[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do lasu na krótki spacer, który skończył się tym, że Jack tam również ją posiadł z zapie-
rającą dech delikatnością i wprawą. Gdy wciąż jeszcze drżała z rozkoszy, wsadził ją do
swojego SUV-a i bez słowa wyjaśnienia zawiózł do wioski, a potem zaprowadził do jej
pokoiku na mansardzie gospody. Larissę ogarnęło nagle przerażające podejrzenie, że
Jack zamierza ją porzucić tuż po ich namiętnym intymnym zbliżeniu.
Zresztą na nic innego nie zasłużyła, skoro zachowała się wobec niego tak nie-
ostrożnie i głupio. A myślałaś, że jak to się skończy? - zapytała siebie gorzko w duchu.
- Spakuj swoje rzeczy - polecił, spoglądając na nią chłodno.
- Czy przypłynął prom? - spytała, dumna z tego, że głos jej nie zadrżał. - Wyrzu-
casz mnie z wyspy, jak zapowiedziałeś?
Przechylił głowę lekko na bok i obrzucił ją przenikliwym spojrzeniem.
- Czy właśnie tego chcesz? - zapytał beznamiętnym tonem. - Opuścić wyspę, by
odzyskać bezpieczny spokój?
- Sądziłam, że ten prom płynie do Bar Harbor - powiedziała. - Uważasz, że tam
znajdę spokój i bezpieczeństwo?
- Zaczynam pojmować twoją strategię - powiedział nieufnie i Larissę ogarnęło złe
przeczucie. - Na każde pytanie odpowiadasz pytaniem i nie ujawniasz uczuć ani pra-
gnień. A świat bierze to za dobrą monetę, nieprawdaż?
Zdenerwowała się, że tak łatwo ją rozszyfrował.
- Za to tobą świat przestał się już interesować, odkąd stałeś się nudnym porządnym
obywatelem - odparowała.
Jego czarne oczy zwęziły się i Larissa zadała sobie pytanie, czy aby nie prowadzi z
nim zbyt niebezpiecznej gry.
- Odbijasz piłeczkę albo zmieniasz temat - stwierdził cicho. - Robisz tak, ilekroć
rozmowa wymaga od ciebie odsłonięcia się. Zawsze jedynie reagujesz, a nigdy nie
przejmujesz inicjatywy. - Znów wbił w nią spojrzenie, które zdawało się przenikać ją na
wylot. - Dlaczego? - zapytał, wciąż spokojnym, opanowanym tonem, co jednak było gor-
sze niż kipiący gniew.
Larissa właściwie powinna poczuć panikę, chociaż nie tyle z powodu jego słów, co
raczej z lęku przed własnym samobójczym pragnieniem, by zaufać temu mężczyźnie i
zwierzyć mu się. Znów kusiło ją, by pogrążyć się w iluzji.
- Ty mi powiedz - odparła i wzruszyła ramionami z udawanym znudzeniem. - Po-
dobno chcę cię usidlić jako mojego nowego narzeczonego. Czy to nie najlepsza metoda?
Czyż nie dałeś się zwieść?
- Naturalnie - rzekł chłodno. Zabolało ją to, lecz nie dała nic po sobie poznać. -
Chodzi o koncern Whitney Media i rodzinną fortunę. Jak mogłem choćby na chwilę o
tym zapomnieć?
Nagle Larissę ogarnęło mroczne podejrzenie. Dlaczego on aż tak bardzo interesuje
się tym koncernem i wciąż porusza ten temat? Czy jest taki sam jak cała reszta? Nawet
Theo zrobiłby wszystko, by przejąć jej udziały w tej firmie. Ta myśl ją zabolała, chociaż
powiedziała sobie, że mogła się tego spodziewać.
- Jeśli chcesz mnie opuścić, Jack - rzekła przeciągle - wystarczy to tylko powie-
dzieć. Nie musisz przeprowadzać całkowicie zbędnej wiwisekcji moich wewnętrznych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]