[ Pobierz całość w formacie PDF ]

koszmarem, a to wyraznie nie był najlepszy czas, żeby się obudzić. Gdybym tylko
mogła poczuć pod sobą swoje wygodne łóżko i moją pościel z egipskiej bawełny,
wtedy wiedziałabym, że mogę bezpiecznie otworzyć oczy. Zwiadomość w tym
momencie oznaczała tylko jeszcze większą ilość kłopotów, a tych i tak miałam już
dosyć.
Jednak cała moja wewnętrzna dyscyplina została zarezerwowana dla mojego
pisania, a kiedy chodziło o cokolwiek innego, na przykład powściągnięcie mojej
ciekawości, miałam siłę charakteru trzylatka. Zdecydowałam się lekko uchylić
powieki. Tak, naprawdę leżałam na mokrym piasku przy brzegu skalistej plaży. A
nieco dalej zanurzeni do pasa w falującej wodzie, stali mężczyzni, trzymając ciało
mojego ... mojego, jak by tu go określić? Mojego porywacza? Mojego wybawcy?
To, do cholery, nie miało teraz znaczenia, tylko jedno się liczyło, on był... był mój.
Nie był martwy. Wiedziałam o tym. Zaczęłam się szamotać, żeby wstać na nogi.
Moje ciało było obolałe, jakby skakało po nim stado małp. On nie umarł...mimo to
zanurzali jego ciało w wodzie, skandując jakieś pokręcone nonsensy. Pozwalali mu
się utopić, grzebiąc go w morzu. Nie zamierzałam na to pozwolić, nie po tym, jak
ciężko się napracowałam, próbując przez całą noc utrzymać go przy życiu.
Nie jestem pewna, czy próbowałam coś powiedzieć, by ich powstrzymać,
krzyczÄ…c ...
- Nie! - Rzuciłam się w ich kierunku. Wprost do lodowatej wody,
przepychajÄ…c siÄ™ obok nich w momencie, gdy powierzyli go oceanowi, nurkujÄ…c i
próbując odnalezć tonące ciało pomiędzy wzburzonymi falami.
Dopiero, gdy moja ręka dotknęła go pod wodą i poczułam, jak obraca się i mnie
chwyta, przypomniałam sobie, że nigdy nie uczyłam się pływać.
Słowa pojawiły się nie wiadomo skąd, tańcząc w mojej głowie:
Ojca morskie tulÄ… fale;
Z kości jego są korale,
Perła lśni, gdzie oko było;
Każda cząstka jego ciała
W drogi klejnot się przebrała
Oceanu dziwną siłą.
Słowa były mętne, odrealnione, a teraz to ja się topiłam. Jaką okazałam się idiotką,
nurkując za nim. Więc mimo wszystko umrę i nie będzie w tym niczyjej winy, tylko
moja własna. Byłam tak zakręcona, że powinnam wiedzieć...iż umierając, będę
słyszeć Szekspira.
Powoli stawałam się częścią oceanu, opleciona ramionami demonicznego
kochanka, zanurzałam się w słoną głębinę i już witałam się z nią, oszołomiona, kiedy
głęboko pod powierzchnią wody jego usta zamknęły się na moich. Podzielił się ze
mną swoim oddechem, przywarłam do niego całym swoim ciałem, czując jak wraca
mi życie. Moment pózniej znalazłam się na powierzchni, wciąż uwięziona w
ramionach  zmarłego mężczyzny. On oderwał ode mnie swoje usta i spojrzał na
mnie tymi dziwnymi, srebrzysto-czarnymi oczami.
Gdy tak staliśmy po pas w oceanie, a fale rozbijały się o nas, a on trzymał mnie w
ramionach, ujrzał mężczyzn, którzy go tu przynieśli. Patrzył na nich oszołomiony, z
wyrazem niedowierzania wypisanym na twarzy.
Które, w zasadzie było odbiciem tego co i ja czułam. Rodzaj WTF (slang; what
the fuck, czyli w wolnym tłumaczeniu  co się tu kurwa dzieje?) w wydaniu
niedoszłych topielców, a jedyną znajomą rzeczą był człowiek, który trzymał mnie w
objęciach.
- Ona zawołała o pomoc  powiedział jeden z ludzi stojących na brzegu. - Kazałeś
nam ją zabrać.
Mężczyzna odrzucił do tyłu głowę i zaśmiał się, nieoczekiwanie i bez ostrzeżenia, a
na mnie spłynęła ulga. Jego zęby były równe i białe. Te kły oczywiście musiałam
sobie wyobrazić. Przecież wampiry nie istnieją. (Jeszcze się zdziwisz, panienko;) Nie
mogłam uwierzyć, że jeszcze pamiętam tą szczególną halucynację.
Uniósł mnie w swoich ramionach. Kiedy wynosił mnie z fal, nie całkiem pewna
dlaczego, oparłam twarz na jego mokrej klatce piersiowej. Podłoże musiało być
nierówne, mimo to niósł mnie bez jednego potknięcia, prawie płynąc po szorstkim
piasku. W całym swoim dorosłym życiu nigdy nie byłam noszona... pomimo niskiego
wzrostu, posiadałam dość wydatne krągłości i nikt wcześniej nie był wystarczająco
romantyczny, by zanieść mnie do łóżka.
Oczywiście, to co robił ten facet nie miało z tym nic wspólnego. Zaczęłam się
zastanawiać, co do cholery chce ze mną zrobić? Popatrzyłam w górę na olbrzymi
kamienny budynek, umieszczony na krawędzi klifu. Zaczęłam się kręcić, próbując
wyswobodzić się z jego objęć. Zignorował mnie. Przynajmniej to było znajome.
Nie uśmiercił mnie i stwierdziłam, że znam go już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, iż [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl