[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie trzeba, panie Galt. Znów nie dojadasz?
 Słońce moich oczu, królowo. . . Jak ja mogę się objadać, kiedy tu na jedne-
go człowieka wypada kromka chleba dziennie?
 Kupiec umówiony. Dziś jeszcze będzie mąka, oliwa i rzepa. I parę worków
węgla.
Starzec w milczeniu ucałował rękę królowej.
Zaprosił gości do wnętrza zaniedbanego domu, który okazał się jednocześnie
magazynem, kancelarią i siedliskiem owego skromnego człowieczka. W jednej
izbie ustawiono stół do pisania, zarzucony papierami, i wąskie wyrko ze złożony-
mi porządnie cienkimi kocami. Na palenisku tliła się kupka węgli, symbolicznie
ogrzewając pomieszczenie. Jeden kąt został przemieniony w rodzaj składu: znaj-
dowało się tam kilka skrzynek, leżało trochę próżnych worków. Tylko jeden, suto
wypchany, opierał się o ścianę, a na nim stała blaszana miara zbożowa i waga.
Młodzi magowie rozglądali się po tym ubóstwie, podczas gdy mieszkaniec roz-
mawiał z królową, pokazując jej jakieś kwity i zapisy na rolkach pergaminu.
 Panie Galt, chciałabym, żeby tutejsi ludzie wiedzieli, komu zawdzięczają
nowÄ… dostawÄ™.
Staruszek pochylił głowę z szacunkiem.
 Zawsze błogosławimy twoją szczodrość i dobre serce. . .
158
 Tym razem należy błogosławić kogoś innego. Panie Stalowy. . . !
Wezwany Stworzyciel z niemałym zdumieniem dowiedział się, że w sposób
nieumyślny stał się ofiarodawcą sporej sumy pieniędzy, przeznaczonej na wspo-
możenie biednych. Chłopcy skupili się przy wymizerowanym urzędniku i królo-
wej, słuchając relacji o rozpaczliwym losie uciekinierów z północnych rejonów
Northlandu.
 Pokażemy ci tych, których dziś nakarmisz, panie magu  odezwał się
na koniec pan Galt i poprowadził wszystkich do kuchennego wyjścia. Na tyłach
domu znajdował się mały placyk, na którym błoto zamarzło w nierówne grudy.
Królowa ostrożnie stąpała w wysokich koturnach chroniących buciki, więc Gryf
podał jej ramię. Wzdłuż placyku stały dwa duże, szkaradne baraki. Wewnątrz było
mroczno, duszno, cuchnęło brudem. Tylko nieznaczny ruch i dobiegający do nich
szmer rozmów świadczyły o tym, że ktoś tu jest. Ludzie, zakopani w nędznych
barłogach z siana i rozmaitych szmat, skrzętnie chronili zgromadzone przy so-
bie ciepło. Oszczędzali siły  nauczeni doświadczeniem, że jedzenia zawsze jest
zbyt mało, a czasu między jednym a drugim posiłkiem zbyt dużo. Wzrok szybko
oswajał się z półmrokiem, więc można było dostrzec smutne, wychudłe twarze.
Większość należała do starców, kobiet i dzieci. Nawet te ostatnie nauczyły się tej
straszliwej cierpliwości, która brała się ze skrajnej nędzy  nie bawiły się nawet,
bo to było zbyt wyczerpujące. Aatwo zgadnąć, iż marna kondycja zarządcy brała
się z tego, że wszystko, co tylko mógł, oddał bardziej potrzebującym. Podstawo-
wym celem tej społeczności było: przeżyć.
Królowa musiała bywać tu wcześniej, gdyż jej widok wywołał poruszenie. Lu-
dzie podnosili się z trudem, by złożyć jej pokłon. Pozdrawiała wszystkich z jed-
nakową uprzejmością, nikogo szczególnie nie wyróżniając. Opanowanym głosem
powtórzyła wiadomość o darowiznie Stalowego, ku jego wielkiemu zmieszaniu.
 Lengorijeny, Pani nasza?  odezwał się ktoś z niedowierzaniem.  Cza-
rowniki? PiniÄ…dz dajÄ…? Dla nas?
 Tak. . . tak się godzi  wykrztusił po northlandzku Koniec przez ściśnięte
gardło. Odchrząknął i dodał już pewniej:  To godne. Tak trzeba pomagać. My-
śmy są sąsiady. . . z drugiego domu. Będzie jedzenie, będą też inne rzeczy. My
teraz są ludzie waszej królowej.
Zapadła martwa cisza, ale zmiany w aurach powiedziały Mówcy, że obok
zdziwienia i nieufności zakiełkowała również akceptacja. A kiedy ci nędzarze
niebawem zobaczą namacalne dowody hojności Stalowego, z pewnością już cał-
kowicie ocieplą się ich uczucia. Gdzieś obok zaczęło chlipać dziecko. Był to płacz
niemowlęcia, zredukowany do stłumionego zawodzenia, jakby maleństwo straciło
już nadzieję na zaspokojenie głodu.
 Dużo jest tu teraz małych dzieci?  spytała królowa zarządcy.
 Coraz mniej  odpowiedział.  Chorują i mrą. Parę zdołałem umieścić
w sierocińcu. Kilka matek z niemowlętami przy piersi i brzemiennych wzięli do
159
siebie dobrzy ludzie. Ale zostało tu jedno, którego matka karmić nie chce, a nikt
inny siÄ™ nim nie zajmie.
 To przecież nieludzkie!
 Może lepiej, aby zmarło  szepnął poufnie Galt.  Kobietę gwałtem ob-
coziemiec wziął. Cudem, pod opieką boską chyba, ujść zdołała z niewoli. Dzie-
ciak niechciany, a ona dotąd jakby nie całkiem przy rozumie.
Przyprowadzono kobietę tak chudą, że była niemal przezroczysta.. Cienka
skóra opinała kości jej twarzy, tworząc ostro załamujące się płaszczyzny. Jak wy-
gięte z kartki papieru, pomyślał Koniec. Kiedyś chyba była bardzo ładna i resztki
tej urody przy pewnym wysiłku można było dostrzec. Przez dłuższą chwilę pa-
trzyła bezmyślnie na królową, wreszcie dotarła do niej obecność możnej pani, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl