[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wiadomość, którą zostawił Damon, polecała mu udać się pod drzewo, przy którym
rozbili się ludzie. Damon widocznie chciał wrócić w to miejsce, żeby wyśledzić istotę
kontrolujÄ…cÄ… malaki.
Stefano leciał jak na sokoła przystało, szybując wysoko i pikując od czasu do czasu.
Raz o mało nie przyprawił niewinnej myszy o zawał serca, gdy przeleciał kilka centymetrów
nad jej głową.
W końcu, gdy zobaczył wyrazne ślady wypadku, jeszcze w powietrzu przemienił się z
potężnego ptaka w młodego człowieka z ciemnymi włosami, bladą twarzą i intensywnie
zielonymi oczami.
Opadł na ziemię lekko jak płatek śniegu. Rozejrzał się na wszystkie strony, wytężając
wampirze zmysły, by zbadać teren. Nie wyczuwał żadnej pułapki, żadnej niechęci, tylko
niezatarte ślady okrutnej walki, która została tu stoczona. Wciąż w postaci ludzkiej wspiął się
na jedno z drzew, wyczuwając, że to na tym siedział wtedy Damon.
Nie poczuł dreszczu, wspinając się na dąb, z którego jego brat w spokoju przyglądał
się śmiertelnym zmaganiom. Stefano miał na to zbyt wiele krwi Eleny w żyłach. Zauważył
jednak, że w tej części lasu panuje dziwny chłód, jakby coś rozmyślnie zaniżało temperaturę.
Ale dlaczego? I co to było? I tak będzie musiało prędzej czy pózniej się z nim skonfrontować,
jeżeli chce pozostać w Fell's Church, więc na co czeka?
Wyczuł obecność Damona w pobliżu długo przed tym, kiedy zauważyłyby to jego
zmysły sprzed przemiany Eleny. Wzdrygnął się instynktownie. Oparł się plecami o gałąz i
rozejrzał. Wiedział, że Damon pędzi w jego stronę, coraz szybciej i szybciej, coraz silniejszy,
i że powinien stać już tam przed nim, ale wciąż go nie ma.
Zmarszczył brwi.
- Zawsze warto spojrzeć w górę, braciszku - doradził uprzejmy głos dochodzący z
góry. Damon zeskoczył ze swojej gałęzi i wylądował obok Stefano.
Stefano milczał przez chwilę, przyglądając mu się tylko.
- Widzę, że jesteś w dobrym humorze - powiedział w końcu.
- Miałem wyjątkowo udany dzień. Mam je wymienić? Ta dziewczyna z kiosku z
kartkami... Elizabeth i moja droga przyjaciółka Damaris, której mąż pracuje w Bronston, i
młoda Teresa, wolontariuszka w bibliotece, i...
Stefano westchnÄ…Å‚.
- Czasem mam wrażenie, że pamiętasz imię każdej dziewczyny, której krew wypiłeś,
ale regularnie zapominasz moje.
- Bzdura... braciszku. Teraz, skoro Elena bez wątpienia wyjaśniła ci, co się stało, gdy
próbowałem uratować tę twoją malutką wiedzmę, Bonnie, chyba należą mi się przeprosiny.
- A skoro ty wysłałeś mi wiadomość, którą można odczytywać jedynie jako
prowokację, mnie chyba należy się wyjaśnienie.
- Najpierw przeprosiny - upierał się Damon. A potem dodał cierpiętniczym tonem. -
Wiem, że musisz żałować obietnicy złożonej umierającej Elenie, że będziesz zawsze się o
mnie troszczył. Ale chyba nie pomyślałeś nigdy o tym, że ja musiałem przysiąc to samo, a ja
nie jestem z tych, którzy lubią troszczyć się o innych. Teraz, skoro ona znowu żyje, może
powinniśmy o tym zapomnieć.
Stefano westchnÄ…Å‚ ponownie.
- W porządku, już dobrze. Przepraszam. Myliłem się. Nie powinienem był cię
wyrzucić. Czy to wystarczy?
- Nie jestem pewien, czy przeprosiny były szczerze. Spróbuj jeszcze raz, z uczuciem...
- Damon, na Boga, co to była za strona internetowa?
- Och. Spodobało mi się to. Bardzo sprytne: ustawić takie kolory, żeby tylko wampiry,
wiedzmy i tym podobne mogły to odczytać, podczas gdy ludzie zobaczą tylko pusty ekran.
- Ale jak się o tym dowiedziałeś?
- Zaraz ci powiem. Ale tylko pomyśl o tym, braciszku. Ty i Elena podczas cudownego
miesiąca miodowego, po prostu dwoje ludzi w ludzkim świecie. Im wcześniej się tam udasz,
tym szybciej się z tym ludzkim światem pożegnasz, skądinąd.
- Wciąż nie powiedziałeś, jak trafiłeś na tę stronę.
- W porządku, przyznaję, era technologii w końcu dosięgła i mnie. Mam własną
stronę. I pewien życzliwy młody człowiek skontaktował się ze mną, żeby sprawdzić, czy to,
co na niej wypisałem, jest szczere, czy może po prostu jestem sfrustrowanym idealistą.
Pomyślałem, że to ostatnie wyrażenie pasuje do ciebie.
- Ty? Stronę internetową? Nie wierzę. Damon zignorował to.
- Przekazałem ci tę wiadomość, bo sam już wcześniej słyszałem o tym miejscu, Shi no
Shi.
- Zmierć Zmierci.
- Tak się to tłumaczy. - Damon posłał mu uśmiech tak promienny, że Stefano musiał
w końcu odwrócić wzrok, nie mogąc tego znieść.
- Skądinąd - kontynuował Damon - zaprosiłem tego chłopaka, żeby sam ci to
wytłumaczył.
- Co zrobiłeś?
- Powinien tu być dokładnie o czwartej czterdzieści cztery. Nie ja wybrałem tę
godzinę, ale dla niego to ma duże znaczenie.
Nagłe, z niewielkim szumem, ale bez żadnego poruszenia mocy, które Stefano
potrafiłby zauważyć, coś wylądowało na gałęzi nad nim, a potem zeskoczyło na ich
wysokość, przybierając ludzką postać.
Był to rzeczywiście młody człowiek z ogniście czerwonymi końcówkami czarnych
włosów i szczerym wyrazem złotych oczu. Stefano odwrócił się w jego stronę, gotowy do
walki. Chłopak podniósł ręce w obronnym geście.
- Kim ty jesteś, do diabła?
- Jestem piekielnym Shinichi - odpowiedział beztrosko. - Ale, jak już mówiłem
twojemu bratu, większość ludzi nazywa mnie po prostu Shinichi. Ty rób, jak wolisz.
- I wiesz wszystko o Shi no Shi.
- Nikt nie wie wszystkiego. To miejsce oraz organizacja. Ja mam do nich słabość, bo,
cóż, lubię pomagać ludziom - wyznał nieśmiało Shinichi.
- A teraz chcesz pomóc mnie.
- Jeżeli naprawdę chcesz zostać człowiekiem... znam pewien sposób.
- Może was zostawię, żebyście o tym porozmawiali. Trochę ciasno się zrobiło na tej
gałęzi.
Stefano rzucił mu surowe spojrzenie.
- Jeżeli choćby przyszło ci do głowy zajrzenie do pensjonatu...
- Braciszku, zlituj się. Damaris na mnie czeka. Damon zmienił się w kruka, zanim
Stefano zdążył zażądać od niego przysięgi.
Elena obróciła się w łóżku, sięgając ręką, by objąć Stefano. Trafiła jednak na puste
miejsce. Otworzyła oczy.
- Stefano?
Kochany. Byli tak mocno związani, że mogliby być jedną osobą. Zawsze wiedział,
kiedy Elena się obudzi. Pewnie zszedł na dół po śniadanie - pani Flowers miała je już zawsze
gotowe, gdy się zjawiał (kolejny dowód na to, że była dobrą czarownicą).
- Eleno - powiedziała do siebie, sprawdzając, jak brzmi jej stary - nowy głos. - Eleno
Gilbert, dziewczyno, zjadłaś już za dużo śniadań w łóżku - poklepała się po brzuchu. Tak,
zdecydowanie przydałoby jej się trochę ruchu.
- Dobra - kontynuowała monolog. - Może najpierw się podnieś. A potem trochę się
porozciągaj. -Jak tylko Stefano wróci, pomyślała, możesz przerwać.
Ale Stefano nie wracał, chociaż po półgodzinnych ćwiczeniach położyła się z
powrotem do łóżka. Nie słyszała go też na schodach.
Gdzie on jest?
Elena wyjrzała przez okno i zobaczyła na dole panią Flowers.
Jej serce zaczęło bić szybciej podczas ćwiczeń i teraz wyraznie nie zamierzało
zwolnić. Próba nawiązania rozmowy z panią Flowers, krzycząc przez okno, była z góry
skazana na porażkę, ale postanowiła ją jednak podjąć.
- Pani Flowers?
O dziwo, starsza pani przerwała wieszanie prania i spojrzała w górę.
- Tak, Eleno?
- Gdzie jest Stefano?
Wiatr uniósł jedno z prześcieradeł tak, że zasłoniło panią Flowers. Gdy opadło z
powrotem, już jej nie było. Kosz z praniem stał jednak na miejscu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl