[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Uważam, że mężczyzna powinien wiedzieć, że ma własny dom - powiedziała. - A
skoro John oddał swój dom, zostawiłam mu mój na całe życie. Więc jeśli umrę przed Johnem,
to aż do swojej śmierci zostanie w moim domu. Uznałam, że to jedyne słuszne wyjście. Ale
po śmierci Johna oczywiście należy do ciebie i możesz nim dowolnie rozporządzać.
Nagle wszyscy mi wszystko zapisywali. Niespodziewanie uświadomiłam sobie, że
matka oprócz domu zostawi mi swój biznes i swoje pieniądze; z pieniędzmi Jane i jej małym
domkiem nie będę musiała pracować do końca życia.
Co za kuszÄ…ca wizja.
- Zrobisz, co zechcesz - powiedziałam szybko, świadoma, że matka patrzy na mnie
dziwnie. - Nie chcę o tym rozmawiać.
- Kiedyś będzie trzeba - ostrzegła.
Co z nią dziś było? Czy ponowne wyjście za mąż w jakiś sposób obudziło albo
wzmocniło w niej poczucie własnej śmiertelności? O co chodziło z tą intercyzą i wszystkimi
ustaleniami na wypadek jej śmierci? Dopiero co wróciła z podróży poślubnej. Powinna się
czuć świetnie.
- Dlaczego mówisz mi o tym akurat teraz? - zapytałam prosto z mostu.
Zastanowiła się nad tym.
- Nie wiem - powiedziała z zakłopotaniem. - Z pewnością nie przyszłam tu z takim
zamiarem. Miałam ci opowiedzieć o hotelu i plaży, i wycieczkach, które sobie zrobiliśmy, ale
jakoś mi to umknęło. Może gdy mówiłyśmy o tym, co zostawiła ci Jane Engle, zaczęłam
myśleć, co sama ci zostawię. Jednak, oczywiście, teraz nie będziesz tego tak potrzebowała.
Wydaje mi się dziwne, że Jane wszystkie swoje pieniądze i dom zostawiła komuś, kto nawet
nie jest członkiem jej rodziny ani nawet bliskim przyjacielem.
- Mamo, dla mnie to też jest dziwne - przyznałam. Nie chciałam jej mówić, że Jane
zostawiła mi wszystko, bo zobaczyła, że staję się do niej podobna - singielka zapatrzona w
książki - i że może dostrzegła we mnie jeszcze coś, co poruszyło w niej jakąś strunę: obie
byłyśmy zafascynowane śmiercią na kartach książki.
- I wielu ludziom wyda się to dziwne - dodałam. Myślała nad tym przez chwilę.
Czekała delikatnie, czy naświetlę jej motywy Jane.
- Cieszę się ze względu na ciebie - zapewniła po minucie, widząc, że nie powiem
więcej o swojej znajomości z Jane. - I nie wydaje mi się, żebyśmy musiały się martwić tym,
co ludzie powiedzÄ….
- Dzięki.
- Lepiej wrócę do mojego chorego męża - z czułością powiedziała matka.
Ależ dziwnie było to słyszeć. Uśmiechnęłam się do niej.
- Ja też się cieszę twoim szczęściem - powiedziałam szczerze.
- Wiem o tym. Zabrała torebkę i klucze, a ja podniosłam się, żeby ją odprowadzić do
samochodu.
Omawiała kolację, którą stary przyjaciel miał zamiar wydać na cześć jej i Johna, a ja
się zastanawiałam, czy powinnam spytać, czy mogę przyprowadzić Aubreya, gdy ze swoich
frontowych drzwi wyszła Marcia Rideout. Miała na sobie kolejny gustowny i idealnie
odprasowany komplet z szortami, a jej włosy wydały mi się odrobinę bardziej blond.
- Czy to twoja mama? - zawołała, będąc w połowie podjazdu. - Macie minutkę?
Obie czekałyśmy z uprzejmymi uśmiechami na twarzach.
- Możesz mnie nie pamiętać, Aido - powiedziała Marcia, nieśmiało przekrzywiając
głowę na bok - ale kilka lat temu byłyśmy w komitecie organizacyjnym festynu jesiennego.
- Och, oczywiście - powiedziała matka z profesjonalnym ciepłem w głosie. - Festiwal
nadzwyczaj się wtedy udał, prawda?
- Tak, ale z pewnością było przy nim mnóstwo pracy, więcej niż się spodziewałam!
Posłuchaj, wszyscy jesteśmy bardzo przejęci tym, że Roe się tutaj przeprowadza. Nie wiem,
czy już ci powiedziała, bo rozumiem, że byłaś w podróży poślubnej, ale Torrance i ja
wydajemy na cześć Aurory i jeszcze jednych nowych sąsiadów - Marcia ruchem starannie
uczesanej głowy wskazała dom po drugiej stronie ulicy - małe przyjęcie zapoznawcze.
Bylibyśmy zachwyceni, gdybyś mogła przyjść wraz ze swoim nowym mężem. Mojej matki
nic nie wprawia w zakłopotanie.
- Bardzo byśmy chcieli, ale obawiam się, że John przywiózł z Bahamów coś w
rodzaju grypy - wyjaśniła. - Może wpadnę sama na chwilę, żeby poznać nowych sąsiadów
Aurory. Jeśli mój mąż będzie w lepszej formie, to może też przyjdzie. Czy możemy się tak
umówić?
- Och, oczywiście, biedak, grypa przy tak pięknej pogodzie! I to podczas własnego
miesiÄ…ca miodowego! Co za pech!
- Kim są ci inni nowi sąsiedzi? - zapytała matka, żeby uciąć żale Marcii.
- Policjant ze swoją świeżo poślubioną małżonką, także policjantką! A ona lada
chwila będzie miała dziecko. Czy to nie jest ekscytujące? Chyba nigdy nie znałam
prawdziwego policjanta, dopóki się tu nie wprowadzili, a teraz mamy ich na ulicy aż dwoje.
Teraz powinniśmy być naprawdę bezpieczni! W ciągu ostatnich kilku lat było tu wiele
włamań, ale jestem pewna, że teraz twoja córka jest tak bezpieczna, jak to tylko możliwe -
zapewniła pospiesznie Marcia.
- Czy ten policjant to Arthur Smith? - spytała matka.
Usłyszałam lód w jej głosie. Poczułam, że twarz zaczyna mi tężeć. Nigdy nie
wiedziałam, jak dużo moja matka wie albo co zgaduje o moim związku z Arthurem, ale
miałam przeczucie, że posiada dość celny obraz. Odwróciłam nieco twarz pod pretekstem
poprawienia okularów.
- Tak. To taki poważny, młody człowiek, bardzo przystojny. Oczywiście, nie tak
przystojny jak ten, z którym spotyka się Roe - Marcia naprawdę mrugnęła.
- Tak sądzisz? - neutralnie spytała moja matka. Przygryzłam górną wargę.
- O, tak. Ten pastor jest taki wysoki i ciemny. Można poznać po Torransie, że lubię
wysokich, ciemnych mężczyzn. I ten wąsik! Może nie powinnam tego mówić o pastorze, ale
to naprawdÄ™ seksowne.
Moja matka notowała sobie ten opis.
- Cóż, z pewnością postaram się przyjść, bardzo dziękuję za zaproszenie -
powiedziała doskonale uprzejmie, ale wyraznie odprawiająco.
- To ja wracam do sprzątania - powiedziała spostrzegawczo Marcia i po wymianie
pożegnalnych grzeczności odeszła.
- Spotykasz się z ojcem Scottem? - spytała matka, gdy upewniła się, że Marcia jest
poza zasięgiem słuchu. - Skończyłaś z tym zakichanym policjantem?
- Tak, na oba pytania.
Matka przez chwilę wyglądała na niezdecydowaną.
- Odmówiłaś randki Bubbie Sewellowi, skończyłaś z Arthurem Smithem i spotykasz
się z pastorem - powiedziała z namysłem. - Może mimo wszystko jest nadzieja dla twojego
życia miłosnego.
Gdy machałam jej na pożegnanie, ze złośliwą satysfakcją pomyślałam o czaszce w jej
torbie na koce.
Rozdział 11
Kiedy w przypływie porannej energii śpiewałam pod prysznicem, zadzwonił telefon.
Błogosławiąc automatyczne sekretarki, nawet nie przyciszyłam specjalnie głosu przy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]