[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kroki.
Sabina zrobiła szczegółowe badania i dostała od lekarza zielone światło w kwestii
starań o potomka. Nie chciała jednak, aby ten proces przerodził się w techniczny
projekt, zatem przykładała się do dbałości o szczegóły. A to potrafiła całkiem niezle.
Dzisiaj miała ochotę na odmianę. Wieczorem zaprosiła Marcina do sypialni. Była
delikatna, nieco nieśmiała, niemal dziewczęca. Napili się szampana, którego
schłodziła wcześniej. Nowy wizerunek żony najwyrazniej spodobał się Marcinowi, bo
jeszcze zanim opróżnił kieliszek, pozbawił Sabinę zwiewnej białej koszulki. Nie
umiałaby tego nazwać, ale wyczuwała, że coś jest inaczej. Było jej dobrze.
Przymknęła oczy i zatraciła się zupełnie...
 Naprawdę nie wiem dlaczego...  powiedział skonfundowany Marcin, opadając
na plecy.
 Pewnie jesteś przepracowany  odparła Sabina, której nagle zrobiło się zimno.
Okryła się kołdrą.
 Nie chciałem, żeby tak wyszło. Chyba zbyt dużo stresu. Sądzę, że przydałyby
się nam wakacje...
 Wiem. Nic nie szkodzi  odpowiedziała, choć tak naprawdę chciała powiedzieć
zupełnie coś innego.
Marcin nachylił się ku żonie i pocałował ją.
 Boże, jak to dobrze, że ciebie mam!
Sabina uśmiechnęła się słabo.
 Chyba już pójdę spać.
 W porządku. A ja może zejdę na dół i obejrzę jakiś film.
Sabina skinęła głową i poprawiła poduszkę. Skłamała. Jak niby miała zasnąć,
skoro kipiało w niej tyle złości?
Małgorzata, nie przyjmując z entuzjazmem ostatnich rewelacji własnego męża,
wiedziała, co robi. Po pierwszej fali samozadowolenia i wiary w powodzenie
zaplanowanego przedsięwzięcia nastrój Krzysztofa wkrótce zaczął pikować. Jej mąż
od miesiąca chodził rozdrażniony i wyżywał się na ludziach  nie tylko na autorach,
ale i na członkach własnej rodziny. Tomka nie przestawał posądzać o niepoważne
podejście do matury, wieszcząc własnemu synowi kopanie rowów, jeśli ten będzie
sobie bimbać. Nie podobały mu się ubrania, które nosił chłopak (choć nic się nie
zmieniało w tej materii), ani koledzy, których przyprowadzał (ciągle ci sami). Jeśli
zaś chodzi o Małgorzatę  wszystko co robiła i czego nie robiła, zasadniczo było nie
takie, jakie być powinno. Takie podejście wzbudzało jej irytację. Ba! Złościło ją
straszliwie, ale wiedziała, że wdawanie się w dyskusje tylko zaogni sprawę.
Pozwalała więc mężowi narzekać i psioczyć na świat, i choć bolała ją urażona duma
żony, matki i kobiety, milczała. Nigdy nie była skora do konfrontacji. Kiedyś
wprawdzie wojowała, ale już od dawna wolała spokój. Choćby pozorny.
Kariera Tamary jako baletnicy przebiegła błyskawicznie; trwała zaledwie trzy
tygodnie.
Zajęcia w szkole baletowej zaczynały się dopiero we wrześniu, ale Paulina
naciskała na męża, aby wykupić na początek prywatne lekcje. Uważała, że to nawet
lepiej. Dziecko liznie nieco tańca, a na pierwszych zajęciach we wrześniu będzie
najlepsze w grupie. Chytry plan Pauliny nie doczekał jednak finału, bo Tamarze
wystarczyły trzy zajęcia, by oświadczyć, że to okropnie nudne, a ona już nie życzy
sobie zostać baleriną.
Matka nie chciała o tym słyszeć.
 Przed tobą w życiu jeszcze wiele nudnych zajęć! Nie rezygnuj z byle powodu! 
nakazywała poważnie.
 Ale to nie dla mnie! Nie podoba mi się! Nie znoszę tam chodzić!  oświadczała
Tamara, krzyżując ręce na piersi.
Takie rozmowy odbywały się przez pewien czas przy każdym posiłku, aż
niespecjalnie strachliwa pani Stasia zaczęła się obawiać o trawienie swoich
chlebodawców. Wreszcie Grzegorz nie wytrzymał i ku uciesze córki wypisał małą
z zajęć. Paulina była tym szczerze zawiedziona, zwłaszcza że po ośmiu latach
znalazła w córce słaby punkt  brak dyscypliny i samozaparcia. Przeraziła się nie
na żarty, bo nigdy dotąd nie podejrzewała, że krew z jej krwi może wykazywać tak
mało chwalebne cechy charakteru, i  oczywiście  obwiniła za nie własnego męża.
Po niej Tamara na pewno nie mogła ich odziedziczyć! Paulina nie odzywała się
do Grzegorza już trzeci dzień (jak na osobę z samozaparciem przystało). Nie działały
na nią żadne wymyślne sposoby, jakie stosował, aby ją złamać. A chwytał się
wszystkiego  rozśmieszania, litości, merytorycznej rozmowy, wzbudzania poczucia
winy, czułości. I nawet tych swoich zachowań, które tylko upewniały Paulinę, aby
trwać na z góry upatrzonych pozycjach. Najwyrazniej nie tylko córkę musi
zdyscyplinować.
Nie rozumiała ludzi, którzy nie potrafią zagryzć zębów i po prostu trzymać się
planu bez względu na wszystko. Uważała własną wytrzymałość i wytrwałość za jedne
z większych zalet i kształtowała je mozolnie od dzieciństwa.
Wyrosła w pełnej rodzinie. Była jedynym dzieckiem swoich rodziców. Jej ojciec,
Zbigniew, był prostym, choć poczciwym człowiekiem, niewyróżniającym się z tłumu
jemu podobnych  ani wyglądem, ani pozycją, ani fizjonomią. Za to jej matka...
Grażyna była absolutnym przeciwieństwem małżonka. Nieprzyzwoicie, wręcz
posągowo piękna, zawsze perfekcyjnie ubrana, tryskająca inteligencją i dowcipem.
Zwietnie radziła sobie na uniwersytecie, gdzie wykładała nauki polityczne;
pochłaniały ją kariera naukowa i życie towarzyskie, o wiele bardziej niż proza
codzienności. Zwyczajna córka i zwyczajny mąż byli niezbędni na idealnym
rodzinnym obrazku, ale zbyt mało fascynujący na co dzień. Grażyna nieustannie
powtarzała córce, że ta powinna być bardziej śmiała, bardziej rezolutna, częściej nosić
sukienki i starać się ich nie brudzić, chętnie bawić się z dziećmi, nie sprawiać
kłopotów i odnalezć w końcu w sobie jakiś talent. Kto to widział, aby nie mieć drygu
zupełnie do niczego?
 A na te twoje zęby coś poradzimy. Nie martw się!  Poklepała ją pewnego dnia
krzepiąco po plecach.
To było wtedy, gdy Paulina, ubrana w najlepszą sukienkę, wdzięczyła się
do matki, by ta dostrzegła jej wyjątkowy wygląd. Grażyna lustrowała dziecko długo
i bacznie, ale podczas gdy mała spodziewała się komplementu, padła uwaga
o krzywym zgryzie.
Matka dotrzymała słowa i Paulina już jako nastolatka miała piękne zęby. Okazała
się również niezwykle pilną uczennicą, nie uganiała się za chłopcami, ubierała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl