu. - Nie
jesteś chyba na tyle nieczuły, żeby nie przyznać, że
wydawanie tysięcy funtów na kogoś takiego jak ja daje
bardzo obrazliwe przesłanie!
Słysząc to, Giannis poczuł wściekłość. Zacisnął
pięści i wrócił do sypialni.
- Więc wracamy do tego, że jestem nieczuły?
- Nie musisz mi przypominać, że jesteś bogaczem.
- Przestań mówić tak, jakby mój majątek był wadą
- odparł Giannis.
- Ale właśnie jest... Nie widzisz tego? Stanowi
barierę między nami. Nie jestem dziwką, której trzeba
płacić. A tak się przez ciebie czuję!
- Theos mou... Jesteś strasznie kapryśna! - powie-
dział Giannis lodowatym tonem. - Podarunek nie jest
S
R
obrazą i trzeba umieć go przyjmować z wdziękiem.
Jestem hojnym człowiekiem, a twój stosunek do spra-
wy mnie obraża! Nie masz pojęcia, jak powinnaś się
zachować.
To zabolało. Maddie łzy napłynęły do oczu. Nie
była przyzwyczajona do takich gwałtownych kłótni.
Nikt też jej wcześniej nie powiedział, że brakuje jej
dobrych manier. Skuliła się w sobie. Wciąż jednak
czuła, że nie powinna przyjmować tej kolekcji szoku-
jąco drogich strojów. Nie była wynajętą dziewczyną
do towarzystwa. Może jednak, gdyby miała je na
sobie, on czułby się w jej towarzystwie lepiej? Więc
kto miał rację? A kto się mylił?
W jej głowie kłębiły się sprzeczne myśli, więc
wyszła na taras. Ochłonąwszy w wieczornym powiet-
rzu, zwinęła się w kłębek na kanapie. Kilka minut
pózniej pojawiła się pokojówka i podała jej kasz-
mirowy koc.
Giannis obserwował z sypialni, jak Maddie owija
się kocem, który jej posłał. Zacisnął zęby. Nikt inny
mu się nie sprzeciwiał. A na pewno nigdy nie była to
kobieta. Dlaczego była wobec niego tak krytyczna?
Strasznie go to irytowało.
Podjąwszy błyskawicznie decyzję, Giannis jednym
ruchem rozsunął drzwi tarasowe i wyszedł na ze-
wnątrz. W świetle lamp z witrażowym kloszem jej
oczy lśniły niczym klejnoty. Bez wahania Giannis
schylił się, podniósł ją razem z kocem i wniósł do
środka.
- Co ty wyprawiasz? - pisnęła Maddie.
S
R
Położył ją na łóżku, po czym wyciągnął się obok
niej.
- A jak myślisz?
- Powiedziałeś, że nie mam dobrych manier...
Położył palce na jej policzku i zwrócił jej twarz ku
swojej, wpatrujÄ…c siÄ™ w niÄ… intensywnie.
- Myślałem, że będziesz zachwycona nową gar-
derobÄ….
Opuściła rzęsy.
- Przepraszam... Nie spojrzałam na to z twojej
strony.
- Ani ja z twojej. Jesteś inna niż pozostałe kobiety.
Ale dlatego właśnie tak bardzo cię pragnę. - Pochylił
siÄ™ i musnÄ…Å‚ wargami jej usta.
Po chwili pogłębił pocałunek i jego smak obudził
w niej ponownie pragnienie. Przykrył jej ciało swoim,
pokazując, jak bardzo jej pożąda. Przeszedł ją dreszcz
i nagle zapragnęła go znowu, z intensywnością, która
ją zszokowała...
Następnego dnia Maddie poruszyła się leniwie
i wyciągnęła rękę na drugą stronę łóżka, szukając
Giannisa. Nie znalazła go, więc otworzyła oczy. Drzwi
do łazienki były uchylone, słyszała przez nie szum
prysznica. Spojrzała na zegarek, uśmiechając się lek-
ko. Była czwarta po południu.
Wcześniej tego dnia Giannis zabrał ją do Marake-
szu na śniadanie we wspaniałym starym hotelu, a po-
tem na suk. Jej twarz stężała, kiedy przypomniała
sobie, jak zapachy przypraw na targu sprawiły, że
S
R
zrobiło jej się niedobrze. Giannis jednak zapewniał ją,
że nic nie mogło się stać, tak więc postanowiła się nie
martwić. Wrócili na lunch, który zjedli na tarasie, pod
drzewami w kwiatach. Zanim jednak podano ostatnie
danie, oni wymknęli się do pokoju, żeby znów się
kochać.
Na szafce obok łóżka zabrzęczała jego komórka. Po
chwili wahania sięgnęła po telefon i odebrała. Usłysza-
ła potok słów w obcym języku.
- Przepraszam... W czym mogę pomóc? - spytała
przepraszajÄ…co po angielsku.
- Kim jesteś? Nową sekretarką? - zapytał wynioś-
le kobiecy głos. - Przełącz mnie do mojego narzeczo-
nego.
Maddie zmarszczyła brwi.
- Pani narzeczonego? Kto dzwoni?
- Krista. Któżby inny? - odparła kobieta, wzdy-
chając z irytacją. - Pospiesz się. Nie mam całego
dnia!
Maddie odłożyła telefon nagle osłabłą ręką. Nie
mogła złapać oddechu. Czuła się, jakby ktoś ją ude-
rzył w brzuch. To musiało być nieporozumienie. Czy
Giannis mógł tak bardzo ją oszukać? Czy ona mogła
być tak głupia? Ze ściśniętym sercem pomyślała, że
nigdy go tak naprawdę nie spytała, czy jest ktoś
w jego życiu. Ale przecież wiedział, co myślała na
temat wierności, przypomniała sobie gorączkowo,
wracając myślami do ich rozmowy z poprzedniego
dnia.
Ześliznęła się z łóżka i wzięła turkusową suknię,
S
R
której używała jako szlafroka. Naciągając ją niezgrab-
nie, usłyszała gniewny potok słów wydobywający się
z leżącego telefonu.
Giannis pojawił się w sypialni z ręcznikiem owinię-
tym wokół szczupłych bioder. Palcem wskazała słu-
chawkÄ™.
- Krista chce z tobą rozmawiać.
Zamarł na ułamek sekundy, ale jego przystojna
twarz niczego nie zdradziła. Maddie zrozumiała jed-
nak w tej chwili, że nie było żadnego nieporozumienia,
żadnego kłamstwa ani żartu. Mężczyzna, w którym
szaleńczo się zakochała, był zaręczony z inną. Na jej
skórę wystąpił zimy pot. Giannis rozmawiał przez
telefon po grecku, ale jego głos zdawał się dobiegać do
niej z końca długiego, ciemnego tunelu.
Giannis spojrzał na Maddie. Była blada niczym
śmierć i na tle alabastrowej skóry jej włosy płonęły jak
ogień. Nie mógł skupić się na rozmowie, która, jak
zwykle, dotyczyła ekstrawaganckich i absolutnie nie-
odpowiednich motywów, jakie Krista chciała wybrać
na ich ślub. Szybko skończył rozmowę i odwrócił się
do Maddie.
- Nie tak powinnaś się dowiedzieć o Kriście - po-
wiedział. - Jednak zanim przyjechałaś do Maroka,
byłem przekonany, że wiesz o jej istnieniu. Moje
zaręczyny są powszechnie znanym faktem.
- Powinieneś był mi powiedzieć. - Głos niemal
ją zawiódł. Z każdym słowem koszmar stawał się
coraz bardziej rzeczywisty i coraz trudniejszy do znie-
sienia.
S
R
- Chciałem ci powiedzieć, kiedy wrócisz do Lon-
dynu.
Maddie rozchyliła bezkrwiste wargi.
- Po tym, jak już się mną nacieszysz? - powiedzia-
Å‚a, czujÄ…c, jak ogarniajÄ… upokorzenie. - Od jak dawna
jesteś zaręczony?
- Dwa miesiÄ…ce. Nie widzÄ™ jednak, jaki to ma
zwiÄ…zek z nami.
Maddie była zbyt zdruzgotana tym, czego się
dowiedziała, żeby zareagować na to stwierdzenie.
Ta rozmowa i tak już ją wyprowadziła z równo-
wagi. Nie reagował tak, jak zakładała. Nie prze-
praszał, nie usprawiedliwiał się. Nawet nie uznawał
swojej winy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl