[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nej rodziny uświadomił sobie, że życie jest zbyt
krótkie, by tracić je na konflikty. Prawdopodobnie
Å›mierć przyjaciela skÅ‚oniÅ‚a go do zrobienia rachun­
ku sumienia. Nie obiecywała sobie jednak zbyt
POPOAUDNIE NA MAJORCE 105
wiele. Zdawała sobie sprawę, że jedno nieopatrzne
sÅ‚owo może znów wzbudzić jego podejrzenia, bu­
rzÄ…c osiÄ…gniÄ™ty spokój. WolaÅ‚a wrócić do bez­
piecznego tematu:
- A więc zdecydowałeś nic nie kupować Hol-
ly?
- Po bolesnych przeżyciach nie miaÅ‚em nastro­
ju do biegania po sklepach. Zresztą nie zasłużyła
na podarunek. Zachowywała się okropnie wobec
nas. Wiele o niej myślałem. Niestety muszę ci
przyznać rację: wyhodowałem potwora.
Z przerażeniem odkrywaÅ‚ w córce podobieÅ„­
stwa do wyrachowanej, samolubnej matki.
UmiaÅ‚a tylko brać, nie dajÄ…c nic w zamian. Po­
cieszała go jedynie świadomość, że jeszcze nie
jest za pózno, by popracować nad charakterem
dziewczynki, wyplenić z niej egoizm, który nie­
Å›wiadomie podsycaÅ‚, zaspokajajÄ…c wszelkie za­
chcianki. W Nowym Jorku obserwował dwoje
dzieci zmarłego przyjaciela, Roba. Choć jedno
miało dopiero dziesięć, drugie - dwanaście lat,
pomagały matce jak umiały. Nie obciążały jej
swoją rozpaczą, lecz robiły co w ich mocy, by
podtrzymać jÄ… na duchu. Z caÅ‚ego serca życzyÅ‚­
by sobie, żeby jego córka wyrosła na równie
dobrÄ… i mÄ…drÄ… osobÄ™. MiaÅ‚ nadziejÄ™, że za po­
mocą rozsądnych metod i dobrego przykładu
zdoÅ‚a jÄ… wychować. WyglÄ…daÅ‚o na to, że Ga­
briella wie, jak to osiągnąć. Prawdę mówiąc,
nie liczył na to, że okaże jej choćby cień za-
106 CAROLE MORTIMER
interesowania. Jednakże zÅ‚orzeczenia Holly Å›wiad­
czyły o tym, że Gabriella nie zawróciła z obranej
drogi. Nie wiedział, po co zadawała sobie trud,
który narażał ją na nieprzyjemności. Choć wytężał
umysÅ‚, nie znalazÅ‚ innego motywu prócz rzeczywis­
tej chęci pomocy. Doszedł do wniosku, że Gabriella
widzi szansÄ™ naprawienia bÅ‚Ä™dów wychowaw­
czych, które popełniał od dnia odejścia żony.
Wbrew ostrym sÅ‚owom nie widziaÅ‚a w Holly po­
twora, lecz zagubione dziecko, które wszelkimi
możliwymi sposobami zabiega o odrobinÄ™ zaintere­
sowania. Był wdzięczny Gabrielli, że je okazała,
nawet wbrew woli dziewczynki. Spokojny o córkę,
spytał, jak przebiegają prace w restauracji.
- Pomalowano jÄ… na Å›ródziemnomorskie kolo­
ry, odcienie kremu, złota i terakoty. Obrazy już
wiszÄ…, żywe roÅ›liny też. ZakupiÅ‚am nowe wyposa­
żenie kuchni. Czekam tylko na krzesła do sali
jadalnej - relacjonowała Gabriella z ożywieniem.
Rufus pamiętał własny entuzjazm, gdy otwierał
pierwszy dom towarowy w Nowym Jorku. Jednak
zaskoczyło go, że Gabriella promienieje radością
i dumą, co wskazywało, że nie boi się ani nowych
wyzwań, ani ciężkiej pracy. Nie wątpił, że podczas
jego nieobecności harowała od rana do wieczora.
- Zdążysz do poniedziaÅ‚ku, tak jak zamie­
rzałaś?
- Zmieniłam plan. Urządzam otwarcie dwa dni
wcześniej, żeby przyciągnąć sobotnich klientów.
W wolne dni najwięcej ludzi wyrusza na zakupy.
POPOAUDNIE NA MAJORCE
107
Jeśli wstąpią i posmakuje im jedzenie, może wrócą
w tygodniu.
Ponownie mu zaimponowaÅ‚a. PodziwiaÅ‚ jej po­
mysÅ‚owość i zmysÅ‚ do interesów. W tym momen­
cie uświadomił sobie, że najwyższa pora nadrobić
zaległości, jakie narosły w czasie jego pobytu za
granicą. Odstawił filiżankę po kawie, wziął plik
korespondencji, którÄ… zaczÄ…Å‚ przeglÄ…dać przed na­
dejściem Gabrielli.
- MuszÄ™ dziÅ› przeprowadzić parÄ™ rozmów tele­
fonicznych - poinformował Gabrielle. - Spędzę
w biurze całe popołudnie. Zjesz kolację w domu?
- OczywiÅ›cie, gdzieżby indziej. Czemu py­
tasz?
- Po prostu chciałbym wiedzieć, czy zastanę
żonę w domu wieczorem - odparł z ciepłym
uśmiechem.
Gabriella osłupiała. Odkąd wrócił z Nowego
Jorku, nieustannie ją zaskakiwał. Okazywał jej
niemal życzliwe zainteresowanie, począwszy od
nocnych czułości, a skończywszy na pytaniach
o postępy prac w restauracji. Najdziwniejsze, że
ani razu nie napomknÄ…Å‚ o Tobym, pewnie w prze­
konaniu, że nie warto, bo i tak usłyszy kłamstwa.
- A ty nie planujesz jakiegoÅ› wyjÅ›cia wieczo­
rem? - spytała ostrożnie. - Długo cię nie było.
Pewnie znajomi nie mogą się doczekać spotkania.
Myślała przy tym o znajomych płci żeńskiej.
Dziwnym trafem ani przed ślubem, ani w okresie
trwania małżeństwa nigdy nie poruszyli tematu
CAROLE MORTIMER
108
dotychczasowych zwiÄ…zków. Gabriella oczywiÅ›­
cie nie musiała nikogo porzucać, aby wyjść za
mąż, ponieważ Rufus był jej pierwszą i jedyną
miłością. Przysięgłaby natomiast, że on nie żył
przed ślubem w celibacie. Dał jej przecież do
zrozumienia, że mieszkanie w centrum służy za
miejsce schadzek. Wiele by daÅ‚a, żeby siÄ™ dowie­
dzieć, czy nadal z niego korzysta.
Rufus odgadł, co ją niepokoi. Ton pytania nie
pozostawił wątpliwości, o co go posądza.
- Nikt na mnie nie czeka, Gabriello - zapewnił,
nie kryjąc rozbawienia. - Moja żona raczej nie
pochwalałaby wieczornych wypadów.
- Akurat bardzo siÄ™ przejmujesz moimi odczu­
ciami!
Rufus wyczuł, że awantura wisi w powietrzu.
WolaÅ‚ umknąć, zanim wybuchnie. ChciaÅ‚ zacho­
wać wspomnienia cudownej nocy, nieskażone ko­
lejną utarczką. Poza tym krążyło mu po głowie
mnóstwo pytaÅ„, na które nie znajdowaÅ‚ odpowie­
dzi. W obecnej napiętej atmosferze nie widział
szansy rozstrzygnięcia dręczących go wątpliwości.
- Najwyższa pora trochÄ™ popracować - oÅ›wiad­
czył, wstając od stołu. Ruszył w kierunku drzwi,
lecz w ostatniej chwili przystanął z ręką na klamce
i wskazaÅ‚ plik trzymanych w rÄ™ku papierów. - Zna­
lazłem tu wiadomość od Davida Brewstera. Prosi
o kontakt po powrocie do Anglii. Nie wiesz przypa­
dkiem, czego chce?
- Nie - skłamała pospiesznie.
POPOAUDNIE NA MAJORCE
109
WyglÄ…daÅ‚o na to, że notariusz zamierza poinfor­
mować go o spisanym w jego kancelarii akcie
notarialnym, na mocy którego po upływie sześciu
miesiÄ™cy małżeÅ„stwa Rufus odzyskiwaÅ‚ caÅ‚y spa­
dek z wyjÄ…tkiem restauracji  U Gabrielli". Gab­
riella nie prosiÅ‚a Brewstera o zachowanie tajem­
nicy, ponieważ nie przyszÅ‚o jej do gÅ‚owy, że wyja­
wi Rufusowi treść dokumentu. Stoczyła z Brew-
sterem ciężkÄ… bataliÄ™ o jego sporzÄ…dzenie. UsiÅ‚o­
wał jej wyperswadować pomysł zwrotu majątku.
%7Å‚arliwie argumentowaÅ‚, że to wbrew woli zmar­
Å‚ego. Teraz żaÅ‚owaÅ‚a, że skorzystaÅ‚a z usÅ‚ug pra­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl