[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prawie niepostrzeżenie w kierunku najwyższego punktu. Nie miały nawet milimetra długości, ale
Hal odniósł wrażenie, że są to raczej drobne przecinki, które - tu wstrzymał w podnieceniu oddech
- przesuwały się do przodu w pozycji pionowej. Wydawały się tak lekkie i tak ostrożnie się
poruszały, że Djamila nie czuła ich w ogóle. Oddychała teraz głęboko i równomiernie.
Hal, w przeciwieństwie do niej, bał się niemal odetchnąć. Ostrożnie przysunął się jeszcze
bliżej, nie wstając, żeby nie spłoszyć przypadkiem tej dziwnej istoty.
Przecinki dotarły już do granicy między bielą a kakaowym brązem. Tam znieruchomiały,
odwróciły się w lewo, potem w prawo, nawet wykonały ruch, jakby się ugięły, po czym zajęły się
kilkoma drobnymi włoskami, które rosły w tym miejscu.
Djamila poruszyła się, przyjmując wygodniejszą pozycję. Jej piersi drgnęły leciutko. Mucha
zachwiała się!
Hal zaczął pocić się z podniecenia. Zanim jednak zdołał zareagować, wszystko minęło:
kropeczki, a raczej drobne przecinki stały się nagle bardzo ruchliwe. Nie zdążył nawet zmienić
swojej pozycji - leżał na brzuchu, z rękami skrzyżowanymi pod piersią, opierając się na nich całym
tułowiem - gdy przecinki dotarły do muchy i zniknęły.
Nieoczekiwanie skrzydła owada zaczęły obracać się poziomo! Bardzo szybko. Owad wzbił
się błyskawicznie do góry, zatoczył trzy, cztery coraz większe koła i oddalił się powoli.
Hala doszło jeszcze ciche brzęczenie. Wytężył wzrok, aby możliwie jak najdłużej nie
stracić owada z oczu.
Owad kierował się w stronę stojącego opodal drzewa, zwalniając lot jeszcze bardziej.
W górze, na wysokości około pięciu metrów, była kiedyś upiłowana dosyć gruba gałąz.
Widocznie tam właśnie osiadł owad, gdyż zniknął z pola widzenia Hala i nie pojawił się więcej.
Hal opadł do tyłu. Dopiero teraz poczuł, jak bardzo jest podniecony. Oblewał go pot, puls
bił szybciej, oczy piekły.
Co to było? Na pewno nie mucha!
Ale jeżeli nie mucha, to co?
Jakiś nieznany owad.
Bzdura! Owad z wirującymi skrzydłami! Wirowanie to ruch obrotowy na łożysku. %7ładen
organizm nie byłby chyba zdolny uczynić czegoś takiego.
Hal nie mógł zebrać myśli. Zmusił się do koncentracji, zastanawiając się gorączkowo, czy
kiedykolwiek w życiu widział już taką istotę. Jego wiadomości z biologii elementarnej
pozostawiały jednak sporo do życzenia. Kto by sobie napychał głowę faktami, skoro komputer
domowy w ciągu kilku minut mógł dostarczyć żądanych informacji z centrali encyklopedycznej.
Ale Hal nie bardzo wierzył w istnienie takiego organizmu. Czy to możliwe, że właśnie ja odkryłem
na tym starym, całkowicie przeczesanym i zmienionym świecie nieznanego do dziś owada, w
dodatku takiego dziwnego, rozmyślał. Co za idiotyzm! Znowu spocił się z emocji, nie mógł już
uleżeć w miejscu, usiadł na trawie.
Jeżeli to nie był żywy organizm, to co? Maszyna, mała maszynka.
Kiedy pomyślał o przecinkach, zakręciło mu się w głowie.
Zerwał się z miejsca. Tu leży Djamila pogrążona we śnie. Oto polana, a tu drzewa. Lekki
powiew wiatru wśród liści. A więc jestem przytomny, to nie sen!
Położył się z powrotem. Coś niebywałego!
Jego następną myślą było obudzić Djamilę. Muszę wreszcie coś zrobić, nie mogę przecież
leżeć tak bezczynnie!
Maszyna!
Maszyna? Chyba widziałem już kiedyś coś takiego. Zadumał się. Długo tak rozmyślał, aż
wreszcie coś przyszło mu do głowy: zdjęcie w jakiejś starej encyklopedii. W ubiegłym wieku
istniały takie maszyny latające, heli... heliko... Nie mógł sobie przypomnieć. Zaraz - helikopter!
Teraz pamiętał już wszystko: dwa do czterech przecinków, ach, bzdura - członkowie załogi.
- Mila!
Cisza.
- Djamila, wstawaj!
Jeżeli Hal, zwracając się do niej, używał pełnego imienia, oznaczało to, że sprawa była
poważna. Tak też było tym razem!
Zwróciła ku niemu głowę, mrugając oczami.
- Nie śpisz już? - zapytał tonem inkwizytorskim.
Otworzyła oczy przesadnie szeroko i potrząsnęła głową. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl