[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzwięki. Dobrze, że nie czuli zapachu, ale można było go sobie wyobrazić.
Tutaj broń taktyczna była w sam raz. Potwory rozwalano setkami, kiedy próbowały oblepić
statek. Nawet częściowo im się to udało, jednak w rezultacie zwyciężył  Konkwistador .
Ale okręt i tak odleciał, żeby nie kusić losu. Szok był zbyt wielki. Morgan musiał nabrać
tchu, no i przydałaby się chwila zastanowienia nad tym wydarzeniem. Nie mówiąc już o tym, że po
śmiertelnej walce ocean zamienił się w coś w rodzaju zupy ze ścierwa i tylko skończony paranoik
mógł mieć ochotę, by w czymś takim nurkować. Nie tylko w skafandrach  nawet w batyskafie.
Jason już nie narzekał na ból głowy, chociaż krew jeszcze mu pulsowała w skroniach. Ale
Meta nagle chwyciła się za czoło, a potem zaczęła je intensywnie masować.
 Co, ciebie też wzięło?  zapytał Jason.
 Owszem  odpowiedziała.  Daj mi tabletkę. Co łykasz w takich przypadkach?
15
 No i co to było?  zapytał Morgan w przestrzeń, kiedy już byli na orbicie planetarnej.
Jason odpowiedział, udając całkowite opanowanie:
 Ano, nic specjalnego.
 Też tak uważasz?  zapytał Morgan Metę.
 Nie do końca  powiedziała.  Myślę, że w tym cielsku były zebrane ostatnie siły
tubylców.
 Tak? To znaczy, że teraz będziemy mieli do czynienia tylko z ludzmi? Cóż, to znacznie
Å‚atwiejsze!
 Albo trudniejsze  filozoficznie zauważył Jason.
 Chcesz powiedzieć, że znów będą nas truli wybuchami pseudowulkanów? To po prostu
kaszka z mlekiem!  Morgan robił się coraz weselszy.  Na każdy taki wulkan zawsze znajdzie
się antywulkan, zwłaszcza u naszego Missona. Nawiasem mówiąc, już wyjaśnił, co to był za
system. Wiesz, kto nas tu witał przedtem? Robot-ochroniarz z instalacją plazmową.
Jason po raz kolejny odnotował wysokie kwalifikacje Missona.
 Ale na ustawicznie mutujące zwierzęta nie możemy nastarczyć antyzwierząt  ciągnął
Morgan.  Z tego wynika, że jednak teraz będzie łatwiej. Popatrzmy na ekran widokowy.
Morgan był w tak dobrym humorze, że w pewnym momencie Jason rzeczywiście się
przeraził, czy przypadkiem Planeta Zmierci zaraz nie zostanie zwyciężona. A jeżeli na innych
ekranach też panuje całkowita cisza? Albo nawet radosne krzyki flibustierów, saluty ze wszystkich
rodzajów broni i rzucane w powietrze kapelusze...
Do sterowni wrócił posępny Howard, całkowite przeciwieństwo wesołego Morgana i, nie
mówiąc ani słowa, przełączył ekran na tryb ogólnego przeglądu. Pozmieniał obrazki.
I co? I nic. Walki o różnym stopniu intensywności trwały dalej. Trudno było dokładnie
ocenić sytuację: za szybko zmieniały się kadry. Na pierwszy rzut oka Jasonowi wydawało się, że
obie strony były zmęczone mniej więcej jednakowo.
W rym momencie zapiszczał sygnał pilnego wezwania od Madame Cin.
Morgan zidentyfikował ją za pomocą kodu cyfrowego jej grupy i poprosił komputer o
powiększony obraz pośrodku ekranu. Komputer odpowiedział coś niewyraznie, a kapitan ryknął:
 Dajcie obraz!
 Poczekaj, Henry, nie wrzeszcz!  w sterowni rozległ się twardy głos Madame Cin. 
Straciliśmy w walce wszystkie kamery, a wasi wspaniali kronikarze zgubili nas. Nie będziesz miał
żadnego filmu. Ale niedługo sarna przylecę. Na razie melduję, że z czterdziestosobowego składu
ocalało nas dwanaście. W tym troje ciężko rannych. Aódz desantowa wyleciała w powietrze. Jeżeli
Tom nie naprawi naszej jedynej kanonierki, będziesz musiał wysłać po nas transport. Podaję
namiary.
Morgan zapisywał uważnie, w swój ulubiony staroświecki sposób  na kawałku papieru.
 Zetknęliśmy się z grupą Pyrrusan. Zwykłych ludzi, nie potworów. Było ich czworo.
Zabiliśmy wszystkich...
Jason rzucił szybkie spojrzenie na Metę. Jej dłoń już ściskała pistolet. Jak mogło być
inaczej? Na szczęście Morgan nic nie zauważył. Nie miał do tego głowy. Jason zmobilizował całą
swoją telepatyczną siłę, by uspokoić ukochaną. Czy mu się udało? Nie wiadomo. Pistolet wskoczył
z powrotem do kabury, ale co czeka ich dalej?
 ...żebyś ty wiedział, jak walczą! Każdy zabrał ze sobą na tamten świat co najmniej
czworo naszych, nawet mała dziewczynka.
 Mam gdzieś dziewczynkę! Skąd się tam wzięli? Czyżby zabrakło wam zwierząt?
 Nie, jeszcze są, cały czas tu biegają. Co prawda, mniej niż przedtem. Widocznie tamci
Pyrrusanie byli naganiaczami.
 W ogóle cię nie rozumiem!  warknął Morgan.  Poszliście ich śladem?
 Tak  raportowała Madame Cin.  Natknęliśmy się na ekran ochronny. Jest bardzo
trwały, trudno go przeniknąć nawet wzrokiem. Za nim prawdopodobnie kryje się jakieś osiedle.
 Baza wojskowa?
 Chyba nie. Raczej schowali tam swoje dzieci i kobiety... Przepraszam, Henry. Co
mówisz, Tom?.. Słuchaj, Henry, Tom naprawił kanonierkę. Tam jest tylko pięć miejsc, ale jakoś się
wciśniemy. Do zobaczenia.
 Jeszcze nie skończyłaś!  krzyknął Morgan.
 Do zobaczenia!
Na tym łączność się urwała.
 Uparta baba  mruknął Morgan.  Toni, odbierz ich. Potem powoli odwrócił się do
Jasona. Ciężkie spojrzenie głównego flibustiera nie zwiastowało niczego dobrego.
 Henry  odezwał się Jason, nie czekając na pytanie.  Mam nowy pomysł.
 Czy to nie za dużo jak na jedną godzinę?  ponuro zapytał Morgan.
 To normalne, Henry. Normalne. Właśnie tak powinno być. Finiszujemy. Już giną ludzie,
a to znaczy, że niedługo zwyciężymy. Wysłuchaj mnie. Do Epicentrum trzeba lecieć jak
najszybciej, ale nie na tym olbrzymie, tylko na statku kosmicznym  Baran . I trzeba nim nurkować.
Pamiętasz, co ci mówiłem o właściwościach tego statku?
Morgan otworzył usta i nagle jakby wszystkie myśli, nie związane z magicznym statkiem
kosmicznym, natychmiast opuściły jego głowę. Wyliczenia Jasona okazały się słuszne.
Improwizacja się udała. Trzeba było za wszelką cenę odwrócić uwagę Morgana od rozmyślań o
Pyrrusanach i Jason nie pomylił się w wyborze tematu.
Od razu się wyjaśniło, że Misson ich słucha, siedząc w swojej norze, którą nazywał
laboratorium albo pracownią, a czasami celą. Tak naprawdę mieścił się tam drugi punkt sterowania
 Konkwistadorem . Wynalazca przyłączył się do rozmowy: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl