[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ogniki pary wilczych świeczek. Potem zrazu pojedyncze, lecz z każdą chwilą gęstniejące
płatki śnieżne spływać jęły cicho na skalane podłoże lasu, otaczając go nieprzejrzystą, białą
zasłoną i zaścielając pobojowisko śnieżnym całunem.
We dworcu natomiast w Rudzie powrócił gwar, który rozbrzmiewał w nim od tygodni.
Jeno już nie weselny. Miast śpiewów i gęśli słychać było jęki rannych, płacz niewiast i głosy
rozkazów. Wieść o napadzie już się rozniosła i zewsząd przybywali woje, konno i pieszo, a że
miejsca brakło w zabudowaniach, stawali przy ogniskach, tak że dworzec jak wielki obóz
wyglądał. Mało kto brał się do wypoczynku. Ci, którzy w walce nie wzięli udziału, ciekawi
byli dowiedzieć się o jej przebiegu. Młodzież rycerska i prości woje nie trapili się, wynosząc
pod niebo męstwo Bolesława, przez które wielekroć liczniejszy nieprzyjaciel chwalebnie
został odparty, ponosząc ogromne straty. Starszyzna jednak siedziała zgryziona i ponura. Dla
możnowładców, których synowie i krewniacy stanowili trzon drużyny książęcej, walka ta
była klęską. Kwiat i nadzieja najmożniejszych rodów leżał teraz na dziedzińcu przed
kościołem długim szeregiem jak ścięty pokos zboża, a zesztywniałe już zwłoki pokrywał
śnieg, zanim je zmarznięta ziemia pokryje. Niejeden z nadjeżdżających znajdował między
nimi syna czy krewniaka. Gdyby nie było powszechnie wiadome, że książę sam siebie
najmniej oszczędzał, o czym świadczyły liczne ciosy, jakie odebrał, trafem jeno nie odnosząc
żadnej niebezpieczniejszej rany, wzburzenie mogło się przerodzić w bunt. Wyżalali się jednak
między sobą, gorzko utyskując na zapalczywość Bolka, która tyle krwi kosztowała i której
sam omal nie padł ofiarą.
Skarbimir jednak nie zapomniał, że on księcia wojny uczył, a ośmielony jeszcze przez
dawniejsze i świeże zasługi, nie zataił przygany. Bolko, jeno obmyty z krwi, choć bolały go
wszystkie członki, nim udał się na posiłek i spoczynek, zaszedł do wojewody, o którego
przygodzie w dworcu dowiedział się dopiero. Skarbimir leżał sam w komorze, którą mu
Dzierżykraj odstąpił. Twarz miał szarą z bólu i wargi spieczone gorętwą, ale przytomny był i
nawet o zakończenie bitwy rozpytywał. Gdy książę nadszedł, usiłował się dzwignąć, ale
Bolko przytrzymał go ręką, mówiąc:
Nie jako pan do poddanego, ale jako do druha druh przychodzę użalić się nad wami i
dowiedzieć, jako się czujecie. Leżcie tedy spokojnie.
Wdzięcznym za pamięć odparł wojewoda. %7łal oka, ale to wojacka dola. Kto
się chce do cudzej skóry dobrać, musi swoją stawić. Jeno nie stoi zajęcza za niedzwiedzią.
Jam oka darmo nie stracił, bo choć nie wypominam, ale gdybym nie nadszedł, nie wiem,
zalibym was jeszcze żywym oglądał. A czyż ja wam mówić muszę, co by się stało, gdybyście
wy życia zbyli? Co jest cnotą wojaka, wadą być może wodza, jeśli męstwu swemu nie umie
nałożyć wędzidła.
Ostawcie! odparł Bolko niechętnie. Nic to! Rany się zagoją, a zwycięstwo
zwycięstwem ostanie.
Rany się zagoją, ale polegli nie wstaną. A gdyby nie porywczość wasza i tak napad
byśmy odparli, dostateczne siły zebrawszy.
Wżdy Pomorców na łowach spotkałem. Cóże mi czynić było?
Uchodzić. Nie ma hańby, gdy garstka ustąpi przed tysiącem.
Bolesław zmarszczył czoło i odparł zawzięcie:
Nigdy i przed nikim na własnej ziemi nie ustąpię, nawet gdybym nie miał za sobą
nikogo. A ci, co szli za mną, też darmo nie oddali żywota. Nie wojaków mi żal, jeno druhów,
bo po to krew rycerz ma, by ją wylewać. Niewolników to korzyść, że krwi przelewać nie
muszą, jeno pot. yle będzie dopiero wtedy, gdy korzyści i zaszczyty rycerskiego stanu
opasłym gnuśnikom przypadną.
Znużone oczy księcia rozpłomieniły się. Wstał i zakończył:
Kto pierwszy w boju, pierwszy wszędzie. Com zrobił dziś, powtórzę zawżdy. Z
Bogiem ostajcie!
Bolesław, nie doleżawszy nawet rana, zerwał się i szykować jął nadciągające zewsząd
wojska w pościg za uchodzącymi Pomorzanami, by odpłacić za napaść. Pobiegli gońce do
pogranicznych grodów z ostrzeżeniem i rozkazem, by załogi wyszły i drogę im zaskoczyły.
Nim słońce wzeszło, wojska już stały w gotowości, a książę właśnie pożywiał się przed
drogą, gdy do świetlicy wpadł Bogusław, widocznie czymś poruszony.
Czego? zapytał książę, patrząc życzliwie na młodego rycerza.
Przedsław pono żywię.
Skąd wiadomość?
Książę był zaskoczony. Bogusław odparł:
Wzięliśmy, wiecie, garść jeńca. Jest między nimi Bars z Wołogoszczy, krewniak
kołobrzeskiego Borchy. Prosił się, by go za Przedsława wymienić. Pobiegłem zapytać. Tyle
wie, że Borcho rannego kazał leczyć i na wymianę go trzyma.
Trzeba się będzie sposobną porą przez kupców wywiedzieć, zali prawda. Ninie każ
tego Barsa opatrzyć, by nie zdechł, i pilnować, by nie zbiegł. A teraz ruszamy.
Książę z jazdą szedł gościńcem wzdłuż Warty, by uchodzącym Pomorzanom przeciąć
drogę, piesze zaś wojska pod wodzą Zaprzańca iść miały w ślad nieprzyjaciela. Książę nie
gnał koni, by się zbyt nie oddalić i pieszym dać czas nadążyć, gdy zacznie się bitwa. Toteż
dopiero koło południa dotarli do Uniejowa, gdzie czekała wiadomość, że znowu od czeskiej
strony napaść się gotuje. Czesi wiedzieć musieli o pomorskim najezdzie i widno nadzieję
żywili, że na bezbronny kraj napadną.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]