[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Pamiętasz, co ci powiedziałam w Montanie?
- W Montanie mówiłaś wiele rzeczy.
Wiedział, o co jej chodzi, ale miał nadzieję, że jeśli
uda, że nie pamięta, Nicole tego nie powtórzy.
Mylił się.
- Powiedziałam, że łączy nas tylko seks. Nie mo­
żesz zranić kogoś, komu na tobie nie zależy.
Spojrzał jej w oczy, próbując przebić się przez mur,
jaki wznosiła, żeby się od niego odgrodzić. Ujrzał
w nich tylko stanowczość i determinację.
- Kłamiesz - zaprotestował półgłosem. - Zależy
ci, zależy ci bardziej, niż myślisz.
Gillman był coraz bliżej. Max czuł, że musi szybko
powiedzieć coś, co nie tyle wszystko wyjaśni - wie­
dział, że to niemożliwe - ale choć trochę rozładuje
napięcie. Mają coraz mniej czasu.
- Posłuchaj, Nicole, musisz mnie wysłuchać.
Sprawa zabójstwa Sandry była bardzo ważna dla mnie,
dla Douga, dla Helen, dla wszystkich ludzi, którzy
Anula43&Irena
Rozeszli się na stanowiska. Odtąd mieli być służbą
i współpracownikami doktora Adaira Gibsona. Weszli
w swoje role, spektakl się rozpoczynał.
Max podszedł do stojącej bez ruchu Nicole.
- Nie zobaczysz go stąd. Będzie szedł od strony
portu.
- Wiem, jak on wygląda. Nie potrzebuję widzieć,
pracowali nad nią ponad półtora roku. Najpierw chcia­
łem tylko przyskrzynic Gillmana, złapać mordercę,
a potem osobiście zaangażowałem się w śledztwo.
Wciągnęło mnie.
- A co z Sandrą? W nią też się osobiście zaangażo­
wałeś?
- Tak. Muszę przyznać, że znalazłem w niej coś,
co poruszyło we mnie strunę, której istnienia nawet nie
podejrzewałem. Nie potrafię tego określić.
Spojrzała na niego ze smutkiem i rezygnacją.
- Zakochałeś się w kobiecie, która nie żyje?
Z patio dobiegły ich podniesione głosy. Nie mieli
dużo czasu.
- Zgadza się. Ale nie tak, jak przypuszczasz.
- Jest tylko jeden sposób, Max.
- To nie tak.
Głos był coraz wyraźniejszy. Ostry, zdenerwowa­
ny, gniewny męski głos. Max delikatnie odwrócił Ni­
cole twarzą w stronę drzwi.
- Zaczynamy.
John Gillman wtargnął do pokoju w towarzystwie
Jima i LeRoya. Kurtyna poszła w górę. Pierwszą oso­
bą, którą ujrzał, była Nicole. Na jej widok raptownie
przystanął, jakby rażony gromem. Jego ogorzała twarz
zbladła.
Nicole stała bez ruchu. Sądziła, że po obejrzeniu
zdjęcia jest gotowa na spotkanie Gillmana. Spodzie­
wała się, że pierwszym wrażeniem, jakiego dozna na
widok tego człowieka, będzie wstręt, a nawet strach.
Zaskoczył ją. Mężczyzna, którego przed sobą wi-
Anula43&Irena
działa, był przede wszystkim niebywale przystojny.
Przemknęło jej przez myśl, że zdjęcia ani w połowie
nie oddają jego urody. W oczy rzucała się jego podnie­
cająca drapieżność; widać było, że kobiety go uwiel­
biają. Nic dziwnego, że nie miał problemów z uwie­
dzeniem jej siostry.
John podszedł do niej szybkim krokiem. Zlustro­
wał spojrzeniem stojącego obok niej mężczyznę, po­
tem utkwił wzrok w jej twarzy.
- Sandra? To naprawdę ty? Ty żyjesz?
Anula43&Irena
- Sandra? Sandra, to ty?
15
John Gillman był niebezpieczny.
Nigdy w to nie wątpiła. Wykorzystywał kobiety, mani­
pulował nimi, niszczył je. Jej siostra musiała wiele
wycierpieć. Upokarzał ją, poniżał, pozbawiał wiary
w siebie. Nicole o tym wszystkim wiedziała.
Nie przypuszczała jednak, że ta wiedza doda jej sił.
Nagle zdała sobie sprawę, że ruchome piaski, na któ­
rych dotychczas stała, tężeją w litą skałę. Miała wraże­
nie, jakby wyszła poza siebie i stała teraz obok, uważ­
nie i chłodno obserwując całą scenę.
Nie wolno jej ulegać emocjom. Musi całkowicie
nad sobą panować. Poczuła się silna i spokojna.
Wokół panował półmrok, jakby całe światło dnia [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl