[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaginął. Czyżby z tego właśnie powodu ściągano go w takim pośpiechu? Miał niezbyt przyjemne wrażenie,
że tak.
Podróż powrotna przebiegała bez zbędnych sensacji. Nieważkość nie robiła już na nim większego wrażenia
a po zejściu po rampie już na Ziemi czuł się dziwnie ociężały, ponieważ po paru dniach pobytu na Stacji
przywykł do zmniejszonego ciążenia. Podróż przez Atlantyk była równie mało ciekawa, więc większość lotu
po prostu przespał. Gdy wysiadał z samolotu na lotnisku Heathrow, czuł się rześki i wypoczęty. Londyn
przywitał go swą zwykłą, nieprzyjemną pogodą, pobiegł więc szybko do czekającego na parkingu
samochodu, osłaniając twarz przed przenikliwymi, mokrymi podmuchami wiatru. Znieg zaczynał już tajać,
zamieniając się w grząskie błoto. Szybko naciągnął wyjęte z bagażnika wysokie buty i ciepłe palto.
Pierwszą rzeczą, jaką zauważył po wejściu do mieszkania był czerwony napis PILNA WIADOMOZ na
ekranie wideofonu. Nacisnął odpowiedni przycisk i odczytał zakodowaną wiadomość:
CZEKAM U SIEBIE W BIURZE. PRZYJEDy NATYCHMIAST PO POWROCIE.
THURGOODSMYTHE
Było to mniej więcej to, czego oczekiwał. Jednak Służba Bezpieczeństwa, a także jego szwagier mogli mu
dać trochę czasu aby się umył, przebrał i zjadł coś wreszcie treściwego. Racje na stacji były zamrożone,
pozbawione zapachu i smaku.
W trakcie posiłku przyszła mu do głowy niezwykła myśl. Wiedział już, co powinien zrobić, gdy spotka się ze
Smitty'm. Uśmiechnął się do siebie w duchu. No proszę, a więc można przeprowadzić dywersję w samym
legowisku lwa! Pomysł był niebezpieczny, lecz równocześnie trudno mu było się oprzeć. W kieszeni starego
ubrania znalazł niewielkie urządzenie, które skonstruował jeszcze przed swym wyjazdem na Stację.
Sprawdzi teraz, czy działa.
Centralna Służba Bezpieczeństwa była szarym kompleksem pozbawionych okien betonowych budynków,
rozrzuconych na północy od Marylebone. Jan był już tutaj wcześniej i komputer centralny skrzętnie
odnotował ten fakt. Gdy wsunął kartę kasety identyfikacyjnej w szczelinę przy drzwiach garażu, otworzyły
się prawie natychmiast. Zostawił samochód w sektorze przeznaczonym dla gości i windą udał się do sali
recepcyjnej.
- Dzień dobry, inżynierze Kulozik - powitała go siedząca za masywnym biurkiem dziewczyna, spoglądając
na ekran podręcznego monitora. - Proszę udać się na górę windą numer trzy.
Jan skinął krótko głową i wszedł do komory detekcyjnej. Rozległ się ostry brzęk i strażnicy spojrzeli na niego
uważnie znad swych monitorów.
- Czy mógłby pan podejść tu na chwilę, wasza dostojność? - polecił grzecznie jeden z nich.
To się nigdy przedtem nie zdarzyło. Jan poczuł cieknący wzdłuż kręgosłupa lodowaty strumyczek strachu,
starał się zamaskować to przed strażnikami.
- Co stało się z tą maszyną? - zapytał. - Nie przenoszę przecież żadnej broni.
- Przykro mi, sir. Czy mógłby pan opróżnić kieszenie? Z pewnością ma pan tam jakiś metaliczny przedmiot.
Dlaczego zdecydował się to przynieść? Jakie szaleństwo nim owładnęło, iż zdecydował się na tak
beznadziejnie głupi krok? Włożył powoli rękę do kieszeni i zaprezentował strażnikom leżący na dłoni
niewielki przedmiot.
- Czy o to wam chodzi? - zapytał siląc się, by jego głos zabrzmiał jak najbardziej naturalnie.
Strażnik spojrzał na zapalniczkę i skinął głową.
- Tak, sir. Zapalniczki tego typu nie powodujÄ… zazwyczaj alarmu.
Nachylił się, by przyjrzeć się jej lepiej i wyciągnął dłoń. Jednak wyciągnięta ręka opadła.
- To z pewnością ta złota oprawa. Przepraszam, że pana fatygowałem sir.
Jan schował zapalniczkę do kieszeni i skinął głową - nie odważył się powiedzieć ani słowa - i skierował się w
stronę otwartych drzwi windy. Gdy zamknęły się za nim z cichym szumem, oparł się plecami o ścianę i
pozwolił sobie na ciche westchnienie ulgi. To było naprawdę blisko. Na razie nie może sobie pozwolić na
uaktywnienie wbudowanych w środek obwodów, było to zbyt niebezpieczne.
ThurgoodSmythe siedział za swym biurkiem i na widok wchodzącego do pokoju Jana zimno, bez uśmiechu
skinął powoli głową. Nie czekając na zaproszenie Jan usiadł wygodnie w fotelu, tak jak zwykle krzyżując
przed sobÄ… nogi.
- Co się właściwie stało? - zapytał.
- Mam przeczucie, iż znalazłeś się w bardzo poważnych kłoptach.
- A ja mam przeczucie, że nie bardzo rozumiem, o czym właściwie mówisz.
ThurgoodSmythe, wyraznie zły, wycelował w niego oskarżycielsko palec.
- Nie próbuj bawić się ze mną, Janie. Właśnie wydarzył się kolejny z tych niezwykłych zbiegów okoliczności.
Wkrótce po twoim przybyciu na Stację Dwanaście, z jednego z liniowców zaginął członek załogi.
- No to co? Naprawdę uważasz, że miałem z tym cokolwiek wspólnego?
- W normalnych okolicznościach nie zawracałbym sobie czymś takim głowy. Ale tak się nieszczęśliwie
składa, iż człowiek ten był jednym z naszych.
- %7ł Bezpieczeństwa? Teraz rozumiem...
- Naprawdę? Tu nie chodzi o tego człowieka, lecz o ciebie - zaczął wyliczać zginając palce. - Masz dostęp
do komputerów którymi posłużono się, by uzyskać zastrzeżone informacje. Byłeś w Szkocji, w czasie
ucieczki jednego więznia z obozu. A teraz jesteś akurat tam, gdzie znika jeden z naszych ludzi. Nie podoba
mi siÄ™ to.
- Zbieg okoliczności. Sam to przecież powiedziałeś.
- Nie. Nie wierzę w takie zbiegi okoliczności. Jesteś zamieszany w działalność wymierzoną przeciwko
istniejącemu porządkowi społecznemu...
- Smitty, posłuchaj. Nie możesz mnie oskarżać o coś takiego, nie mając żadnych właściwie dowodów...
- Nie potrzebuję żadnych dowodów - głos ThurgoodSmythe'a niósł w sobie lodowatą zapowiedz śmierci. -
Gdybyś nie był bratem mojej żony zostałbyś natychmiast aresztowany. Zabrany stąd i odesłany na
przesłuchanie, a potem - jeżeli byś jeszcze żył - zesłany do obozu pracy na resztę życia. Zniknąłbyś z
wszystkich oficjalnych kartotek, twoje konto bankowe zostałoby anulowane a mieszkanie opróżnione.
- Ty... naprawdę mógłbyś to zrobić?
- Już to zrobiłem - padła szybka, pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu odpowiedz.
- Nie mogę w to uwierzyć. To... to po prostu potworne. Jedno twoje słowo - a gdzie jest w takim razie
sprawiedliwość...
- Jesteś głupcem, Janie. Jedyna istniejąca na świecie forma sprawiedliwości to ta, która służy rządzącym do
kierowania
społeczeństwem. Wewnątrz tego budynku nie istnieje żadna sprawiedliwość. %7ładna. Czy rozumiesz, co do
ciebie mówię?
- Rozumiem, ale wciąż nie mogę uwierzyć, by było to prawdą. Mówisz, iż życie które znam nie jest
prawdziwe...
- Bo nie jest. I nie oczekiwałem nawet, że przyjmiesz moje słowa bez zastrzeżeń. Dlatego też
przygotowałem dla ciebie specjalny pokaz - coś, czego nigdy nie zapomnisz.
ThurgoodSmythe nacisnął jeden z przycisków na biurku i drzwi do jego gabinetu otworzyły się.
Umundurowany policjant wprowadził mężczyznę w szarym, więziennym uniformie, zatrzymał go przed
biurkiem i wyszedł. Mężczyzna stał po prostu bez ruchu, nieruchomym wzrokiem wpatrując się martwo w
przestrzeń.
- Skazany na śmierć za nadużywanie narkotyków - oświadczył ThurgoodSmythe. - Zmieć, taki jak ten, jest
zupełnie bezwartościowy dla społeczeństwa.
- A to człowiek, a nie śmieć.
- Teraz jest śmieciem. Przed egzekucją dokonano mu lobotomi płata czołowego. Nie ma świadomości,
pamięci, osobowości. Po prostu mięso. Lecz nawet samo mięso w dalszym ciągu odczuwa ból.
Jan zacisnął bezsilnie dłonie na poręczach fotela widząc, jak jego szwagier wyciąga z szuflady biurka
niewielki przedmiot, z jednej strony zakończony izolowaną rękojeścią, a z drugiej zaopatrzony w dwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl