[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prezentów, pomyślała z rozpaczą Kit.
Wreszcie zdecydowała się na jedwabny komplet barwy kości
słoniowej, składający się z haftowanej koszulki oraz ozdobionych
podobnym haftem majteczek. Wybrała go, bo najbardziej chyba
przypominał ów koronkowy strój, jaki Jarrett miał dla niej
zaprojektować. Chociaż może w końcu wybrałby czarny aksamit, kto
wie?
Niosąc beżowe pudełko, obwiązane kremową kokardą, weszła do
głównego pomieszczenia i... spostrzegła siedzącego tam Jarretta.
- Witaj - powiedział, podnosząc się ze swego miejsca na
usytuowanej obok kominka kanapie. - Czy znalazłaś coś, co przypadło
ci do gustu?
Poczuła, jak na jej policzki wypływa rumieniec. Miała ochotę
minąć go bez słowa, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
- Owszem - odparła wreszcie, cudem wydobywając z siebie głos.
- Pomyślałam, że rzeczywiście szkoda byłoby zmarnować kupon
rabatowy.
- Nie zgodzisz się pewnie zaprezentować mi tego, co kupiłaś? -
zapytał. - Wiesz, w pewnym sensie można by powiedzieć, że
częściowo za to zapłaciłem, bo w końcu ten kupon dostałaś ode mnie.
- Och, nie udawaj, że cię na to nie stać! - odparowała. - Poza tym
mówiłam ci już, że nigdy w życiu nie zamierzam być twoją modelką.
- Mówiłaś, że nie wystąpiłabyś w mojej reklamie - przypomniał. -
S
R
Ja miałem na myśli coś zupełnie innego.
- Daj spokój, Jarrett - żachnęła się. - Jeśli sądzisz, że mnie
ugłaskasz pięknymi słówkami, to jesteś w błędzie. Czemu działałeś za
moimi plecami? %7łebyś mimo wszystko mógł opowiadać o
niekompetencji właścicielek Tryad? - Urwała, chcąc zapanować nad
drżeniem głosu. - O tym, jak wzięłam na siebie sukces, którego autorką
nie byłam ja, ale ty...?
- A więc to cię tak zdenerwowało? - Wyglądał na autentycznie
zdumionego. - Nie to, że w ogóle coś robiłem, ale fakt, że
utrzymywałem to w tajemnicy?
- Domyślnością to ty nie grzeszysz - mruknęła. - Przez ciebie
zrobiłam z siebie idiotkę.
- Daj spokój, Kit - poprosił łagodnym głosem. - Nie zrobiłaś z
siebie żadnej idiotki. Miałem nadzieję, że po upływie paru dni
uspokoisz się trochę i zechcesz wysłuchać moich racji - dodał ze
smutkiem, widząc jej zaciętą minę.
- Mów, jeśli chcesz. - Wzruszyła ramionami. Popatrzył na nią
uważnie, jak gdyby rozważał, czy rzeczywiście gotowa jest go
wysłuchać.
- Byłem wściekły, że tamten pokaz mody okazał się kompletnym
niewypałem - zaczął. - I wysiłek wielu ludzi, i hojne datki osób
wrażliwych na ludzkie nieszczęście zostały zmarnowane.
Kit była tego samego zdania, więc kiwnęła głową dla poparcia
jego słów.
- Wszyscy organizatorzy zrzucili winę na ciebie. Najgłośniej
S
R
mówiły o tym Colette i Heather, a że przyzwyczaiłem się, iż należy
wierzyć mniej więcej w jedną dziesiątą tego, co opowiadają,
postanowiłem cię wypróbować. Poszedłem do Tryad, żeby sprawdzić,
czy jesteś taką szczwaną lisicą, za jaką cię uważali tamci ludzie, czy
może po prostu okoliczności sprzysięgły się przeciwko tobie.
Pamiętasz może, że nie byłaś wtedy dla mnie nadmiernie uprzejma?
- Nawet nie zaproponowałam ci, żebyś usiadł - przypomniała
sobie zawstydzona.
- Właśnie. Potraktowałaś mnie wyjątkowo chłodno i nie-
uprzejmie, więc zdenerwowałem się i rzuciłem ci wyzwanie.
Pomyślałem, że jeśli odniesiesz sukces, będzie to z pożytkiem dla
szlachetnego celu, zaś jeśli będziesz próbowała wywinąć jakiś numer,
da mi to podstawy, aby cię rzeczywiście zrujnować. Postawiłem
ultimatum, a ty zrobiłaś dwie naprawdę dziwne rzeczy.
- Tylko dwie? - zdziwiła się, bo o ile ją pamięć nie myliła, było
tego dużo więcej.
- Po pierwsze, nie martwiłaś się o własną skórę, ale o swe
przyjaciółki, co zupełnie nie pasowało mi do wizerunku chłodnej,
wyrachowanej kobiety, jaką rzekomo byłaś. Po drugie, parę dni pózniej
zwołałaś konferencję prasową, podczas której rzuciłaś mi wyzwanie.
Byłem zaskoczony, zafascynował mnie twój upór i determinacja, by
 nie dopuścić, abym zrujnował twe wspólniczki. Zaangażowałaś się w
ogromne przedsięwzięcie, co wzbudziło mój podziw dla ciebie.
- Szkoda, że nie powiedziałeś mi tego wtedy - zauważyła.
- Prawda? Oszczędziłoby to wielu kłopotów - zgodził się. -
S
R
Wciąż jednak nie wiedziałem, dlaczego to w ogóle robisz. Czy z
powodu mojej grozby, czy może kryło się za tym coś zupełnie innego?
Powtarzałem sobie, że to, iż nie wykręciłaś jeszcze żadnego szwindlu,
nie oznacza jeszcze, że nie jesteś do tego zdolna.
- Więc obserwowałeś? - podsunęła.
- Tak, i zacząłem działać na własną rękę.
- Ale dlaczego? Dla dobra sprawy, czy żebym poczuła, że suma
jest już tak duża, iż mogę pokusić się o uszczknięcie jej części?
- Na początku głównie z tego drugiego powodu - przyznał. - Ale
potem dlatego, że chciałem, abyś odniosła sukces.
- Powinieneś był mnie o tym poinformować - stwierdziła z
wyrzutem.
- Masz rację, ale wtedy nie wydawało mi się to takie istotne.
Chciałem się po prostu dowiedzieć, czy tak naprawdę jesteś chłodną,
pewną siebie profesjonalistką, która nie traci panowania nad sytuacją,
czy może roztrzepaną kobietką, nie potrafiącą odróżnić, gdzie jest
przód, a gdzie tył bluzki.
- Och, nie dokuczaj mi już - poprosiła nieśmiało. - Nigdy nie
udawałam, że mogłabym stanowić jakąkolwiek konkurencję dla tych
twoich modelek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl