[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szacunek? Co to za zachowanie?
- W takim razie kto ma forsę don Corrada? - spytał. -Maerose Prizzi?
- Armia Zbawienia - odparł Angelo.
- Tak? A matka powiedziała Roccowi, że większość dziedziczą dzieci Mae - nie ustępował Santo.
- Jezu! - zawołał Angelo. - Teraz znowu serwujesz mi jakieś plotki z ulicy! Słuchaj no, Santo. Dobrze ci
idzie z tym zbieraniem opłat od podwykonawców. To, co sobie wydumałeś, może wyglądać interesująco
jedynie na papierze. Więc zapomnij o tym, a ja zapomnę, że w ogóle rozmawialiśmy.
- Pieprzę to, Angelo. Nie zamierzam użerać się z przymuszaniem i zbiorami za marne trzy procent, kiedy
mogę mieć wszystko.
- W takim razie możemy pogadać o zwiększeniu twojej doli do pięciu punktów - skłamał gładko Angelo. -
To kupa pieniędzy, Santo. W dawnych czasach tyle dostawał szef.
- Kupa pieniędzy? Wiesz, co zostaje po tym, jak stu trzydziestu czterech zbieraczy weźmie swoją działkę, a
resztę przekażę wyżej? Prawie nic!
- To więcej niż widziałeś w całym swoim życiu - odparł Angelo. - A jeśli chcesz spróbować po swojemu,
przekonasz się, że będzie to życie dość krótkie.
- Powiedzmy, że paru bandziorów zacznie się buntować. Powiedzmy, że będzie mała wojna. Kiedy się
skończy, wszyscy zajmą się robieniem interesów jak dawniej.
- Wydaje ci się, że skubniesz Sycylijczyków na trzydzieści milionów z hakiem, a oni ci to wybaczą?
- Może jeszcze nie przemyślałem wszystkich szczegółów, Angelo, ale zrobię to. A kiedy plan będzie
gotowy, przejmę cały biznes. Wtedy ty będziesz musiał zadecydować, po czyjej jesteś stronie.
- Nad czym chcesz tak myśleć, głąbie?
- Zdobędę te pieniądze, Angelo. - Santo wiedział już, że będzie musiał wrócić do Rocca po nieco bardziej
szczegółowe wyjaśnienia.
- Ale jak zamierzasz to zrobić, debilu?!
- Nad tym właśnie będę się zastanawiał - odparł sztywno urażony Santo Calandra, po czym wstał i wyszedł
z pralni.
Papa obrócił się w fotelu, by spojrzeć przez okno na śmietnik i buszujące w nim koty. Po chwili odwrócił się
do biurka, podniósł słuchawkę i wybrał numer Charleya w biurze Barker's Hill Enterprises.
- Coś się wydarzyło, Charley - powiedział cicho.
- Kiedy chcesz się spotkać?
- Na przykład teraz.
- W pralni?
- Tak.
Charley pojechał na Brooklyn swoim starym chevroletem. Miał na sobie szary, flanelowy garnitur, uszyty
tak dobrze, że zdaniem Mary Barton tors Charleya wyglądał w nim jak replika popiersia Gary'ego Coopera, a
do jasnej koszuli włożył kasztanowy krawat. Pantofle od Ralpha Laurena, uszyte ze skóry aligatora,
kosztowały go więcej niż trzymiesięczny czynsz za mieszkania przy plaży, które zajmował przed laty, i to z
uwzględnieniem inflacji. Papa siedział w fotelu stanowczo zbyt spokojnie, kiedy Charley wszedł do biura.
Wpatrywał się w figurkę świętego Gennara, pamiątkę po czasach Vincenta Prizziego. To był miły, letni
dzień. Lekki wiaterek wiał od strony kanału Gowanus, odległego o pięć kilometrów na północny zachód.
Charley usiadł na jednym z dwóch krzeseł stojących przed
biurkiem, na którym zachował się jeszcze jeden relikt epoki Vincenta: plastikowa tabliczka udająca brąz z
napisem „Dziękujemy za niepalenie".
- Ładny garniturek, Charley. Charley wzruszył ramionami.
- Trafił się w Europie.
- Kiedyś byłem flejtuchem, ale widzę, że tobie udało się pozbyć tego nawyku.
- Co się stało, papo?
Angelo mówił łagodnie, wpatrując się w nieruchomą postać świętego Gennara.
- Pamiętasz, jak powiedziałem Corradowi, że sprzedawanie koncesji na działalność w Nowym Jorku się nie
sprawdzi?
- Pamiętam.
- No i nie sprawdza się. Wszystko zaczyna się rozlatywać, Charley.
- Poważnie? - Sprawy rodziny wydawały się Charleyowi bardzo odległe.
- Odwiedził mnie Santo, Książę Znikąd. Powiedział, że zamierza zebrać starych soldati i poprowadzić
interesy tak jak za dawnych czasów.
- To dla niego zbyt skomplikowana robota.
- Nie żartuj.
- Czy ten tępak wyobraża sobie, że ujdzie mu to na sucho? Przecież tamci zapłacili gruby szmal, żeby
przejąć działalność.
- Santo powiedział, że odda im pieniądze.
- Jakie pieniądze?
- Trzydzieści milionów z hakiem.
- Wiesz może, skąd Santo zamierza wziąć trzydzieści milionów z hakiem?
- Zapytałem go o to samo. Powiedział, że od Prizzich. Ubzdurał sobie, że szmal leży ułożony w schludny
stosik i tylko czeka, aż mu go oddam.
- Wiem, że Santo jest wybitnie głupi, ale co będzie, kiedy jakimś cudem zrozumie, że nie może dostać tych
pieniędzy?
-
Właśnie dlatego zadzwoniłem do ciebie. On uważa, że don Corrado zostawił trzydzieści milionów
bliźniakom.
- Bliźniakom? - Charley zamarł. Teraz dopiero sprawy papy przykuły jego uwagę w stu procentach.
- Powiedział mi - choć oczywiście nie był tego świadomy - że planuje porwać dzieciaki, żeby wymusić
zwrot pieniędzy.
Charley skamieniał. Powoli pokręcił głową, jakby przeczył temu, co usłyszał, nie spuszczając wzroku z
poważnej twarzy ojca.
- Jesteś pewien, że dobrze zrozumiałeś jego intencje?
- Jestem pewien, że tak to sobie wymyślił.
- Stuknę go osobiście - oznajmił Charley zduszonym głosem.
- Nie, nie. Poślę ludzi, żeby to zrobili.
- Po pierwsze, tu chodzi o moją żonę i moje dzieci. Po drugie, Santo jest zbyt niebezpieczny. Ale ja go
znam, poradzę sobie. I to szybko. Zrobię to natychmiast, zanim zdąży się przygotować.
- Tak byłoby najlepiej. Będziesz potrzebował gnata.
- Zgadza się.
Angelo wstał i wyszedł z biura. Nie było go przez pięć minut. Wrócił z małym pakunkiem owiniętym [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl