[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jej się z piersi. Usłyszała za sobą:
- Poczekaj.
Zatrzymała się, rozdarta między dumą a nadzieją. Z jednej strony była
pewna, że nie da rady dojść do najbliższego domostwa, ale z drugiej nie miała
zamiaru błagać go, by pozwolił jej zostać.
- Jeśli poszukasz mi mocnych gałęzi, zrobię sobie jakieś kule. Może uda
się nam naprawić twój samochód.
Popatrzyła na niego uważnie.
- Tylko sobie nie wyobrażaj, że wzruszyły mnie twoje łzy - rzucił ostro,
nie zmieniajÄ…c wyrazu twarzy.
- Dobrze znam te wasze gierki. Po prostu nie mam zamiaru siedzieć tu
ze złamaną ręką i liczyć, że może ktoś mnie znajdzie.
Poczuła dziką wściekłość, ale tylko uśmiechnęła się słodko. Skoro uważa ją
za komediantkę... Zacisnęła usta i tłumiąc złość ruszyła na poszukiwanie gałęzi.
Więc jest przekonany, że jej przyjazd został ukartowany. W porządku, w takim
razie niech się dowlecze do samochodu i przekona się na własne oczy, że naprawdę
miała wypadek.
Jesse zaczął związywać gałęzie. Odwróciła wzrok. Bała się, że zobaczy
nienawiść w jej oczach. Pyszałek! Tak jakby znalezienie się w jego podejrzanym
towarzystwie warte było tego, co przeszła! Może gdyby komuś szczególnie
zależało na zdobyciu jakichś informacji? Ale komu? Chyba szpiegowi.
Czyżby podejrzewał, że ona jest wtyczką mafii?
Jesse powiedział w końcu:
- Gotowe.
Uśmiechnęła się słodko przez zaciśnięte zęby i ruszyła przodem. Od czasu
do czasu zerkała za siebie. Jesse przedzierał się przez las powoli, z wyraznym
wysiłkiem; często zatrzymywał się, by otrzeć pot z czoła. Ból wykrzywiał mu usta.
Dobrze mu tak, cieszyła się w duchu. Nie miała najmniejszego zamiaru uprzedzać
go, że samochód z pewnością nie nadaje się do naprawy. Niech sam się przekona.
Pierwsza dotarła do auta. Przyjrzała mu się dokładnie. W dziennym świetle
wyglądało jeszcze gorzej niż w nocy. Naprawdę miała szczęście, że przeżyła.
Spróbowała, czy może teraz udałoby się otworzyć bagażnik. Zabrać choć trochę
ubrań, przynajmniej bieliznę! I choć odrobinkę pudru na tę okropną szramę na
nosie. Niestety, nic z tego. W tym momencie z zarośli wynurzył się Jesse.
Wyprostowała się i skrzyżowała ręce na piersi. Z satysfakcją patrzyła na
zdumienie, malujÄ…ce siÄ™ na jego twarzy.
- Och, mam nadzieję, że uda ci się coś z tym zrobić- zaszczebiotała,
naśladując ton typowy dla jasnowłosych kociaków, uważając jednocześnie, żeby
nie przeciągnąć struny.
Poczuła na sobie jego zielone oczy. Przypuszczała, że będzie wściekły, że go
tu przyciągnęła. Zaskoczył ją - wcale nie był zły, raczej szczerze zdziwiony.
Wymamrotał:
- Naprawdę miałaś wypadek.
Wyczerpany, osunął się na ziemię. Był szary na twarzy.
- Uderzyło mnie coś w sposobie, w jaki się przedstawiłaś - powiedział
zmęczonym głosem. W jego oczach znów obudziła się czujność. - Czy to twoje
prawdziwe nazwisko?
Kiwnęła głową.
- A twoje?
- Dlaczego pytasz? - spojrzał podejrzliwie.
Wzruszyła ramionami.
- Uderzyło mnie coś w sposobie, w jaki się przedstawiłeś.
Popatrzył na nią przenikliwie, nic nie powiedział. Przeniósł wzrok na
samochód.
- Nie ma czego zbierać. - Coś rozważał.  Aadny samochód. Wygląda
na całkiem nowy.
- Bo był.
Poczuła ukłucie żalu. Ten samochód był najpoważniejszym zakupem,
jakiego dokonała na własny rachunek, nie pytając o zdanie matki i Nelsona. Coś
takiego odważyła się zrobić po raz pierwszy w życiu. Przez te kilka tygodni bardzo
się z nim zżyła. Był jej powiernikiem i sojusznikiem, a teraz leżał rozbity. Oby to
tylko nie była zła wróżba. Spróbowała własnych sił i taki był tego rezultat.
- I co teraz zrobimy? - zapytała z desperacją w głosie.
Dopiero w tym momencie uświadomiła sobie konsekwencje tych
włączonych świateł. Są unieruchomieni, skazani na to odludzie. Jak długo tu
pozostaną? W jaki sposób uda im się stąd wydostać?
Jesse spróbował się podnieść.
- Musimy się zastanowić. Za kilka tygodni mam w mieście spotkanie w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl