[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nudów rozmową zabawiła. Rządca zaś od pierwszego wejrzenia na umór się w niej
zakochał. Tak wnioskować można, bo jak szalony tam jezdzi, godzinami całymi
przesiaduje i tylko na panią Lipowiczowa czyha, a ona też nie od tego. Niby uda-
je, że oburzona, ale każdy widzi, jak aż podryguje do niego, i tak myślę, że chętnie
by na swoje poszła, choćby i do gorszej sfery. Zmiech z tego i zgorszenie, bo pa-
ni Lipowiczowa z dobrej rodziny, już przez pierwszy mariaż niżej zeszła, a teraz
jeszcze schodzi. Ale znów mówią, że Zosiny rządca niezle się u niej podkarmił i na
pieniÄ…dzach siedzi. . .
. . . Okropne rzeczy się teraz dzieją i wszyscy narzekają, że honor szlachecki
całkiem upada, córki się daje byle komu, a synów z byle kim żeni. A czy ja wiem,
młody Edzio Waldecki kupcównę sobie znalazł i już całe towarzystwo przysięgało,
że jej nie przyjmą, krzyki były, chociaż na odległość, bo w Warszawie ślub brali,
a potem cóż wyszło? Pałac odnowiony, splendory wielkie, a jak z podróży poślub-
nej wrócili, wszyscy polecieli wizyty oddawać z ciekawości i proszę. Aż uciechę
z tego miałam. Przy owej kupcównej nasze panny i panie niczym sługi się pre-
zentowały, bo i stroje, i maniery, i wzięcie całe księżniczki prawdziwej. A panna
Potocka okazuje się przyjaciółką jej od serca, najlepszą. Piękna bardzo średnio,
żaden cud, za to na grubo wyzłocona i obyta w świecie jak mało kto. I muszę
powiedzieć, że wcale nie głupia. . .
. . . druga awantura okropna! Póznym wieczorem z nagła ktoś nam do drzwi
92
zakołatał, ale że wszyscy w domu, tom się nie wystraszyła. Tymek poszedł otwie-
rać, ile że z lokai najsilniejszy, a Wawrzyniec przy fuzji na wszelki wypadek stanął,
a tu nie złoczyńca, tylko Wiesia Szeliżanka sama jedna, na piechotę i ledwie żywa.
Do nóg mi padła, we łzach cała, mniemałam, że oszaleć musiała albo jakie strasz-
ne nieszczęście się stało, słowa z niej dobyć nie było możności, może pożar, może
napad jaki, razem z Mateuszem, z KlarciÄ…, z niewiastami Wszystkimi do przytom-
ności ją doprowadzić żeśmy się starali, Mateusz chciał po doktora posyłać, na to
dopiero wyraznie krzyknęła, że nie! Nie! Aż Mateusz cierpliwość stracił i kielich
duży gorzałki wlał w nią prawie siłą. Tu wreszcie, dech odzyskawszy, trząść się
przestała i mówić zaczęła.
Odrazum się połapała, że to nie dla ludzkich uszu, i wszystkich z gabinetu wy-
rzuciłam. Oto powszechnie wiadomo, że Zenia w swoich nieszczęściach do mnie
przybiegała i jam ją wspomagała w perypetiach, przeto i Wiesia toż samo uczyni-
ła, a i do nas najbliżej miała. Z pomieszaniem wielkim wyznała mi, że upatrzyła
sobie już całkiem nie wiadomo co, kierownika cukrowni parunastu, co nowe budu-
je i wszystkimi zarządza, w spółce będąc z właścicielami, a od jej ojca na te cele
ziemi kawałek kupował i tak się poznali. Zakochała się w nim śmiertelnie, a on
w niej, oświadczyć się nawet ośmielił, na co ojciec w gniewie szalonym zapowie-
dział, że prędzej córkę ze świata zgładzi niż gołodupcowi odda. Tym się wcalem
nie zdziwiła, stary Szeliga wysoko mierzy, synową sobie znalazł z Koniecpolskich,
a tu nagle jakiś Potyra nie wiadomo skąd, robotnik prosty. Tom jej zaraz rzekła,
mocno zgorszona, na co Wiesia porwała się z krzykiem, że nic podobnego, pan Po-
tyra jest stara szlachta, choć nie z magnatów, i nie żaden robotnik, tylko człowiek
wysoko ukształcony, co szkoły kończył w Wiedniu i w Berlinie i wcale nie nędzarz
i nie wyrobnik, w połowie swoją własnością zarządza i żyć ma z czego. Całą tyra-
dę do mnie wygłosiła z ogniem wielkim, a do tego jeszcze, że bez żadnego posagu
jÄ… wezmie.
Tum ją spytał, czy ojciec wie, że bez posagu, bom pomyślała, że u Szeligów
jeszcze trzy córki, prócz najstarszej zamężnej, o której powszechnie wiadomo, że
się ojciec dla niej potajemnie wykrwawił, żeby ją za hrabiego Strumińskiego wy-
dać. Tedy dla innych wiele mu zostać nie mogło i może z tego coś być. Wiesia mi
na to rzekła, że o posagu wcale jeszcze nie było mowy, bo na pierwsze słowa pana
Potyry ojciec za szablę złapał, którą zerwał ze ściany, ale szczęściem pochwa to
sama była bez ostrza w środku, czym się bardzo skonsternował, przeto do krwa-
wych zajść nie doszło. Krzyk się zrobił wielki i pan Potyra uciekł. Słowem więcej
o nim odezwać się nie wolno nikomu.
Ale się obydwoje uparli i spotykali w sekrecie, żeby narady odbywać, jak by
tu o tym posagu ojca powiadomić, bo Wiesia wie dobrze, że na wywianowanie
reszty córek pieniędzy już nie ma. Tedym dobrze zgadła. Przez ojca ambicje, tak
rzekła dalej, starymi pannami wszystkie zostaną i albo do klasztoru pójdą, albo na
lasce siedzieć u siostry i brata. I szczerość z niej nagle taka wybuchła, żem niemal
93
w podziwienie wpadła, nadzwyczajnie piękna to żadna z nich nie jest, sama widzę,
tak mi rzekła wprost, nawet hrabia Strumiński nie na Marię poleciał, tylko na ten
posag ogromny, który ojciec dla niej wydłubał z krzywdą reszty córek, jeśli się
zatem taki znalazł, co ją chce, a w dodatku ona go kocha, no to pójdzie za niego,
żeby nie wiem co. I niech się ojciec jej posagiem udławi i hrabia Strumiński też.
A co matka na to, spytałam, na co Wiesia rzekła, że wiem przecież, jak matka
ojcu podlega i sama od siebie na nic się nie ośmieli, tyle że spłakała się nad nią
i nic więcej. Matka by się zgodziła, a teraz trzeba tylko jakoś ojcu o tym posagu
powiedzieć, że pan Potyra choćby i z milionów go chętnie skwituje.
No i teraz dopiero powiedziała, skąd się u nas tak raptownie wzięła, prawie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]