[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chowuje? Czyżby coś ukrywała? I czyżby chodziło o tę nieszczęsną chustkę? Cichocka jest już starszą ko-
bietą, przysięgała jednak, że widziała u Nowackiej taką właśnie chustkę, jaką jej opisał. Zieloną, dużą, z
syntetycznej tkaniny. Nosiła ją zamiast szalika wiążąc fantazyjnie pod szyją. Cichocka dlatego tak dobrze
zapamiętała tę chustkę, ponieważ chciała sobie podobną kupić. I wtedy właśnie Henryka Nowacka miała jej
powiedzieć, że podobną może sobie kupić tylko w NRD.
Nowacka nie zaprzeczała, że miała taką lub podobną chustkę. Twierdziła jednak stanowczo, że na parę
dni przed śmiercią Krajewskiego zgubiła ją gdzieś. Wykluczała absolutnie dom Krajewskiego, twierdząc, że
nigdy w tej chustce u niego nie była.
Albo ja zgłupiałem powiedział głośno do siebie Szymański albo to był tylko nieszczęśliwy
wypadek.
Usłyszał nadjeżdżającą od strony Lublina ciężarówkę. Machnął ręką, a kierowca widząc milicjanta
szybko się zatrzymał. Odetchnął, kiedy zorientował się, że ma tylko wyświadczyć porucznikowi drobną
przysługę.
Kiedy Szymański wysiadał przed komendą, zobaczył po drugiej stronic ulicy Nowackiego. Wychodził,
akurat z restauracji i tak nieszczęśliwie się pośliznął, że upadł jak długi na plecy. Ktoś go zaraz podniósł, ale
Nowacki wyraznie nie miał ochoty stać. Zastanowiło to Szymańskiego : zamiast do komendy, przeszedł aa
drugą stronę ulicy. Nowacki był kompletnie pijany. Bełkotał jakieś niezrozumiale słowa, wyrywał się swe-
mu dobroczyńcy, który podniósł go ze śniegu.
Wrócił do komendy, zawołał nudzącego 3ię przy biurku milicjanta i kazał mu odprowadzić Nowac-
kiego do domu.
Kapitan Naziołek oczywiście czekał już od prawie godziny.
Nie zasypało cię po drodze? zażartował Szymański na przywitanie, choć wcale już mu nic było
wesoło.
Mnie nie, ale ciebie chyba przed chwilą z zaspy wyjęli albo w bałwana z dziećmi się bawiłeś.
W bałwana to ja się nie muszę bawić ponuro stwierdził Szymański, otrzepując się ze śniegu.
Takiego bałwana, jak ja, to ty już chyba nic spotkasz. I na przyszły raz to ty nam nic idz na rękę, Co nasze,
to nasze, a co wasze, to wasze. I nie naszą sprawą powinno być to grzebanie się w sprawie Krajewskiego.
Gdybyśmy sami zaczęli grzebać, sprawa mogłaby już być zakończona.
No właśnie zgodził się Szymański.
A teraz trzeba by ją było wznawiać, ponieważ zaistniały dodatkowe fakty, jak na przykład anonim
Adamczykowej czy kradzież pieniędzy, I bylibyśmy dokładnie w tym samym punkcie, w którym ty się zna-
lazłeś. Na takie układy, bracie, nic ma rady. Jedno, co w tej sprawie jest pewne, to tylko to, że Krajewski
mógł san się uderzyć głową o ten przeklęty stolik. Mógł. I druga rzecz jest prawic pewna jeżeli ktoś mu
pomógł w tym upadku, to mogła mu pomóc tylko siostra, która, w tym czasie była w domu, albo ktoś zupeł-
nie ci jeszcze obcy, kto umie fruwać i nie zostawia żadnych śladów. Twoi chłopcy zabezpieczyli tych śla-
dów aż za dużo, byli bardzo dokładni, nic im nic możesz zarzucić, bo niczego nie spartaczyli. Teraz pozo-
staje nam tylko szukać tych pieniędzy, no i myśleć.
Mam ochotę postraszyć Krajewską, co ty na to?
Liczysz na załamanie?
Tylko to nam chyba zostało. Bo widzisz Szymański z przejęcia zaczął aż machać rękami do
tej pory przecież nie wiemy, czy to zbrodnia czy zwykły wypadek. A jeśli to był tylko wypadek?
Nawet jeśli był to tylko wypadek, pieniądze jednak zginęły.
Nikt tych pieniędzy tak na dobrą sprawę nie widział.
Kapitan Naziołek patrzył zdumiony.
Co ci teraz chodzi po głowic? zapytał z niedowierzaniem. Czyżbyś trafił na jakąś nową in-
formacjÄ™?
Nie, nic nowego nie mamy, ale pomyśl Szymański zapalił papierosa i na chwilę zamilkł. Ty
nic znasz tutejszych ludzi. Lublin metropolią nie jest, ale chyba nawet i ty miałbyś tu po paru miesiącach
dobry zamęt w głowie. Ludzie w Piaskach żyją tak, jak się żyje na wsi. Każdy każdego zna, wszyscy o
wszystkich wszystko wiedzą. I jest tylko jeden problem trudno tu odróżnić plotkę od prawdy. Nowaccy
przyjechali z Warszawy: Młodzi, prosto po studiach. %7ładne z nich nie mieszkało jeszcze w tak malej mie-
ścinie. A w szkołach ich nic uczono, że ludzi trzeba zmieniać powoli i to tak, żeby się niczego nie domyśla-
li. Nowacki sam przyznaje, że postawił na fabrykę, a nie na małżeństwo. Jego żona musiała się nudzić pie-
kielnie. Młoda, ładna dziewczyna, która nie chciała żyć tak, jak żyją ludzie tutejsi. Wiele się o niej się tu
mówi, znam parę takich osób, które nie kupią u niej nawet aspiryny, tak jej nie wierzą. Bo pani magister w
aptece powinna być święta. A ona jest taka, jak wszystkie inne dziewczyny. I teraz ja sam nie wiem, ile z
tego, co o niej się tu mówi, jest prawdą, a ile plotką.
A co to ma do rzeczy? przerwał mu kapitan.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]