[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak, właśnie taka jak mówisz.
I ona, i Christoffer skinęli głowami. Nie było żadnych wątpliwości.
- Gdzie go spotkałeś? - zainteresował się Christoffer. - Tutaj?
- Nie, w drodze ze... Nie wolno mi o tym mówić.
- Czy to nie on pomógł ci w awanturach ze starszymi dziećmi? - łagodnie spytała Benedikte.
- Od tej pory masz kolegów i znów jesteś wesoły.
97
Andre najwyrazniej znalazł się w potrzasku. Kiwnął głową, mając nadzieję, że w ten sposób
nie zdradza tajemnicy.
Dorośli wyprostowali się i odetchnęli z ulgą.
- To cudowne uczucie - powiedziała Benedikte - wiedzieć, że on się nami opiekuje.
- Tak, ale kim naprawdÄ™ jest Marco?
- Myślę, że nie powinniśmy pytać zbyt wiele. Mamy na to tylko słowa Sagi...
Andre był kompletnie zdezorientowany.
- Powiedzieliście, że to nasz krewny?
- Tak jest w istocie. To wuj Vanji, ale ona go nigdy nie widziała.
- Za to ja go spotkałem - rzekł Andre z dumą.
- Nie mam czasu, by odprowadzać was dalej - stwierdził Christoffer, przystając. - Wezwał
mnie ordynator, bo pragnie się dowiedzieć, w jaki sposób zdołaliśmy sobie poradzić z
infekcją bez odnajdywania zródła.
- Ach, zródło! - wykrzyknęła Benedikte, łapiąc się za głowę. - Znów o tym zapomniałam.
Zajmę się tym, jak tylko będę miała czas.
- To świetnie.
Christoffer rozstał się z nimi i chwilę pózniej Benedikte i Andre stali już pod oknem Sandera.
- Dlaczego siÄ™ tu zatrzymujemy, mamo?
- Dlaczego się... Chciałam się tylko przyjrzeć temu drzewu. Ciekawe, co to za drzewo.
Wiesz?
- Przecież wygląda jak najzwyklejsza brzoza - naiwnie odparł Andie.
- Pewnie masz rację, ale wydała mi się jakaś niezwykła. Spójrz tylko na korę...
Mój Boże, jakże idiotycznie się czuła! Nie śmiała podnieść wzroku i popatrzeć w górę.
Sander Brink od kwadransa czekał w oknie. Zorientował się, że właściwie nie powinien
wstawać z łóżka, szczególnie że tego dnia Benedikte nie przeprowadziła jeszcze zabiegu,
ale musiał zobaczyć chłopca, nie mógł czekać, bał się, że przyjdą wcześniej i odejdą, zanim
on zdąży się zwlec.
Jego syn...
98
Tej nocy nawet na chwilę nie zmrużył oka. Dlaczego ona nic mu nie powiedziała? Wiele
spraw mogło ułożyć się inaczej. Dziesięć zmarnowanych lat...
Benedikte zawsze zajmowała w jego sercu szczególne miejsce. Wspomnieniom zwykle
towarzyszyło poczucie goryczy, gdyż wtedy w Fergeoset wszystko skończyło się tak zle. A
on, w swej urażonej męskości, co zrobił? Gniewał się jak dziecko, którym w istocie wówczas
był. Poczuł się do żywego dotknięty jej reakcją. Byli przecież najlepszymi przyjaciółmi na
świecie! Jakie znaczenie miał niewinny romans z inną?
Tak myślał wtedy, a potem odszedł i ożenił się zbyt szybko. Nie traktował tego jako zemstę
w stosunku do Benedikte, ją wymazał z pamięci, a w każdym razie próbował, lecz
postanowił mieć na własność najpiękniejszą dziewczynę, jaką kiedykolwiek widział.
No cóż, jak powiedział Benedikte: nie był wtedy dostatecznie dojrzały, by ją poślubić,
zdradziłby ją przy pierwszej okazji.
Teraz jednak wszystko się zmieniło. Wiele się nauczył. A jego sympatia dla niezgrabnej,
nieszczęśliwej dziewczyny wcale nie wygasła.
Gotów był podjąć próbę związania zerwanej nici, która kiedyś ich łączyła. Może się uda.
Może nie uda się ani trochę. Czas pokaże. Ale nie chciał tracić z nią kontaktu.
Jego małżeństwo? Nic a nic go nie obchodziło. Szczęśliwi byli zaledwie przez pierwsze
miesiące. Teraz postanowił już z tym skończyć bez względu na to, czy między nim a
Benedikte coÅ› siÄ™ wydarzy, czy nie..
Nadchodzili! Sander wychylił się mocniej, by lepiej widzieć.
Pożegnali się z doktorem Voldenem. I podchodzą bliżej ! Zatrzymali się pod samym oknem.
PatrzÄ… na drzewo.
Byli tak blisko, że gdyby otworzył okno i wyciągnął rękę, mógłby ich prawie dotknąć.
Sander nie mógł się napatrzyć. Jego syn! Jego własny syn! Nie miał nawet cienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl