[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Odłożył słuchawkę, spojrzał na zegarek. Dwudziesta trzecia sześć. Nakręcił numer
Szczęsnego. Major chyba nie spał, bo odezwał się natychmiast. Połoński poinformował go w
dwóch zdaniach i usłyszał, że ma po niego podjechać, razem udadzą się na Bielany. Jasne -
mruknął do siebie. - Niechbym spróbował pojechać sam.
Kiedy zatrzymał radiowóz przed wieżowcem na Stegnach, Szczęsny czekał już na
chodniku. Noc była, jak na koniec listopada, ciepła i mglista, po całodziennym deszczu błoto
chlupało pod nogami. Major wskoczył do samochodu, pozdrowił załogę.
- Wiesz coś więcej? - spytał Bohdana.
- Nie. W każdym razie żyje, jeżeli sam zgłosił wydarzenie. - Ciekawe, co to za
historia. Pamiętasz anonim?
- Owszem. Andrzej też dostał.
- Dzięki Bogu, jeszcze nie zgłosił napadu. Masz papierosa?
Szczęsny podał mu paczkę carmenów. Mijali %7łoliborz.
- Kapitan mówił, że pod siódemką? - Jędrasik chciał się upewnić.
- Tak.
- Jesteśmy na miejscu. Aapiduchów nie widać, to chyba gość nie umiera.
Kazimierz Grodzki mieszkał na drugim, ostatnim piętrze. Blok spółdzielczy ciągnął
się długim pasmem, łącząc ze sobą poszczególne numery. Całość należała do jakiejś
niewielkiej spółdzielni inżynierskiej. Budowali sami tanio i skromnie; chcieli ładnie, ale
zrobił się z tego nudny, długi  tasiemiec , przypominający barak. Wnętrza mieszkań
przedstawiały się o wiele lepiej.
Na drugim piętrze po prawej stronie drzwi były uchylone. Major zastukał dla
formalności, wszedł do przedpokoju. Pierwsze co zobaczył, to zbita szyba we drzwiach do
łazienki i szkło na podłodze. Krople krwi na tym szkle i dalej, na mozaikowej posadzce.
Połoński zatrzymał się tu, a Szczęsny zajrzał do pokoju. Dwa przewrócone krzesła, na wpół
urwana firanka w oknie, zbita lampa stojąca, na dywanie zwinięta w kłębek kolorowa
serweta. Nikogo.
- Panie Grodzki! Jest pan tam? - zawołał, widząc otwarte drzwi do następnego pokoju,
chyba sypialni. Było w niej ciemno.
Coś się poruszyło, zaszurały pantofle. Po chwili, chwiejąc się i szukając po drodze
oparcia, wysunął się Kazimierz Grodzki. Miał głowę przewiązaną białym ręcznikiem,
przebijały spod niego czerwone plamy. Krew była również na rozchełstanej piżamie i na
palcach. W jednej ręce trzymał i mocno zaciskał mosiężny świecznik. Na widok major
oprzytomniał, odetchnął z ulgą.
- Co się panu stało?
Poczłapał do stołu, usiadł ciężko, odstawił świecznik, którym widocznie chciał się
bronić przed napastnikiem.
- Jeżeli pan się obawiał, że przestępca wróci, to trzeba było przede wszystkim
zamknąć porządnie drzwi wejściowe - zauważył Połoński.
- Były otwarte? - szepnął inżynier ze zdumieniem. - Przecież ja... byłem pewien, że
zamknÄ…Å‚em.
- Co tu zaszło? Proszę opowiedzieć od początku. Czuje się pan dobrze czy wezwać
pogotowie?
- Nie. Nie trzeba. Tylko gdyby pan zechciał otworzyć ten barek w regale - pokazał
ręką - tam jest koniak. I kieliszki. Proszę mi nalać i samemu się poczęstować.
- Na służbie nie pijemy, ale panu zaraz podam.
Wychyliwszy pod rząd dwie pięćdziesiątki, Grodzki spojrzał przytomniej, twarz mu
poróżowiała. Plutonowy Jędrasik, widząc, że sytuacja w miarę wyjaśniona, wycofał się do
radiowozu. Nie chciał przeszkadzać w przesłuchaniu.
- To było tak - zaczął Kazimierz. - Nie spałem jeszcze, czytałem w łóżku. Nagle
usłyszałem dzwonek do drzwi. Spojrzałem na zegarek; dochodziła dwudziesta druga
dwadzieścia. Nie spodziewałem się żadnej wizyty, zwłaszcza o tej porze. No, ale wstałem,
wyszedłem do przedpokoju, spytałem: kto tam? Odezwał się Andrzej, mój bratanek. To
znaczy wydawało mi się, że to jego głos. Nie zastanawiając się, czy to rzeczywiście on, bo
przecież nic nie podejrzewałem, otworzyłem drzwi. Zobaczyłem... właściwie niewiele. Jakiś
człowiek zamaskowany, ubrany ciemno, z miejsca uderzył mnie w głowę. Nie na tyle silnie,
żebym stracił przytomność. Zrozumiawszy, że to napad, zacząłem się bronić.
- Nie wzywał pan pomocy? Tu obok, w sąsiednim mieszkaniu, mogli usłyszeć.
- Nie ma ich, wyjechali do Zakopanego. Więc chwyciłem tego napastnika za szyję,
żeby wpierw zedrzeć mu maskę, zobaczyć, kim jest. W tym momencie przypomniały mi się
nasze z panem, majorze, rozmowy o ewentualnej zemście na mojej rodzinie. Był przecież
anonim i telefon z grozbami. On albo wtedy wyjął, albo już miał w ręku nóż. %7łeby zasłonić
serce i brzuch, skurczyłem się, sądziłem, że wówczas uderzenie padnie na rękę. Ale dostałem
w głowę - dotknął zakrwawionego ręcznika. - Kopnąłem go z całej siły. Wrzasnął coś,
popchnął mnie do pokoju. Przewrócił krzesła, potem lampę. Tarzaliśmy się po podłodze, już
nawet nie wiem, który z nas zerwał brzeg firanki, pewnie on, żeby okręcić mi ręce i
uniemożliwić obronę. Ale w pewnej chwili usłyszałem, drzwi na klatkę schodową musiały
być otwarte, że ktoś idzie na pierwsze piętro. Krzyknąłem z całych sił. Wtedy on nagle mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl