[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wiedziałam, że powinnam to zrobić. Ale co miałam jej powiedzieć? Już dość zaprzątały ją jej
własne, sprzeczne emocje naprawdę miałam naprzykrzać się jej ze swoimi sprzecznymi uczu-
ciami do Connora?
Laura odłożyła na bok robótkę i wstała.
Mam do niej wyjść? Może ja będę umiała ją uspokoić. Powiem jej, że nic się nie stało.
Jeśli byś mogła.
Dołączysz do nas zaraz?
Westchnęłam i kiwnęłam głową. Zajęło mi jednak okrągłe piętnaście minut, zanim ze-
brałam się na odwagę, żeby wstać i iść wkupić się w łaski pasierbicy. Cas odpięła już siodło
i zdjęła uprząż, przygotowując je do odwieszenia. Zwrócona plecami do mnie nachyliła się, żeby
wyskrobać kopyta. Uzbrojona w zgrzebło Laura zbierała zaschnięte błoto z brzucha klaczy.
Laura, słysząc dzwięk zamykanych drzwi, podniosła wzrok i skrzywiła się. Jej wstępna
rozmowa z Cas nie przebiegła zatem idealnie. Dawała mi do zrozumienia, że zrobiła, co mogła,
ale Cassie szła w zaparte i lepiej byłoby, gdybym sama z nią pogadała. Kiedy dziewczyna
skończyła czyścić kopyta Szansy, chwyciła za siodło i zaniosła je do siodlarni. Zaczekałam, aż
wyjdzie i powoli podeszłam do niej.
Cas&
Zignorowała mnie. Przemaszerowała obok, przemierzyła podwórze i zatrzasnęła za sobą
drzwi. Laura wodziła wzrokiem między mną a kuchnią. Widać było, że nie ma pojęcia, co robić.
Z rezygnacją wzruszyła ramionami i poszła do domu. Zwykle to jej lepiej udawało się sprowa-
dzić Cas do parteru. Ja nie miałam jej wyczucia.
Pokusa, żeby odstawić dramatyczne odejście, była wielka. Nie miałabym nic przeciwko
temu, żeby zniknąć na dobrą godzinę i pójść popatrzeć na morze. Ale wiedziałam, że muszę jak
najprędzej pogadać z Cas. Pomijając to, zostawiły biedną, starą Szansę uwiązaną, na wpół wy-
szczotkowaną, ale nadal wilgotną od potu. Już zaczęła dygotać z zimna.
Wzięłam do ręki zgrzebło i dokończyłam to, co zaczęła Laura. Usunęłam błoto z brzucha
i boków. Potem wzięłam miękką szczotkę i jeszcze raz wygładziłam mocno całą sierść, po czym
przyniosłam z siodlarni derkę i okryłam nią klacz.
Ruch dobrze mi zrobił. Byłam tak samo zlana potem, jak Szansa. Jednocześnie czułam się
wewnętrznie poukładana i miałam poczucie, że mogę rozpocząć rozmowę z Cassie. Zaprowa-
dziłam Szansę do boksu i wróciłam do kuchni.
Wbrew moim oczekiwaniom Laura i Cas nie rozmawiały ze sobą. Cas siedziała przy stole
w ubłoconych spodniach do jazdy konnej, gapiła się w leżące przed nią czasopismo i jadła san-
dwicza. Mac, którego Connor zostawił u nas, słał tęskne spojrzenia w stronę kanapki. Laura
kręcąc głową, dała mi do zrozumienia, że nie poszło jej dobrze, dała znać, że zostawia mnie
z Cassie samą.
Podziękowałam jej kiwnięciem głowy. Matka natychmiast wycofała się do sypialni.
Zamiast jak zwykle podzielić się kanapką z Makiem, Cas ignorowała czworonożnego
przyjaciela tak samo jak mnie i jak gdyby nigdy nic wolną ręką przewracała stronice pisma, jed-
nak o wiele za szybko, żeby rzeczywiście coś czytać.
Nie śpieszyłam się. Umyłam ręce. Wyczuwałam, że i ona mnie obserwuje, ale kiedy się
odwróciłam, tak prędko umknęła wzrokiem, że ani przez sekundę nie mogłam popatrzeć jej
w oczy.
Nic nie ma.
Popatrzyła na mnie, jakby nie miała pojęcia, o czym mówię.
Między Connorem a mną. Nic między nami nie ma. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. To
wszystko.
Nic nie powiedziała, ale patrzyła na mnie, jakby czekała na rozwinięcie. Gdzieś w głębi
duszy odezwał mi się głos, który zwymyślał mnie od kłamczuch. Ale jak miałam wyjaśnić Cas
swoje uczucia, skoro sama nie miałam co do nich jasności? Uznałam, że będę trzymać się faktów
i ignorować emocje.
Przysiadłam się do niej, wzięłam głęboki wdech i odezwałam się, starając zachować
spokój.
Nie jesteśmy ze sobą, Cas, słowo. Gdybym kiedykolwiek miała rozpocząć jakiś związek
z mężczyzną, będziesz pierwszą, z którą o tym porozmawiam. Nigdy bym cię nie okłamała i nig-
dy nie ukrywałabym czegoś takiego przed tobą.
Kusiło mnie, żeby powiedzieć więcej. Na przykład, że nie uważam, abym musiałam się
przed nią usprawiedliwiać. Ale powstrzymałam się i zaczekałam na jej reakcję. Milczała, ale
dwie minuty pózniej zobaczyłam, że szczęśliwy Mac przeżuwa resztki jej kanapki. Ręka,
w której Cas trzymała chleb, spoczywała na psim łbie.
Zadzwonił telefon. Laura odebrała na górze. Słyszałam, jak rozmawia, a potem zeszła po
schodach i z ociąganiem zajrzała do kuchni.
Dzwonił Connor. Pytał, czy Cas byłaby tak dobra i odprowadziła Maca do domu.
Spojrzałam pytająco na matkę, ale ona tylko wzruszyła ramionami.
Też nie wiedziała, o co w tym chodzi Mac zwykle sam znajdował drogę do domu. Ale
Cas, ku naszemu zdumieniu, gotowa była wziąć na siebie trzykilometrowy marsz. Poderwała się,
założyła kurtkę i w okamgnieniu znalazła się na zewnątrz. Mac wyszedł za nią na zimowe słońce,
obskakując ją i węsząc po kieszeniach, w których czasami można było znalezć czekoladę.
I? zapytała Laura z niepokojem, ledwie Cas wyszła.
Cóż, nie powiedziała zbyt wiele, ale chyba do niej dotarłam.
A ty?
Co ja?
Czy ktoś dotarł do ciebie? Usiadła obok mnie i przyglądała mi się badawczo. No&
z tego, co mi mówiłaś przed chwilą o Connorze&
Co masz na myśli?
Powiedziałaś& urwała, szukając właściwych słów. Co ty do niego czujesz, Nattie?
Patrzyłam na zatroskaną twarz matki i próbowałam znalezć jakąś odpowiedz.
Nie wiem powiedziałam w końcu.
Kochany Robie!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]