[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Patrz na kamień, on doda ci sił! - krzyczał Dolg.
- Ale na wszelki wypadek trzymaj się też trawy - wtrącił Cień trzezwo.
Człowiek z pewnością Cienia nie widział, ale wyglądało na to, że sens słów do niego
dotarł. Jego zmęczona ręka zacisnęła się mocniej na kępce trawy i okazało się, że trawa
wytrzymała. Jeszcze przed chwilą nieszczęśnik wyrwałby ją z korzeniami.
- Nie możemy do ciebie podejść - tłumaczył Dolg. - Musisz polegać na trawie.
Trzymaj się, jak możesz! I próbuj się podciągać!
Tamtemu zostało już niewiele sił, ale powoli, powoli błoto jakby pozwalało jego
udręczonemu ciału dzwigać się w górę. Wkrótce cała twarz znalazła się ponad powierzchnią
bagna. Kiedy już mógł jako tako swobodnie oddychać, zawołał:
107
- No, a co teraz?
- Co teraz powinien zrobić? - zapytał Dolg Cienia.
- Niech idzie po wodzie - odparł tamten lakonicznie. - Nie, to znaczy powiedz mu,
żeby się kierował tam, gdzie widzi trochę pewnego gruntu! Kamień mu pomaga.
Dolg powtórzył wszystko tamtemu człowiekowi, który dygocząc ze strachu i zimna,
na czworakach czołgał się wolno po kępach porośniętych trawą.
- Nie utrzymam się! - wrzeszczał raz po raz w panice.
- Próbuj! - odpowiadał Dolg spokojnie.
Człowiek chwytał się dosłownie każdego zdzbła po drodze i zupełnie nie mógł pojąć,
jakim sposobem nie zapada się w głąb. Dolg słyszał, jak mamrocze pod nosem: czary , ale
mimo wszystko pełzł uporczywie w stronę, gdzie znajdowało się coś, co można by nazwać
brzegiem.
Dolg i jego towarzysze pierwsi znalezli się na suchym lądzie. Dla nich chłopiec raz
jeszcze uniósł w górę szafir, podziękował wszystkim za pomoc i prosił, by wrócili do tych
sfer i tych wymiarów, do których przynależą. Wszyscy byli teraz wolni. Jakakolwiek siła
sprawiła, że kiedyś stali się błędnymi ognikami, to nie miała już ona nad nimi władzy.
Teraz ledwo były widoczne w blasku porannego słońca, ale kłaniały mu się bardzo
uprzejmie i dotykały go w ostatnim geście pożegnania. Wkrótce wszystkie zniknęły.
Pomagając swoim małym przyjaciołom, Dolg zapomniał o ratowanym człowieku i
dlatego kamień nie działał już na niego. Nieszczęśnik znalazł się tymczasem tak blisko
brzegu, że chociaż wciąż jeszcze się ześlizgiwał i raz po raz pogrążał w błocie, to przy
odpowiednim wysiłku zdołał się wyczołgać na suchy ląd. Wrzeszczał przy tym jak szalony.
Potem długo leżał i dyszał ze świstem. Dolg szepnął dziękuję i schował kamień do
tornistra. On sam już dawno znajdował się na lądzie .
Ponad sobą na wzniesieniu zobaczył osiem koni, które mieli ze sobą rycerze i ich
ludzie.
Kiedy Dolg podszedł bliżej, wyczerpany człowiek próbował wstać, ale nie starczyło
mu na to sił, leżał więc i wpatrywał się w chłopca, ocierając jednocześnie twarz ze szlamu i
błota.
- Powiedz mi, dziecko, co ty miałeś przed chwilą w ręce?
- To, co twój pan pragnął zdobyć.
- Nie, my mieliśmy tylko schwytać jakiegoś dziwnego chłopca. To pewnie o ciebie
chodziło, bo nie wyglądasz na normalnego!
108
- Dziękuję - powiedział Dolg cierpko. - A gdzie podziali się tamci? To znaczy twój
pan i jeszcze jeden człowiek.
Niedoszły topielec zrobił wymowny gest w stronę bagnisk.
- Rozumiem - rzekł Dolg. - A zatem tylko ty jeden przeżyłeś?
- Tak. Co za piekielne miejsce! Jak ty się przedostałeś przez te cholerne mokradła?
Tam i z powrotem, przez mniejsze i przez wielkie bagna.
- Otrzymałem pomoc - odparł Dolg. - Dokładnie tak jak ty teraz.
To skierowało myśli uratowanego na inne tory. Wstał i wyciągnął do chłopca rękę
pełną błota.
- Dziękuję za uratowanie życia - powiedział.
- Cieszę się, że wyszedłeś z tego cało. Ale powiedziałeś, że mieliście mnie schwytać.
Dlaczego?
- Tego nasi panowie nie mówili i ja teraz nie wiem, co z tobą zrobić.
- Uważam, że powinieneś wziąć swojego konia i wrócić do domu. I nie mówmy już
więcej o tym, co się stało.
Człowiek spoglądał na Dolga spod oka.
- W tobie jest coś mistycznego - stwierdził. - Czy ty jesteś tutaj sam?
- Wiem, co masz na myśli. Czy ty ich widziałeś przed chwilą?
- Kogo?
- Widziałeś na bagnach tylko mnie?
Człowiek zastanawiał się przez chwilę.
- I tak, i nie. Nie wiem. Coś mi mignęło, jakieś małe stworzenia.
- No dobrze, tamtych już nie ma. To były błędne ogniki. Teraz mam przy sobie tylko
mojego opiekuna, który mnie ochrania.
To przekraczało niezbyt w końcu imponującą zdolność tego prostego człowieka do
pojmowania dziwnych spraw.
- Chcesz powiedzieć, że masz... anioła stróża? No, zauważyłem coś po twojej prawej
stronie, ale to wcale nie przypominało żadnego anioła! To było jakieś takie mgliste,
szaroczarne.
Dolg skinął głową.
- Tak jest, widziałeś mojego przyjaciela, chociaż nie nazywałbym go aniołem.
Diabłem zresztą także nie. Trzeba ci jednak wiedzieć, że on jest niewiarygodnie potężny.
109
Chłopiec powiedział to z całą świadomością, bowiem wzrok tamtego nieustannie
kierował się w stronę jego plecaka.
- Nie możesz mi powiedzieć, co trzymałeś w ręce?
- Chodzi ci o niebieską kulę? Ona nie należy do mnie. Muszę przenieść ją dalej, by
pomóc ludziom znajdującym się w potrzebie. Przede wszystkim muszę uratować mego
umierającego ojca. I powinienem się bardzo spieszyć, mam naprawdę mało czasu.
- Czy mógłbym to od ciebie odkupić?
- Niestety, nie. Bo jak powiedziałem, to nie należy do mnie. Ja tylko zostałem
specjalnie wybrany, by przenieść kulę. Nikt inny nie zdołałby przejść przez bagna tam i z
powrotem.
- No - mruknął człowiek ponuro. - Myślę, że jesteś wybrany. Nie zrobię ci nic złego.
Idz do domu i pomóż swojemu ojcu. Uważam, że dobry z ciebie chłopak, chociaż jest w tobie
coś magicznego. A może jesteś elfem? Ja jestem porządnym człowiekiem, dobrym
chrześcijaninem, chodzę do kościoła, kiedy należy. O tej wyprawie wiedziałem tylko, że
mamy pojmać jakiegoś dzieciaka.
Dolg zastanowił się chwilkę, a potem powiedział:
- Dwoje mojego rodzeństwa czeka na mnie trochę dalej stąd...
- A my myśleliśmy, że oni się potopili w bagnie.
- Nie, oni nie szli ze mną przez całą drogę. Czy myślisz, że wszystkie konie będą ci
potrzebne? Ja muszę bardzo szybko wracać do domu i...
- Potrzebowałbyś trzech koni? Chyba możesz sobie wziąć. Mnie i tak zostanie pięć.
Tylko dla siebie chciałbym mieć konia hrabiego Ottona.
- Dziękuję ci bardzo, oczywiście, że możesz go zatrzymać.
Człowiek poszedł do koni.
- Zwietny pomysł, Dolg - pochwalił Cień. - Tym sposobem znacznie szybciej
pokonamy drogÄ™ do domu.
Chłopiec pożegnał się z obcym, dosiadł konia, a dwa pozostałe prowadził za sobą. Ku
swemu wielkiemu rozbawieniu stwierdził, że Cień dosiadł jednego z wolnych wierzchowców.
- Rozbolały cię nogi? - zapytał z przekąsem.
Cień roześmiał się dobrodusznie.
- Dla mnie to całkiem nowe doświadczenie.
Te słowa dały Dolgowi do myślenia. Nie przywykł do koni?
SkÄ…d w takim razie pochodzi?
110
Kiedy zbliżali się do wiszącej skały, gdzie pod opieką duchów miały spać dzieci i
Nero, w okolicy panowała niepokojąca cisza.
- Och, nie, nic im się nie mogło stać - jęknął Dolg.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]