X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

naprawdę dobrze. Zdawało jej się, że poczuła zapach Ani. Nie, to
było niemożliwe, by do tej pory misiek był przesiąknięty
dziecięcym zapachem. Na pewno jej się zdawało. Zapaliła
świeczki, odkorkowała wino i położyła się na łóżku. Nie chciało
jej się nawet rozbierać. Po trzech kieliszkach wina świat
przyjemnie tracił ostre kontury. Po trzech kieliszkach wina
rozpoczynała swoje życie na nowo. Ludzki mózg jest niesamowity,
potrafi wyprodukować wspomnienia takie, jakimi chcemy, by były.
Przynajmniej jej wspomnienia zawsze miały różowy kolor.
Miała szczęśliwe dzieciństwo. Była najmłodsza spośród
pięciorga rodzeństwa. Wszyscy traktowali ją jak księżniczkę.
Mimo że w rodzinnym domu nigdy się nie przelewało, to
członków rodziny łączyła wielka miłość. Matylda była wesołą
nastolatką. Oczywiście, że nie była święta. Jak każda nastolatka
zrobiła trochę głupich rzeczy. Jednych żałowała bardziej, innych
mniej. Gdy miała siedemnaście lat, poznała Miłosza. Już jego imię
sprawiło, że ugięły się pod nią nogi. Miłosz od miłości. Miłosz
chciał być miłowany, kochany, uwielbiany. I ona chciała być przez
Miłosza miłowana, kochana, uwielbiana. I tak było. Przez tych
kilkanaście wspólnych lat wiedli szczęśliwe życie. Wiedziała od
samego początku, że nie kto inny tylko on będzie jej mężem.
Przy nim czuła się tak, jakby nieustannie szybowała w
chmurach. Już zawsze będzie pamiętała zieleń jego oczu i to, jak
gładził ją po ręce, i jeszcze to, jak odgarniał kosmyki włosów z jej
twarzy.
Kiedy się w nim zakochała, wszystko wokół nagle straciło
sens. Wszystko stało się nudne. Żyła od spotkania do spotkania, od
czasu bez niego do czasu z nim. Żyła ich rozmowami, ich
spacerami, ich pierwszymi pocałunkami. Zaczęła o siebie dbać.
Dla niego chciała być kobietą. Malowała błyszczącą pomadką usta,
upinała starannie włosy i spryskiwała się perfumami, które
podkradała starszej siostrze. W tym miejscu za uchem nakładała po
jednej kropelce z każdej strony. Bo właśnie w to miejsce Miłosz ją
całował.
Była jedną z zakochanych dziewczyn, która sama uśmiecha
się do siebie na wspomnienie ukochanego. Czy mijałaś kiedyś na
ulicy zakochaną kobietę? Brzydką, ładną, grubą, chudą, piękną,
nijaką, z krótkimi włosami i tą z włosami do pasa. Te wszystkie
kobiety łączy błysk w oczach, marzycielski uśmiech i rozanielony
wyraz twarzy. Te kobiety poruszają się miękko, zgrabnie, lekko,
jakby niosła je jakaś siła, miłość właśnie.
Matylda upiła spory łyk wina. Zatęskniła za tym uczuciem.
Za miłością, za bliskością, za ciepłem drugiego człowieka.
W całym dotychczasowym życiu Matylda kochała tylko
Miłosza. Nie było przed nim ani po nim innego mężczyzny na
dłużej, na stałe, na miłość. Wszystkie inne miłości były papierowe,
sztuczne, na chwilę. On był jeden, jedyny, wyjątkowy. Byli ze sobą
siedemnaście lat. Te ostatnie dwa się nie liczą, bo wtedy on jej już
nie kochał. Wtedy to on ją nienawidził. Oczywiście, nie dziwi mu
się, też siebie znienawidziła po tym, co zrobiła.
Trzy lata temu wysłał jej papiery rozwodowe. Podpisała. Nie
chciała nic utrudniać. Chciała, by jej ukochany był szczęśliwy.
Wiedziała, że będzie szczęśliwy bez niej. Nie stawiła się na
rozprawie rozwodowej. Nie miała na to siły. Rozchorowała się.
Autentycznie dostała bardzo wysokiej gorączki. Może organizm
tak zareagował na cierpienie? Jej małżeństwo przestało istnieć po
pierwszej rozprawie sądowej. Zdjęła obrączkę i schowała ją do
małego pudełeczka. Wiedziała, że do końca życia nie będzie
potrafiła się z nią rozstać.
Stop! Koniec wspomnień. Jeszcze trochę wina. Chce zasnąć,
chce zapomnieć, choć na chwilę nie pamiętać.
ROZDZIAŁ 4
Antonina miała siedemdziesiąt dwa lata. Była dziarską, pełną
energii starszą kobietą. Długie pasma siwych włosów farbowała na
platynowy blond. „Kobieta powinna zawsze ładnie wyglądać” –
powtarzała wnuczce. Ubierała się w sukienki bądź spódnice. „W
portkach to faceci latają, babeczki powinny nosić kiecki”. Majka
nigdy nie widziała babci bez makijażu. Czasami wydawało jej się,
że babcia nawet śpi w pełnym make-upie. Babcia Tosia – Antonina
Wolińska, po mężu Tkacz, pochodziła ze szlacheckiego rodu.
– Czy ja też mam coś ze szlachcianki? – zapytała ją któregoś
dnia wnuczka.
– Czy ja wiem… – westchnęła babcia. – Wyszłam za chłopa,
więc już chyba niewiele płynie w twoich żyłach błękitnej krwi.
– Nie było w pobliżu jakiegoś szlachcica?
– Był, ale pokochałam twojego dziadka – uśmiechnęła się
zawadiacko babcia.
Tosia miała poczucie humoru, dystans do świata, ale jak ją [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl

  • Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.