[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gangsterski numer - współudział w przemycie. No có\, ale przecie\ pieniądze nie
le\ą na ulicy. Dlaczego właśnie jego wybrali do tego numeru? Przez cztery lata
nie zamienił z nimi słowa. Szerokie opony Corvetty zablokowane hamulcami
wznieciły tuman kurzu. Ostry pisk opon na asfalcie wyrwał Roberta z zamyślenia.
Biedrona zatrzymał samochód prawie w miejscu. Zakręcił i stanął przodem do
Roberta. Przednie reflektory uniosły się w górę z zapalonymi światłami. Rozległ
się klakson. - Prymus, nie pękaj - usłyszał głos Cichego. Pochylił się i
przekręcił kluczyk w stacyjce. Silnik posłusznie zaskoczył i miły szum dwu i pół
litrowego silnika wypełnił kabinę. Corvetta boksując oponami zakręciła w
miejscu. Wcisnął sprzęgło, wrzucił bieg i powoli dodał gazu. Samochód posłusznie
potoczył się do przodu. Wrzucił kierunkowskaz i skręcił w ślad za chłopcami
włączając się w ruch autostrady. Spojrzał na licznik prędkościomierza. Strzałka
przekroczyła cyfrę sto km na godzinę, a Corvetta stale się oddalała. Musiał
dodać gazu. Serce łomotało mu w piersi z niebywałą siłą. W uszach dzwoniło.
Przekręcił gałkę w radiu, wcisnął automatyczne wyszukiwanie stacji. Głos
polskiego spikera zapowiadał kolejną piosenkę. - Dla tegorocznych maturzystów
przebój lata - zespół Varius Manx z najnowszej płyty ELF. Było cudownie. Słońce
właśnie kryło się za lasem. Fioletowe niebo grało milionami odcieni. Autostrada
biegła w stronę horyzontu. Cokolwiek miało się stać było odległe od tej chwili o
setki lat. Robert drugi raz w ciągu ostatnich dni poczuł ogromną radość \ycia.
Był w stanie zawieszenia między przeszłością i przyszłością. Trwał w czystym
poczuciu istnienia. Po raz pierwszy w \yciu poczuł samego siebie. Ale kim
naprawdę był? Tego nie wiedział.
Posuwali się powoli stojąc w rzędzie samochodów czekających na wjazd do Polski.
Przejście graniczne w Kołbaskowie nie jest szczytem elegancji ani dobrej
organizacji. Formalnie nale\y do Niemców. Poniewa\ sto metrów obok rozpoczęto
budowę nowego przejścia, więc stare porzucone i nie konserwowane umierało
śmiercią naturalną. Ogólny nastrój apatii udzielał się równie\ stra\y
granicznej. Kontrolowali tylko niektóre samochody, a i to bez szczególnego
entuzjazmu. Celnicy snuli się między blaszanymi barakami pamiętającymi jeszcze
wczesne lata siedemdziesiąte. Raz po raz spoglądali na zegarki. Był wczesny
wieczór i do końca zmiany pozostawało jeszcze sześć godzin. Robert wyłączył
radio. Spojrzał przez przednią szybę. śołnierz z ochrony pogranicza ruchem ręki
nakazał Biedronie podjechać na wysokość blaszanego baraku. Robert podjechał
Mercedesem w ślad za nimi. Stanął jednak dobrych pięć metrów w tyle. Biedrona
wysiadł z samochodu i podszedł z celnikiem do baga\nika. Cichy stanął obok
\ołnierza, który sprawdzał paszporty. Spojrzał w stronę Roberta i mrugnął
porozumiewawczo. Z baraku wyszło dwóch \ołnierzy uzbrojonych w pistolety
maszynowe. Jeden z nich pchnął Biedronę na klapę baga\nika zanim ten zdą\ył ją
jeszcze otworzyć. Drugi chwycił Cichego za nadgarstek i skuł kajdankami. Nawet
nie zdą\ył się odwrócić. Nie miał zresztą po co. Drugi \ołnierz pochwycił jego
rękę i wykręcił do tyłu, tak \e chrząstka trzasnęła w łokciu. - "Wiedziałem" -
przemknęło Robertowi przez myśl. Ale w tym momencie przed maskę Mercedesa wszedł
celnik. Spojrzał na tablicę rejestracyjną, potem na Roberta. Obejrzał się za
siebie, \ołnierze odprowadzali Cichego i Biedronę do baraku. Celnik obszedł
samochód i stanął przy drzwiach. - Kontrola celna. Poproszę dokumenty samochodu,
paszport, prawo jazdy. Robert wygrzebał dokumenty z półki koło radia i podał je
celnikowi. - Do kogo nale\y samochód? - Przyjaciel matki po\yczył, \ebym skoczył
do domu na dwa dni. Pojutrze wracam. - Nazwisko właściciela? - Tam pisze -
odparł. Celnik podniósł wzrok na Roberta. Przez chwilę wpatrywał się prosto w
oczy. - Mówi się, jest napisane. Nie uczyli w szkole? Czy zgłasza pan jakieś
towary do oclenia? - Nic takiego nie mam. - Czy przewozi pan w samochodzie
rzeczy, które nie nale\ą do pana? Robert zawahał się. - Nie. Celnik przyglądał
się Robertowi. - Proszę zjechać na bok i otworzyć baga\nik. Wskazał palcem wolne
pobocze obok du\ej cię\arówki Volvo stojącej na poboczu. Zabrał dokumenty i
odszedł do baraku. Robert miał kłopoty, \eby dr\ącą ręką uchwycić kluczyki w
stacyjce. Zjechał na wskazane miejsce, zatrzymał samochód, wyłączył silnik. W
baraku za metalową \aluzją Cichy i Biedrona coś tłumaczyli stra\y granicznej.
Biedrona najwyrazniej był w dobrym nastroju. Kpił sobie z \ołnierza, bo ten,
poczerwieniał na twarzy. Poderwał się do niego z pięściami, ale w porę wyhamował
i nie doszło do rękoczynów. Cichy spojrzał przez okno i dostrzegł Roberta w
samochodzie. Ich spojrzenia się spotkały. Robert wysiadł z samochodu i przeszedł
do kufra baga\nika. Zanim podniósł klapę spojrzał na barak celników. Biedrona
tłumaczył coś zawile wymachując rękami. Cichy bezczelnie śmiał się, nic nie
robiąc sobie z przedstawienia. Kontrolnie spojrzał w okno. Dostrzegł Roberta
otwierającego klapę baga\nika i jego twarz spowa\niała. Robert pochylił się nad
walizką i nacisnął równocześnie zamki po obu stronach. Nie odpuściły. Powtórzył
mocniej, ale bezskutecznie. Spojrzał na barak. W oknie obok Cichego i Biedrony
pojawił się celnik z dokumentami w ręku. Otworzył paszport, wystukał numery na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]