[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niczego siÄ™ bez niego nie dojdzie.
Trzymała w ręce list, który jej właśnie doręczono. Charakter pisma wydawał się
znajomy. Sądziła, że podczas popisu pupilki zdoła go przeczytać. Lady Montgomery
zawsze potrafiła robić kilka rzeczy jednocześnie. Słuchanie gry uczennicy podczas
lektury listu wcale jej nie przeszkadzało.
Sięgnęła do kieszeni po okulary i umieściła je starannie na nosie.  Droga Cioteczko..."
przeczytała nagłówek, podczas gdy panna Honeywell waliła w klawisze. Cioteczko!
Któż, u licha...  Mam nadzieję, że zdrowie nadal ci dopisuje. Gdybym nie wiedział o twej
wyjątkowej odporności nerwowej i nie miał pilnego powodu, nie wysyłałbym tego listu,
by cię nie wytrącać z równowagi. Tak się jednak składa, że muszę to uczynić. Ciotka
Gillian Montgomery, jaką pamiętam, byłaby rada, a może nawet bardziej ubawiona niż
przerażona takimi słowami i zdołałaby mi wybaczyć, gdybym osobiście wyjaśnił, o co mi
chodzi.
%7łyję i mam się dobrze, Cioteczko. Nie zginąłem wcale podczas bitwy, jak wcześniej
uznano. Jestem również zdrów na ciele i na duszy. I chociaż nie mam pewności, czy
zechcesz mnie przyjąć, proszę o pewną przysługę: przywożę ze sobą zaprzyjaznioną
młodą damę, która pragnie uciec przed zagrażającym jej fatalnym małżeństwem. Jestem
pewien, że będziesz nią zachwycona i znajdziesz w jej osobie pilną uczennicę oraz
bratnią duszę. Kiedy ją poznasz, z pewnością nie uznasz mego postępku za
nieprzemyślany, lecz raczej, podobnie jak ja, uwierzysz, iż zrobiłem właściwą i jedynie
słuszną rzecz w tych okolicznościach.
Z góry przepraszam, jeśli miałoby to ciążyć twemu sumieniu, lecz proszę, nie pokazuj
tego listu nikomu. Nie mam zamiaru upominać się o tytuł czy majątek ani też pozbawiać
Richarda jego obecnej pozycji. Pragnę powierzyć młodą damę twojej opiece, a potem
opuścić Europę. Możesz się spodziewać naszego przybycia do Szkocji przed końcem
czerwca. Twój kochający siostrzeniec, Roarke"
Lady Montgomery przeczytała list dwukrotnie, najpierw - by zrozumieć jego treść, a
potem - by się nią delektować. Pózniej zaś opuściła rękę, w której go trzymała, na kolana.
A więc ten zuchwalec żyje! Powoli napływały wspomnienia. Roarke był starszym synem
jej siostry, Elizy. Lady Montgomery zawsze oskarżała jej męża o to, że był winien
śmierci syna. Teraz jednak uśmiechała się pod nosem. Ach, jakżeż syn cię zdołał okpić,
ty stary draniu! %7łyje i ani myśli upomnieć się o spadek. Pewnie nie wie, że jego brata nie
ma już między żywymi. Może da się namówić do zmiany zamiarów? Najlepszą zemstą
na szwagrze byłoby udzielenie pomocy Roarke'owi w tym, by mógł żyć, jak mu się
podoba, a nie w sposób, jaki ojciec próbował na nim wymusić.
Lady Montgomery uważała bowiem zemstę za rzecz zabawną. Założona przez nią szkoła
dla dziewcząt też była czymś w rodzaju zemsty. Konserwatywny Szkot, za którego
wyszła, zmarł i zostawił jej mnóstwo pieniędzy. Ten dobry protestant oniemiałby chyba,
słysząc, jak panna Honeywell gra na fortepianie w jego salonie.
Zobaczę, co będzie można zrobić dla Roarke'a i jego młodej przyjaciółki, postanowiła.
Serce zabiło jej żywiej na tę myśl.
 Po naszej ucieczce możesz już nigdy więcej nie zobaczyć swojej rodziny". Słowa
Connora brzmiały jej w uszach, kiedy opuszczała stajnię. Powiedziała mu to, co myślała.
Dokładnie rozważyła wszelkie możliwe konsekwencje ucieczki i szczerze wierzyła, że
postępuje słusznie.
Co jednak nie znaczyło, że będzie to łatwe.
W drodze do domu podjęła kolejną decyzję, która również wiązała się z dużym ryzykiem
i którą także uznała za słuszną. Chciała się pożegnać z Lorelei. Czuła, że nie może uciec
bez aprobaty i zrozumienia z jej strony, bo zniknięcie Rebeki mogłoby dotkliwie
zaszkodzić widokom na przyszłość pięknej siostry.
Zastała Lorelei w sypialni, gdzie całe łóżko pokrywały próbki tkanin - matowych i
błyszczących jedwabi, połyskliwych atłasów - a także koronki i miarki krawieckie. Miały
to być stroje na londyński sezon. Na jej widok Lorelei drgnęła raptownie.
- Lorelei...
- Och, jak mnie przestraszyłaś! Właśnie pracuję nad moimi kreacjami. Jak sądzisz, czy
lawendowy jedwab pasuje do różowych pantofelków? Może ciemniejszy odcień...
- Lorelei...
Tym razem Lorelei wyczuła w głosie Rebeki coś dziwnego. Spojrzała na siostrę z
zaskoczeniem.
- Muszę ci coś powiedzieć... - zaczęła ostrożnie Rebeka.
- yle się czujesz? Mam zawołać mamę?
- O Boże, nie! Lorelei... proszę cię, posłuchaj. Czy... gdybym w jakiś sposób mogła
uniknąć tego małżeństwa... pochwaliłabyś moje postępowanie?
Lorelei patrzyła na nią z wahaniem.
- Nie moją rzeczą jest pochwalać cię czy ganić, Rebeko, ale jeśli już chcesz wiedzieć... -
tu Lorelei nabrała głęboko tchu - .. .twoje szczęście bardziej mnie obchodzi niż mój
honor - zakończyła lojalnie.
Tym razem to Rebeka zaczerpnęła tchu.
- Lorelei... nie zamierzam poślubić Edelsona.
- A jak chcesz to osiągnąć? Przecież ślub ma być w niedzielę!
- Zamierzam... nie pojawić się na nim.
Rebeka znacząco spojrzała prosto w błękitne oczy Lorelei, jakby chciała jej w ten sposób
przekazać swoje intencje. I po chwili Lorelei pojęła myśl siostry.
- Mam trochę pieniędzy - odparła powoli - możesz je sobie wziąć. Ale proszę cię, bądz
ostrożna! - Lorelei otwarła szkatułkę i wyjęła stamtąd jednego funta. - Wygrałam go, bo
założyłam się z Susannah Carson, że jej nowy kuzynek nie będzie chłopcem. Ona
uważała inaczej. Dziewczynka urodziła się w zeszłym tygodniu.
- Lorelei Tremaine, co się z tobą dzieje? Schadzki, zakłady... Nasz pastor gotów uznać,
że zeszłaś z drogi cnoty!
Lorelei wręczyła jej funta i z błagalnym spojrzeniem ścisnęła rękę siostry. Przez chwilę
obie milczały. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl