[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakim cudem nie wie, ile naboi mieści się w standardowym pudełku z amunicją?
 Pięćdziesiąt!
Teraz facet rozdziawił japę ze zdziwienia. Miał nie po kolei, jak nic.
Sprzedawca nieznacznie przesunął się w lewo, trochę bliżej kasy. . . a także,
bynajmniej nieprzypadkowo, bliżej własnej broni, magnum .357, którą trzymał
załadowaną w sprężynowej kaburze pod ladą.
 Pięćdziesiąt!  powtórzył rewolwerowiec. Spodziewał się pięciu, dziesię-
ciu, może nawet tuzina, ale pięćdziesiąt to. . . to. . .
 Ile masz pieniędzy?  zapytał Mortopedię, która nie wiedziała dokładnie,
ale przypuszczała, że w portfelu ma co najmniej sześćdziesiąt dolców.
 A ile kosztuje paczka?
Sądził, że więcej niż sześćdziesiąt dolarów, ale może uda mu się namówić
tego człowieka, żeby sprzedał mu część zawartości paczki albo. . .
 Siedemnaście pięćdziesiąt  odparł sprzedawca. Tylko że. . .
267
Jack Mort był księgowym i tym razem Roland nie musiał czekać  natych-
miast otrzymał odpowiedz.
 Trzy  powiedział rewolwerowiec.  Trzy paczki.
Postukał palcem w zdjęcie. Sto pięćdziesiąt nabojów! O bogowie! Jakąż zwa-
riowaną skarbnicą wszelkich bogactw był ten świat!
Sprzedawca nawet nie drgnÄ…Å‚.
 Nie ma pan tylu  rzekł rewolwerowiec. Nawet się nie zdziwił. To było
zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Jak sen.
 Och, mam czterdziestkipiÄ…tki winchester. Ile pan zechce.  Sprzedawca
zrobił następny krok w lewo, w kierunku kasy i broni. Jeśli ten facet to świr,
co z pewnością zaraz się okaże, wkrótce będzie świrem z bardzo dużą dziurą
w brzuchu.  Mam od cholery tej amunicji. Chcę tylko wiedzieć, szefie, czy pan
ma papier.
 Papier?
 Pozwolenie na broń, opatrzone zdjęciem. Nie mogę sprzedać panu amuni-
cji, jeśli mi go pan nie pokaże. Jeżeli chce pan kupić amunicję bez pozwolenia,
musi pan pojechać do Westchester.
Rewolwerowiec patrzył na niego bezradnie. Słowa sprzedawcy były dla niego
bełkotem. Nic z tego nie rozumiał. Mortopedia wydawała się pojmować, co mówi
ten człowiek, lecz w tym wypadku nie mógł polegać na doświadczeniu Morta.
Ten człowiek nigdy w życiu nie miał broni. Swoją paskudną robotę wykonywał
w inny sposób.
Mężczyzna znów przesunął się o krok w lewo, nie odrywając oczu od twarzy
rewolwerowca, który pomyślał:  On ma broń. Spodziewa się kłopotów z mojej
strony. . . a może chce, bym mu je sprawił. Czeka na pretekst, żeby mnie zastrze-
lić.
Improwizuj.
Przypomniał sobie rewolwerowców, siedzących w niebiesko-białym pojezdzie
na ulicy. Rewolwerowcy. . . Tak. . . Pomocnicy szeryfa, ludzie majÄ…cy nie dopu-
ścić do tego, żeby ten świat poszedł naprzód. Tyle że ci wyglądali  przynajmniej
na pierwszy rzut oka  na równie miękkich i mało spostrzegawczych jak wszy-
scy inni w tym świecie zjadaczy lotosu. To tylko dwaj mężczyzni w uniformach
i czapkach, wygodnie wyciągnięci na siedzeniach powozu, popijający kawę. Mo-
że Kle ich ocenił. Byłoby dla nich lepiej, żeby się nie mylił.
 Och! Rozumiem  powiedział i rozciągnął wargi w przepraszającym
uśmiechu.  Przepraszam. Chyba nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo
świat poszedł naprzód. . . zmienił się, od kiedy ostatnio miałem broń.
 Nic nie szkodzi  odparł sprzedawca i trochę się odprężył. Może facet jest
w porządku. A może robi sobie jaja.
 Mógłbym obejrzeć ten zestaw do czyszczenia?  Roland wskazał na półkę
za sprzedawcÄ….
268
 Jasne.
Ekspedient odwrócił się, a kiedy to zrobił, rewolwerowiec wyjął portfel Morta
z wewnętrznej kieszeni marynarki. Zrobił to błyskawicznym ruchem, jakby wyj-
mował broń. Sprzedawca był odwrócony do niego plecami najwyżej cztery se-
kundy, ale gdy ponownie stanęli twarzą w twarz, portfel leżał już na podłodze.
 Cacko  powiedział z uśmiechem sprzedawca, który doszedł do wniosku,
że gość jest jednak w porządku. Do licha, sam wiedział, jak parszywie się moż-
na czuć, kiedy zrobi się z siebie osła. Wiele razy przeżył to w marines  i nie
potrzebuje pan żadnego przeklętego pozwolenia, żeby go kupić. Czyż wolność to
nie fajna rzecz?
 Tak  odparł poważnie rewolwerowiec i udał, że dokładnie ogląda zestaw
do czyszczenia, chociaż wystarczyło mu jedno spojrzenie, by stwierdzić, że to
tandeta w tandetnym opakowaniu. Oglądając, ostrożnie wepchnął nogą portfel
Morta pod ladÄ™.
Po chwili odłożył pudełko, z dobrze udawanym żalem.
 Obawiam się, że muszę zrezygnować.
 W porządku  odrzekł sprzedawca, gwałtownie tracąc zainteresowanie.
Ponieważ gość nie był stuknięty i najwyrazniej chciał tylko popatrzeć, a nie ku-
pić, ich znajomość została zakończona. Gówno idzie.  Jeszcze coś?  zapytał,
lecz jego spojrzenie zdecydowanie świadczyło o tym, że rewolwerowiec ma się
wynosić.
 Nie, dziękuję.
Roland wyszedł, nie oglądając się. Portfel Motta leżał głęboko pod ladą. Przy-
nęta. Słoik miodu.
* * *
Policjanci Carl Delevan i George O Mearah dopili kawę i już mieli odjechać,
gdy mężczyzna w granatowym garniturze wyszedł od Clementsa  który to sklep [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl