[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wałkę, tak samo jak wywiezli biednego Trevora. Furgonetka zaraz stanie, a tych
dwóch drabów przeszuka ich torby. Znajdą listy i zamordują ich w przydrożnym
rowie.
Możliwe, lecz w tej chwili bynajmniej nie tęsknili za bezpieczeństwem, jakie
oferowało im Trumble.
Finn Yarber siedział za kierowcą i patrzył na drogę. W ręku ściskał akt ułaska-
wienia, gotów pokazać go każdemu, kto by ich zatrzymał i powiedział, że sen się
skończył. Obok niego siedział Hatlee Beech, który właśnie się rozpłakał. Płakał
cichutko, nie panując nad drżeniem ust.
Miał powody do płaczu. Zostałoby mu osiem lat odsiadki, dlatego cenił uła-
skawienie bardziej niż Yarber i Spicer razem wzięci.
W czasie jazdy nie zamienili ze sobą ani słowa. Przedmieścia Jacksonville.
Szersza droga, pierwsze ulice. Zaciekawieni rozglÄ…dali siÄ™ na wszystkie strony.
Ludzie, samochody. PrzelatujÄ…ce samoloty. Aodzie na rzekach. %7Å‚ycie powoli wra-
cało do normy.
Metr po metrze sunęli zatłoczonym Atlantic Boulevard, szczerze ciesząc się
268
każdą chwilą spędzoną w korku. Było bardzo gorąco. Na ulice wylegli turyści,
kobiety o długich opalonych nogach. A te restauracje z frutti di mare, te bary, te
szyldy reklamujące zimne piwo i ostrygi. Na końcu ulicy skręcili w stronę plaży
i furgonetka zaparkowała przed %7łółwiem Morskim. Przeszli za Chapem przez hol;
wciąż byli jednakowo ubrani i kilka osób obrzuciło ich zaciekawionym spojrze-
niem. Winda, czwarte piętro.
 To są wasze pokoje  powiedział Chap, wskazując korytarz.  Te trzy.
Mecenas Argrow chce się z wami zobaczyć jak najszybciej.
 Gdzie?  spytał Spicer.
Chap ponownie wyciągnął rękę.
 Tam, w tym narożnym apartamencie. Już na was czeka.
 No to chodzmy.  PotrÄ…cajÄ…c siÄ™ torbami, weszli za nim do apartamentu.
Jack Argrow zupełnie nie przypominał swego brata. O wiele od niego niższy,
miał jasne falujące włosy, podczas gdy Wilson był brunetem i zaczynał już ły-
sieć. Bracia zauważyli to zupełnie mimowolnie, lecz nie omieszkali o tym pózniej
porozmawiać. Uścisnął im ręce szybko i tylko z grzeczności. Był spięty, mówił
bardzo szybko.
 Co słychać u mego brata?
 Wszystko w porządku  odrzekł Beech.
 Widzieliśmy się z nim rano  dodał Yarber.
 Chcę go wyciągnąć z więzienia  warknął Argrow, jakby to oni go tam
wpakowali.  To moje honorarium za załatwienie tej sprawy. Wyciągnę go stam-
tąd, żeby nie wiem co.
Bracia wymienili spojrzenia. Cóż mogli na to rzec?
 Siadajcie  rzucił adwokat.  Panowie, nie mam pojęcia, jakim cudem się
w to wpakowałem. Dlatego jestem bardzo zdenerwowany. Występuję w imieniu
Aarona Lake a, człowieka, który  głęboko w to wierzę  wygra wybory i bę-
dzie wspaniałym prezydentem. Mam nadzieję, że uwolni mojego brata. Tak czy
inaczej, nie znam go osobiście. W zeszłym tygodniu odwiedzili mnie jego ludzie
i poprosili o pomoc w tajnej, bardzo delikatnej misji. Dlatego tu jestem. RobiÄ™
mu przysługę, rozumiecie? Wiem tylko tyle, ile wiem, jasne? -Mówił krótkimi,
urwanymi zdaniami. Dużo gestykulował i nie mógł usiedzieć na miejscu.
Bracia milczeli, a on niczego innego od nich nie oczekiwał.
Dwie ukryte kamery wychwytywały każdy ich ruch i przekazywały obraz bez-
pośrednio do Langley, na duży ekran, przed którym siedzieli Teddy, York i Devil-
le. Byli sędziowie, a obecnie byli osadzeni, wyglądali jak świeżo uwolnieni jeń-
cy wojenni: oszołomieni i przygaszeni, w identycznych więziennych koszulach,
wciąż nie mogli uwierzyć, że są na wolności. Siedzieli blisko siebie i oglądali
wspaniały występ agenta Lytera.
Próbowali ich przechytrzyć i wymanewrować od trzech miesięcy, dlatego Ted-
dy był tym widokiem zafascynowany. Uważnie obserwował ich twarze i, choć nie-
269
chętnie, musiał przyznać, że są godni podziwu. Ci farciarze byli przebiegli na tyle,
żeby usidlić właściwą ofiarę; teraz wyszli na wolność i za chwilę mieli odebrać
sowitą nagrodę za spryt i przemyślność.
 Dobra  warknął Argrow.  Najpierw pieniądze. Dwa miliony na głowę.
Jak chcecie je odebrać?
O tym nie pomyśleli.
 A jakie mamy możliwości?  spytał Spicer.
 Musicie je dokądś przelać  odburknął Argrow.
 Może do Londynu?  wtrącił Yarber.
 Do Londynu?
 Tak  potwierdził Yarber.  Chcemy, żeby całą kwotę, czyli sześć milio-
nów dolarów, przelano na bankowy rachunek w Londynie.
 Jak chcecie. Do którego banku?
 Nie wiemy  odrzekł Yarber.  Mógłby nam pan pomóc?
 Takie otrzymałem polecenie. Muszę wykonać kilka telefonów. Idzcie do
swoich pokojów, wezcie prysznic i się przebierzcie. Spotkamy się za kwadrans.
 Nie mamy ubrań  powiedział Beech.
 SÄ… w pokoju.
Na korytarzu Chap wręczył im klucze.
Spicer wyciągnął się na wielkim łóżku i wbił wzrok w sufit. Beech wszedł do
swego pokoju, stanął przy oknie i spojrzał na północ, na ciągnącą się kilometrami
plażę i błękitne wody oceanu muskające biały piasek. Wokół matek hasały dzieci.
Brzegiem morza przechadzały się zakochane pary. Na horyzoncie sunął rybacki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl