[ Pobierz całość w formacie PDF ]

torebki, by mu pokazać.
- Ciekawe, czy umie aportować? - zastanawiał się Leo.
- Jeśli nie, to zawsze można go nauczyć. - Calistę cieszył jego entuzjazm.
Tego wieczoru Calista i Leo świetnie się bawili w towarzystwie Puchatka. Rzucali
mu piłkę do tenisa, a on ochoczo biegł po nią i aportował. Pod spojrzeniem brązowych
oczu psiaka mogło zmięknąć każde serce. Biegł za piłką, dysząc, a jego długie uszy po-
wiewały po bokach.
- Musimy go zabrać nad jezioro - powiedział Leo.
- Albo do parku. Znad jeziora będzie ci trudniej dotrzeć do pracy.
- Nie, jeśli polecę helikopterem.
- To chyba zbyt duże poświęcenie dla psa. - Calista spojrzała na Leo z uśmiechem,
mrużąc oczy.
- Skoro już sprowadziłaś na nas ten kłopot, musimy się nim zająć - powiedział Leo
z udawaną niechęcią.
Calista złapała go za kołnierzyk u koszuli i przyciągnęła do siebie.
- Ależ z ciebie mięczak - wyszeptała.
- Tylko czasami.
- I to mi się właśnie w tobie podoba - powiedziała, całując go w usta.
Tydzień pózniej zadzwonił Rob:
- Mam newsy.
- Słucham - odparła Calista.
- Ważne, ale musisz mi postawić drinka. Mnóstwo drinków - zarechotał. - Spo-
tkajmy siÄ™ dziÅ› w tym samym miejscu.
- O nie - zaprotestowała. - Wystarczy mi przygód jak na jedną wizytę.
- Ależ się z ciebie zrobiła paniusia - zauważył. - W takim razie w barze na ostatnim
piętrze Liberty Hotel.
Calista zagryzła wargę.
R
L
T
- Bardziej dyskretnie nie można?
- Skoro mój ulubiony bar ci nie odpowiada, to widzimy się w Liberty o osiemnastej
- powiedział zdecydowanie i rozłączył się.
Calista zastanawiała się teraz, jak wyjaśni swą nieobecność na proszonej kolacji.
Znalezienie jednak odpowiedzi na wszystkie pytania było dla niej ważniejsze. Po prostu
powie asystentowi Leo, że idzie na zakupy.
W barze zamówiła wodę i czekała godzinę, ale Rob się nie zjawił ani nie odbierał
komórki. Wściekła, postanowiła pojechać do domu, zanim ktoś się zainteresuje jej nie-
obecnością. Po powrocie posprzątała trochę i pobawiła się z Puchatkiem.
- Jak się udały zakupy? - zapytał Leo, wchodząc do mieszkania.
- Udały się. A jak ci minął dzień? - Calista chciała uniknąć dalszych pytań.
- Dużo pracy, jak zwykle. A gdzie masz sukienki, które kupiłaś?
Na moment Calistę ogarnęła panika.
- Trzeba je trochę przerobić - szybko wymyśliła wymówkę.
- Aha.
- Puchatek nie sprawiał zbyt dużo kłopotów? - zapytała, drapiąc psa za uchem.
- Nie więcej niż ty - zażartował Leo.
Calista wywróciła oczami.
- Odrzuciłam dziś kilka zaproszeń, ale twój asystent napisał, że powinniśmy się
gdzieś pojawić, skoro nie udzielamy wywiadów. Masz jakieś preferencje?
- Wszystko jedno, bylebyśmy mogli wyjść wcześniej.
Calista prychnęła.
- Mój klub zapraszał nas na Wieczorek Podchodów. Już odmówiłam, ale ciągle do
mnie wydzwaniajÄ….
- Wieczorek Podchodów? - zdziwił się Leo.
- Mają kreatywne podejście - wyjaśniła.
- Nie da się ukryć. Potwierdz, że będziemy.
- A w sobotę są warsztaty pod hasłem  Szerokie horyzonty", poszukują wolonta-
riuszy o różnych zawodach.
- Nie sądzę, żebym się na coś tam przydał - powiedział Leo.
R
L
T
- Chyba się nie doceniasz - odparła z uśmiechem.
Tej nocy kochał się z nią bardziej namiętnie niż kiedykolwiek dotąd. Był zachłan-
ny, sycił jej pożądanie, sprawiając jednocześnie, że chciała więcej. W końcu dygotała z
rozkoszy, wraz z nim osiągając spełnienie.
Leo czuł więz, jaka rodziła się między nimi. Budziło to w nim uczucia, których nie
rozumiał. Nie był pewien, czy tego chce.
- Było cudownie - wyszeptała Calista, próbując uspokoić oddech.
Leo zsunął się na łóżko i przyciągnął ją do siebie.
- Inspirujesz mnie - powiedział.
- Kto? Ja? - zdziwiła się.
- Tak. Ty.
Po kilku minutach Leo zapadł w głęboki sen. Jego umysł przywołał sceny, których
być może kiedyś był świadkiem: pies radośnie merdający ogonem, mali chłopcy o ciem-
nych oczach i włosach, karcąca ich kobieta, roześmiany mężczyzna. Kilkuletni Leo pod-
biegł do stołu i zasiadł przed talerzem aromatycznej lazanii. Zjadł kawałek. Było to naj-
wspanialsze danie, jakiego kiedykolwiek kosztował.
- Leo, jedz powoli, bo ci będzie niedobrze - upominała go kobieta.
- Chłopak ma apetyt. To dobry znak - śmiał się mężczyzna.
Leo obudził się zlany potem. Wciąż miał przed oczyma obrazy ze snu. Nie mógł
się otrząsnąć.
- Co się stało? - zapytała Calista, dotykając ręką jego ramienia.
- Nic - odparł. - Dziwny sen.
- Koszmar?
- Nie, po prostu sen - wyjaśnił, choć wcale nie był tego pewien.
Wszystko wydawało się tak realne. Czy to możliwe? Pies? Bracia? Matka i ojciec?
Moja rodzina?
W sobotę rano Calista nałożyła dżinsy i bluzkę, przygotowując się do warsztatów,
na które mieli pójść z Leo.
R
L
T
- Gotowy poszerzać horyzonty? - zapytała, gdy znalazła go siedzącego w domo-
wym biurze.
- Nie wiem, czy na coś się przydam - odparł ze zwątpieniem.
- Jesteś mądry. Odnosisz sukcesy. Oczywiście, że się przydasz.
- Chyba nie jestem najlepszym przykładem dla młodzieży, zważywszy na moją
przeszłość.
Calista nagle poczuła gniew. A więc tak określał swoje oszustwa? - pomyślała.
Próbowała się uspokoić, by nie powiedzieć czegoś, czego mogłaby pózniej żałować.
- Nikt nie jest idealny - pocieszała go. - Przecież nie byłeś złodziejem ani prze-
stępcą - dodała.
Leo nie drgnęła nawet powieka.
- Poza tym masz wiele do zaoferowania - powiedziała.
- Mówisz z doświadczenia? - zażartował.
- To taka luzna obserwacja - odparła Calista zdawkowo, choć przed oczami prze-
mknęło jej kilka obrazów z ich namiętnych nocy.
- A co właściwie mamy tam robić? - zapytał Leo.
- Nic specjalnie trudnego. Może trzeba będzie poczytać dziecku książkę albo po-
móc w odrabianiu zadania domowego.
- No dobrze, ale mogę iść tylko na godzinę, nie dłużej - powiedział na wszelki wy-
padek.
Czterdzieści pięć minut pózniej Calista kończyła właśnie tłumaczyć pierwszoklasi-
stce zasady dzielenia. Dziewczynka traciła już koncentrację, więc gdy odebrała ją matka,
Calista zajrzała do sąsiedniej sali, żeby sprawdzić, jak radzi sobie Leo.
- Jeśli coś sprzedajecie, musicie się najpierw dowiedzieć, czego potrzebuje wasz
klient. Waszym zadaniem jest dać mu to, czego szuka - tłumaczył Leo.
- A jak tego nie mam? - zapytał młody chłopak.
- Wtedy musisz go przekonać, że twój produkt może go zastąpić. Trzeba uważnie
słuchać i oferować to, czego chce klient. Rozmowa o pracę to też pewnego rodzaju
sprzedaż, ale w tym wypadku chodzi o was samych. Musicie się do niej przygotować,
zasięgnąć informacji o firmie, poszukać w internecie...
R
L
T
- A jeśli nie mam internetu? - przerwał mu ktoś.
Calista zastanawiała się, czy to pytanie zbije go z tropu. Leo wydawał się tak pew-
ny siebie i tego, co mówi.
- W każdej bibliotece jest dostęp do internetu - odparł bez chwili zastanowienia. -
To tyle na dziś. Powodzenia w przyszłych sprzedażach.
Ludzie lgnęli do niego. Każdy chciał uścisnąć mu dłoń. Calista pomyślała gorzko,
że być może nauczył się tych sztuczek od swego ojca, z którym zniszczył jej rodzinę.
Czuła jednak, że Leo nie jest zły do szpiku kości. Sprawiał wrażenie, jakby zależało mu
na każdej obecnej tu osobie. Czy mogły to być tylko pozory? Wiele by dała, by wiedzieć,
co myśli.
Leo odszukał ją wzrokiem w tłumie i po chwili podszedł do niej.
- Chodzmy już - powiedział i objął ją w talii, prowadząc do limuzyny.
- Co się stało? - zapytała Calista, próbując wyczytać odpowiedz z jego twarzy. -
Zrobiłeś furorę. Słuchali cię z zapartym tchem.
- Może słyszeli tylko to, co chcieli usłyszeć - rzucił Leo, otwierając drzwi samo- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl