[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zauważyła, że celując do niej przybrał pozę, jaką setki razy widzi: W telewizji, w
kryminałach i programach dokumentalnych o policji. Znowu zaczęła się trząść.
- Nic mogłam. Poszedł?
- Na to wygląda. - Za rękę zaciągnął ją do salonu. - Zostań tu. Rozejrzę się na
zewnÄ…trz.
Jessica opadła na fotel i czekała. Było ciemno. Mdłe światło księżyca napełniało
pomieszczenie chybotliwymi cieniami. Podkuliła stopy pod siebie, objęła się ramionami.
Nieczęsto ogarniał ją strach, więc trudno się dziwić, że nie najlepiej sobie z nim radzi.
Zamknęła oczy i zmusiła się, by oddychać równo i głęboko.
Kiedy ustały dreszcze, mogła zacząć myśleć. Po co pisarzowi rewolwer? Dlaczego nie
zadzwonił po policję? W jej głowie pojawiło się pewne podejrzenie, ale zbyła je szybko. Nic,
to śmieszne... Czy aby na pewno?
Slade wrócił po dziesięciu minutach. Jessica nie ruszyła się z fotela.
Szybko odnalazł kontakt i zalał pokój światłem.
- Nic - powiedział krótko, choć Jessica nic pytała. - Ani śladu.
- Widziałam kogoś - upierała się.
Nic twierdzę, że nic widziałaś. - Wyszedł, nic czekając na jej ripostę. Wrócił bez
broni. - A teraz powiedz, mi, co dokładnie zobaczyłaś. - Uważnie rozglądał się po salonie.
Ze zmarszczonym czołem obserwowała jego wyćwiczone ruchy.
- Drzwi do salonu były zamknięte. Kiedy je uchyliłam, oślepiło mnie światło latarki.
Niczego nie widziałam.
- Czy coÅ› jest nie na swoim miejscu?
Nadal patrzyła, jak swobodnie dokonuje oględzin. Nic, jej podejrzenie wcale nic jest
śmieszne, stwierdziła. Wszystko pasuje do siebie zbyt dokładnie. To nic jest jego pierwszy
raz. Na pewno już posługiwał się bronią.
- Kim jesteÅ›?
Usłyszał chłód w jej głosie, gdy kucał przy barku. Nikt nie ruszał kryształowych
karafek. Nic odwrócił się.
- Wiesz, kim jestem, Jess.
- Nie jesteÅ› pisarzem.
- Owszem, jestem.
Jaki stopień? - zapytała bezbarwnym głosem. - Sierżant? Porucznik?
Nalał brandy do szklanki. Był całkowicie opanowany. Podszedł do niej i podał
szklankÄ™.
- Sierżant. Masz, wypij to. Popatrzyła mu prosto w oczy.
- Idz do diabła.
Wzruszając ramionami, postawił naczynie na stoliku. Zrobiło jej się zimno; ten chłód
łagodził ból zdrady.
- Masz się wynieść z mojego domu. Ale zanim to zrobisz, chcę wiedzieć, po co tu w
ogóle przyjechałeś. Przysłał cię wujek Charlie, prawda? Rozkazy od nadkomisarza? - Ostatnie
zdanie było pełne zamierzonej pogardy.
Slade milczał. Zastanawiał się, ile musi jej powiedzieć, żeby się uspokoiła. Była ciągle
blada jak ściana, ale już nie ze strachu. Była wściekła jak nigdy.
- Zwietnie. - Ciągle patrząc mu w oczy, wstała z fotela. - W takim razie sama
zadzwonię do twojego nadkomisarza. Może pan zacząć pakować swój rewolwer i maszynę do
pisania, sierżancie.
Ona nic zadowoli się okruchami, stwierdził. Musi wiedzieć wszystko. %7łałował, że nie
ma przy sobie papierosów.
- Siadaj, Jess. - Kiedy nie usłuchała, pchnął ją lekko. - Zamknij się i słuchaj - polecił,
widząc, że szykuje się, by znowu na niego wrzasnąć. - Twój sklep jest pod obserwacją w
związku z dużą operacją przemytniczą. Prawdopodobnie kradzione dobra ukrywa się w
artykułach, które do siebie sprowadzasz, a potem przejmuje je łącznik, najpewniej kupując
cały mebel. - Nic próbowała się odzywać, ale patrzyła na niego, jakby postradał rozum. -
Interpol chce przyłapać szefa całej siatki, a nie tych kilka płotek, które mają na oku. W
przeszłości zawsze udało mu się wymknąć, ale tym razem tak nic będzie. Ty, twój sklep, twoi
pracownicy, wszyscy jesteście pod obserwacją, dopóki go nic aresztują albo dopóki ślad nie
poprowadzi gdzie indziej. A tymczasem nadkomisarz chce ci zapewnić bezpieczeństwo.
- Nie wierzę w ani jedno słowo.
Jej głos drżał. Slade ukrył dłonie w kieszeniach.
- Moje informacje, podobnie jak moje rozkazy, pochodzÄ… od nadkomisarza.
- To śmieszne. - Mówiła już silniejszym głosem, z wyczuwalną złością. - Myślisz, że
coś takiego mogłoby mieć miejsce pod moim nosem, a ja bym się nie zorientowała? - Kiedy
sięgała po szklankę, dostrzegła wyraz jego oczu. Zamarła, opuściła rękę. - Rozumiem -
powiedziała spokojnie. Rozbolał ją żołądek. - Czy ma pan ze sobą kajdanki, sierżancie?
- Przestań. Jess. - Nie mógł znieść jej wzroku. - Powiedziałem już, że nadkomisarz
chciał mieć pewność, że nic ci nie grozi.
- Czy uwiedzenie mnie w nadziei, że coś powiem, należy do twoich obowiązków? -
Kiedy się gwałtownie odwrócił, poderwała się na równe nogi. - Czy kochanie się ze mną to
zadanie specjalne?
- Nie kochałem się z tobą. - Wściekły, złapał ją za poły szlafroka i prawie oderwał od
ziemi. - I nie podjąłbym się tego zadania, gdybym przypuszczał, że będę się skręcał z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl