[ Pobierz całość w formacie PDF ]
36
obowiązkowy szlak do klubów tanga, melancholijnych przytulisk na ponurych przed-
mieściach, gdzie mistrzami tańca są grabarze. Ale wtedy, w piątek, po tylu latach niewi-
dzenia tych świętych miejsc, najbardziej przykuła moją uwagę olbrzymia liczba zako-
chanych młodych par, objętych wpół, spacerujących po nadrzecznych bulwarach, cału-
jących się pośród budek pełnych wspaniałych kwiatów dla spoczywających w sąsiedz-
twie zmarłych, par kochających się powoli, obojętnych wobec nieubłaganego upływu
czasu, lekceważących ten czas, który bezlitośnie przepływa między mostami. Tylko
w Paryżu, i to wiele lat temu, widziałem tyle miłości na ulicach, Santiago natomiast po-
zostało mi w pamięci jako miasto, gdzie raczej nie ujawnia się uczuć. Teraz, mając przed
oczami to śmiałe widowisko, jakie z czasem skończyło się w Paryżu i w ogóle, jak sądzi-
łem, znikło z tego świata, przypomniałem sobie nagłe coś, co kiedyś usłyszałem w Ma-
drycie: Miłość rozkwita w czasach zarazy .
Na wiele lat przed powstaniem Unidad Popular, Chilijczycy w ciemnych ubraniach,
z nieodłącznymi parasolami, Chilijki spragnione wieści i nowinek z Europy, a nawet
chilijskie niemowlęta ulegli nowej modzie przyniesionej wraz z Beatlesami. Nowa ten-
dencja, unisex, zmierzała ku ujednoliceniu obu płci. Mężczyzni zapuszczali włosy, a ko-
biety ścinały na zapałkę. Spodnie dopasowane na biodrach, z dzwonowatymi no-
gawkami rozpowszechniły się w modzie męskiej i damskiej. Położył temu kres obłudny
fanatyzm junty. Całe to pokolenie ponownie ścięło włosy, w obawie, by patrol wojskowy
nie skrócił czupryny bagnetem, co się często zdarzało w pierwszych dniach po zama-
chu.
Ale aż do owego piątku na mostach nad Mapocho nie zdawałem sobie sprawy, że
młodzież zmieniła się ponownie. Miasto opanowali rówieśnicy moich dzieci. Ci, którzy
mieli po dziesięć lat, gdy ja opuszczałem Chile, i nie bardzo umieli w pełni ocenić roz-
miar klęski, jaką ponieśliśmy, a teraz dobiegają dwudziestki. Przekonaliśmy się potem
wielokrotnie, że ta młodzież, która publicznie okazuje sobie uczucia, potrafi oprzeć się
nieustannym, uwodzicielskim pokusom. To ci młodzi ludzie narzucają innym swoje
gusta, swój styl bycia, swoje oryginalne pojmowanie miłości, sztuki, polityki oto-
czeni zewsząd starczym oburzeniem skostniałego reżimu. Nie powstrzymują ich żadne
represje. Muzyka, którą słychać wszędzie, nie wyłączając opancerzonych wozów ka-
rabinierów, którzy nie mają pojęcia, czego słuchają, to piosenki Kubańczyków: Silvio
Rodrigueza i Pabla Milanesa. Te dzieci, które za rządów Salvadora Allende chodziły do
podstawówki, są obecnie działaczami ruchu oporu. Było to dla mnie coś odkrywcze-
go, ale zarazem niepokojącego, i po raz pierwszy zacząłem się zastanawiać, czy ten mój
zbiór nostalgicznych wspomnień na coś się w ogóle przyda.
Ale wątpliwości zrodziły we mnie nowe pomysły. I tylko dlatego, że chciałem zre-
alizować cały plan działania, odbyłem szybki spacer po Wzgórzu Zwiętego Krzysztofa,
a następnie wszedłem do kościoła Zwiętego Franciszka, którego kamienne mury przy-
37
brały o zachodzie barwę złota. Potem poprosiłem Franza, żeby zabrał z hotelu moją
torbę podróżną i czekał na mnie trzy godziny pózniej przed wyjściem z kina Rex, gdzie
chciałem obejrzeć Amadeusza. Poprosiłem go również, by przekazał Elenie, że na ja-
kieś trzy dni znikniemy. Tylko tyle. Było to wbrew ustalonym zasadom, bo Elena po-
winna była znać w każdej chwili moje aktualne miejsce pobytu, ale trudno. Nic nikomu
nie mówiąc, dopóki to możliwe, zamierzaliśmy z Franzem jechać do Concepción pocią-
giem odchodzącym o jedenastej w nocy.
Samospalenie przed katedrą
Pomysł ten przyszedł nam do głowy niespodziewanie, aczkolwiek miał pewne racjo-
nalne uzasadnienie. Uważałem pociąg za najbezpieczniejszy środek lokomocji, jakim
można poruszać się po Chile, bo nie jest się narażonym na kontrole jak na lotniskach
czy drogach. Poza tym dzięki temu przynajmniej jakoś wykorzystywało się noc, w mie-
ście kompletnie zmarnowaną przez godzinę policyjną. Franz nie był do tego pomysłu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]