[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spotkasz?
Chloe przyglądała się jego pięknie wygiętym, egzo-
tycznym ustom. Uśmiechającym się do niej.
 Dziś po południu? Idziemy na molo pooglądać lwy
morskie. Chcesz się przyłączyć?
Amy spojrzała na nią z ukosa, zaskoczona.
Było to najżałośniejsze zaproszenie, jakie Chloe po-
trafiła sobie wyobrazić. Mimo to wypowiedziała je pew-
nym siebie głosem, patrząc Alekowi w oczy.
Ten uniósł brwi. Musiało to zabrzmieć naprawdę ob-
ciachowo.
 Lwy morskie? Ha. Czemu nie. Przynajmniej za
darmo.
 To do zobaczenia!  rzuciła Chloe i jakby nigdy nic
ruszyła do stołu.
Amy powlokła się za nią z rozdziawionymi ustami.
Chloe widziała, że przyjaciele starają się opanować.
Amy siedziała Paulowi na kolanach. Uśmiechali się
z zadowoleniem skąpani w blasku póznopopołudniowego
słońca. Nikt się z nikim nie całował.
To dlaczego robi mi siÄ™ niedobrze?
 Arp!  szczeknął jeden z lwów morskich.
Lizała loda, ostrożnie nabierając językiem smak cze-
koladowy i waniliowy w równych proporcjach.
Woda w zatoce była ciemnoniebieska, a most miał
jakby odwieczny, rdzawoczerwony kolor. W oddali małe
wysepki to znikały, kiedy przesłaniała je któraś
z przepływających ślicznych żaglówek, to pojawiały się
znowu. Turystów było sporo, ale nie tak dużo, żeby ją
denerwowali.
Było prawie idealnie. Prawie. Alek się nie pojawił.
I co w tym dziwnego? Dlaczego cokolwiek miałoby
mi się udać?
Zresztą, po co sobie robić nadzieję. Przecież chodzi
o Aleka  jak stwierdził Paul   młodego Rosjanina
o stalowych oczach i subtelnie rzezbionych rysach twa-
rzy . Na co mu żałosna podwójna randka z trójką ludzi,
z którymi nikt się nie zadaje?
 Hej, zobaczcie tego!  Paul wskazywał palcem nie
lwa morskiego, tylko jednego z turystów.
Był naprawdę wyjątkowy: miał na sobie czapkę
z nadrukiem FRISCO, T-shirt ALCATRAZ i usiłował
sfotografować pomost malutkim, jasnożółtym jednorazo-
wym aparatem.
Jak dotąd było to najbardziej ekscytujące wydarzenie
tego popołudnia.
Słońce zaczynało zachodzić. Od oceanu powiała
chłodna nocna bryza, strącając kosmyk ciemnych włosów
na twarz Chloe. Strzepnęła go nerwowo.
 Chcesz iść? Może kupimy sobie po kawie?  zapytał
po pewnym czasie Paul.
Westchnęła.
No, to jestem oficjalnie piątym kołem u wozu.
 Gdzie te lwy morskie? Czy miałaś na myśli tych
grubych turystów?
Chloe odwróciła się w kierunku, z którego dochodził
głos, i dostrzegła zbliżającego się Aleka. Szedł z rękami
w kieszeniach i marszczył brwi, starając się wypatrzeć
ledwo widoczne zwierzęta.
 Tam.  Wskazała niedbale w kierunku wody. Po-
trzebowała całej siły woli, żeby nie skoczyć mu na powi-
tanie i nie wykrzyczeć radośnie jego imienia.
Zachowam spokój. Jakoś to zniosę, powtórzyła sobie,
wreszcie z mniej denerwujÄ…cego powodu.
Dzisiaj był ubrany zupełnie swobodnie, ale nadal tak
samo olśniewająco piękny  w rozpiętej koszuli narzuconej
na T-shirt, bez skarpetek. W świetle zachodzącego słońca
jego blond włosy wyglądały jakby miały miodowe
i brÄ…zowe pasemka.
 A, faktycznie! Już je widzę!  Twarz mu się rozja-
śniła. Wyglądał, jakby rzeczywiście go interesowały. 
Bardzo fajne. W Petersburgu takich nie mieliśmy. Albo
były, ale ludzie wszystkie zjedli.
Chloe przedstawiła Amy i Paula, a Alek bardzo ofi-
cjalnie uścisnął im dłonie.
 Amy, chyba cię widziałem w tej kawiarni
z kurczakiem. Dobrze kojarzę, że czytałaś swoje wiersze?
Paul zrobił poirytowaną minę. Amy się zarumieniła.
 Zdarza mi siÄ™, od czasu do czasu.
Nastała długa, krępująca cisza. Jeden lew morski
bezgłośnie osunął się do wody. Pozostałe wkrótce poszły
w jego ślady.
 No, to było fajne  przyznał Alek, rozglądając się
dookoła.  Ale może pójdziemy gdzie indziej? Robi się za
ciemno, żeby oglądać lwy.
Chloe starała się powstrzymać chichot. Tak pociesznie
to powiedział.
 Zamierzaliśmy iść na kawę  powiedział Paul.
 Okej. A potem?
 Do klubu?  zaproponowała Amy.
 Doskonale!  Alek wskazał na nią palcem, jakby
podała prawidłową odpowiedz w teleturnieju. Potem zrobił
smutnÄ… minÄ™.  Jedyne, czego mi tu tak naprawdÄ™ brakuje,
to taniec. W Petersburgu, jeśli miało się ochotę, można
było pójść potańczyć co noc. I nie trzeba było za to płacić.
 Nie wiem, czy to dobry pomysł, żeby dzisiaj iść tań...
 Cokolwiek kierowało Paulem, Amy uciszyła jego protest
za pomocą szybkiego dzgnięcia łokciem w żebra.
 Zwietny pomysł  powiedziała.  Co sądzisz, Chloe?
 Jestem jak najbardziej za.  Wyobraziła sobie, że
tańczy z Alekiem, jak wcześniej z Xavierem. To natych-
miast jej przypomniało, jak całowała się z Xavierem na
parkingu i w jakim stanie znalazła go pózniej w jego
mieszkaniu. Czym prędzej zdusiła w sobie poczucie winy.
 Eee... byle nie do Banku.
Cała trójka dziwnie na nią spojrzała.
 W poniedziałki jest do dupy  wytłumaczyła nie-
przekonująco. Podobnie jak we wtorki, środy, czwartki
i piątki. W gruncie rzeczy nie obraziłaby się, gdyby tam już
nigdy nie poszli.
Z ulgą przyjęła decyzję, że pójdą do Raven, gdzie grali
dużo dobrej muzyki tanecznej, ale nie było parkietu. Mieli
tam za to mnóstwo starych, wygodnych kanap i niewiele
skrupułów, jeśli chodzi o sprzedawanie alkoholu nielet-
nim. No i tarczę do rzutek, która natychmiast przyciągnęła
Aleka i Paula.
 Spójrz na nich  powiedziała Amy, chichocząc. Paul
zamknął jedno oko i celował do tarczy. Alek stał ze
skrzyżowanymi rękami i poważnym wyrazem twarzy. 
Zupełnie jak jaskiniowcy.
 Nie sądzę, żeby człowiek z Cro Magnon używał
rzutek do polowania na mamuty.  Chloe popijała piwo
drobnymi łyczkami. Alekowi zaimponowało, że wybrała
hoegaardena, ale nie zaproponował, że za niego zapłaci.
Szkoda, bo kosztował pięć dolców.
 Nawet do nas pasuje  stwierdziła Amy.
 Nie chcę, żeby do nas pasował, tylko żeby tu pod-
szedł, wyciągnął mnie na dwór i porządnie pocałował! 
Pociągnęła kilka dużych haustów.
 O kurde, Chloe robi się płytka. Rozumiem, że lecisz
na przystojnych jaskiniowców?
 Lubię rozmawiać  zaprotestowała Chloe.  Ale to
musi być w odpowiedniej kolejności. Najpierw całowanie,
potem gadanie.
 Cóż  Alek przysiadł się do niej na kanapie  dałem
twojemu koledze do zrozumienia, że musi się jeszcze wiele
nauczyć.
Paul tylko coś mruknął pod nosem i usiadł koło Amy,
która się obróciła i położyła mu głowę na kolanach. Alek
trzymał rękę na oparciu kanapy i czasami dotykał pleców
Chloe dla podkreślenia tego, co mówił. Zastanawiała się,
czy zdaje sobie sprawę, że doprowadza ją do szaleństwa.
Pewnie tak. W końcu musiał jakoś zdobyć ten tłum wielbi-
cielek. Obiecała sobie, że za żadną cenę nie dołączy do tej
kategorii. Jest lepsza niż wszystkie Keiry i Halley tego
świata.
Paul jeszcze dwukrotnie wyzwał Aleka na pojedynek
w rzutki, ale nie udało mu się wygrać. Amy żebrała
o ćwierćdolarówki do szafy grającej. Chloe przyglądała się
Alekowi, popijając piwo i podważając od czasu do czasu
wybory muzyczne przyjaciółki. O dziesiątej zadzwoniła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl