[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Może coś się z nim stało? Już kilka razy, kiedy wybrały się z panną Hartfield na spacer, spotykały po drodze
majora, który zazwyczaj przyłączał się do nich. Lavinia zauważyła, że major nie był już tak arogancki jak niegdyś.
Nie pouczał ich, nie mówił, co mają myśleć, ani nie był już taki pewny, że i tak wie, co i jak myślą kobiety. Ba!
Coraz częściej pytał je o zdanie w różnych sprawach i interesował się tym, co naprawdę myślą, a nie tym, co
myśleć powinny.
Czyżby zakochał się w jej nowej przyjaciółce? Im baczniej go obserwowała, tym bardziej była o tym przekonana.
Była także bardzo zadowolona, że sama to spostrzegła, zaś jeszcze większą radość sprawił jej fakt, że zniknęło jej
bezmyślne uwielbienie dla przystojnego bohatera.
69
To właśnie major przekazał Lavinii najnowsze plotki, kiedy spotkał ją pewnego ranka w Pijalni.
- To znaczy, że pan Sandiford próbował zamordować pannę Hartfield? - zawołała zdumiona.
- Obawiam się, że tak.
- Ależ to absurd!
- No cóż, dobrze wychowanej młodej damie trudno uwierzyć w podłość tego świata - odparł major
protekcjonalnie.
- Nonsens, majorze - żachnęła się Lavinia. - Znam pana Sandiforda przez całe życie. Jego majątek należy do
parafii mego ojca!
Major był nieco zaskoczony. Nie zastanawiał się nigdy nad pochodzeniem Rowlanda - wiedział tylko, że ten
przeklęty szlachcic pozostaje z panną Hartfield w bliskich stosunkach, o wiele za bliskich jak na kuzyna, który
podobno ledwo jÄ… zna.
- Oczywiście to tylko plotka - odparł major, nieoczekiwanie dla samego siebie.
- Więc dlaczego pan ją rozpowiada? - upomniała go ostro Lavinia. - Pan wybaczy, woła mnie pani Banstead.
Ukłoniła mu się najmniej uprzejmie, jak to było możliwe, i odeszła. Dopiero pózniej zdała sobie sprawę, że
porządnie utarła mu nosa, lecz wcale się tym nie przejęła.
Major patrzył za oddalającą się Lavinia z nowym szacunkiem.
Pani Banstead chrapała smacznie podczas swej popołudniowej drzemki, a Lavinia wciąż nie mogła przestać
myśleć o tym, co powiedział jej major. Choć trzymała w dłoniach przybory do haftowania, nie potrafiła skupić się
na pracy; patrzyła w okno i zastanawiała się, co powinna zrobić.
Sama nie chciała rozpuszczać plotek, a ponieważ w tej materii nie miała zbyt dobrej opinii o pani Banstead,
wolała nie zwierzać się jej ze swoich problemów. Z drugiej jednak strony, jeśli Rowland nie wiedział jeszcze o
niczym, powinien był jak najszybciej poznać prawdę. Pani Bridges była jeszcze zbyt chora, by mogła ją odwiedzić,
nie znała zaś Merab na tyle dobrze, by rozmawiać z nią o podobnej sprawie - poza tym, trudno było oczekiwać, by
panna Hartfield zechciała poinformować własnego kuzyna o jego rzekomych morderczych zakusach. Tak czy
inaczej, Rowland musiał się o wszystkim dowiedzieć, tego była pewna.
Pani Banstead wciąż spała. Lavinia przeszła na palcach do sekretarzyka i zasiadła do pisania. Najpierw zepsuła
całkiem dobre pióro, obgryzając jego końcówkę, pózniej zmarnowała kilka kartek papieru, które kompletnie
pomięte wylądowały w koszu na śmieci, wreszcie zdołała zredagować krótki list. Był on wyjątkowo lakoniczny i z
pewnością nie znalazłby uznania w oczach guwernantki Lavinii, która niegdyś uczyła ją, jak powinien wyglądać
list napisany przez prawdziwą damę. Spełniał jednak swoje zadanie, a w tej sytuacji to było najważniejsze. Plotki
mówią, że napad na Pański powuz był pana dziełem, zakończyła. Piszę do pana, bo chcę Pana ostszec. Jacyś
złoczyńcy chcą wyrządzić Panu krzywdę. Z powarzaniem, L. Heslop.
Złożyła list, zalakowała go i zaadresowała. Spojrzała jeszcze raz na panią Banstead i postanowiła zaryzykować.
Nie chciała, by list dostarczył służący - młode damy zazwyczaj nie pisują do młodych mężczyzn, a poza tym na
pewno wkrótce dowiedziałaby się o tym jej gospodyni. Nie, będzie musiała zająć się tym sama.
- Pani wychodzi, panno Heslop? - spytał zdumiony lokaj, kiedy kilka minut pózniej Lavinia w płaszczu i czepku
stanęła w drzwiach wyjściowych.
- Potrzebuję trochę nici do haftowania - skłamała Lavinia. - Mam nadzieję, że wrócę, nim pani Banstead się
obudzi.
Po przeczytaniu wiadomości, Rowlanda ogarnął ogromny gniew. List Lavinii pełen był błędów ortograficznych,
ale treść pozostawała całkiem jasna. Rowland nie miał najmniejszych trudności ze zidentyfikowaniem
 złoczyńcy . To musiał być Joseph.
Kiedy przechadzał się nerwowo po pokoju, po raz pierwszy zaczął się zastanawiać nad tym, w jaki sposób
testament Hartfielda dotykał Merab. Początkowo postrzegał go tylko jako złośliwe zrządzenie losu, które niszczyło
jego nadzieje. Teraz zrozumiał, że Merab została potraktowana równie okrutnie, i że wkrótce może się stać
obiektem niewybrednych żartów i kpin. Zgodnie z testamentem, została swego rodzaju towarem przetargowym. Co
gorsza, zdał sobie sprawę, że to jego zachowanie, fakt, że początkowo nie chciał jej uznać, mógł uczynić z niej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl