[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jedynym celem było wzniesienie, owo dawne szubieniczne
wzgórze, o którym teraz już nikt nie pamiętał. Jeszcze
kilka kroków... Ale powieszony zbliżał się nieustannie,
słyszała tupot, czuła jego straszliwą złość. Gdyby przyszło
co do czego, nie będzie miał litości. %7łarty się skończyły,
teraz gra toczy się o jego "życie", jeśli można się tak
wyrazić.
Stopy Sagi ledwo dotykały trawy porastającej wznie-
sienie, dosłownie płynęły ponad ziemią. Upiór dyszał iej
w kark i nagle potwornie długie rarnię dotknęło jej barku.
Saga bez tchu rzuciła się naprzód. Na szyi miała alraunę,
ale ta nie mogła jej w niczym pomóc, tutaj potrzebny był
krzyż.
Trzymała go mocno w wyciągniętej ręce, postać
Ukrzyżowancgo kierowała ku ziemi. Wisielec potknął się
i zatoczył, ale nie upadł. Jakby resztką sił rzucił się na
Sagę, poczuła obrzydliwy smród od ramienia, które
zaciskało się jej na szyi, i nagle wydarzenia potoczyły
z zawrotną szybkością. Zdawało jej się, że słyszy jak
dalekie nawoływania, które wiatr niesie od strony Gras-
tensholm. Ci z szarego ludku, którzy tam jeszcze zostali,
wołali do swojego przywódcy: "Nie ruszaj jej, nie ruszaj
jej, ona jest śmiertelnie niebezpieczna!" Równocześnie
wisielec otrzymał potężny cios i aż zawył z bólu. Upadł na
ziemię, ryczał i wił się jak sieczony biczem wąż.
Saga starała się go przekrzyczeć:
- W imię Boga Ojca i Syna i Ducha, poświęcam
ziemię i wszystko, co ona kryje. Moja osoba jest zbyt
marna, by dokonywać poświęcenia, ale muszę to uczynić,
zatem błagam Cię, Panie Boże, pomóż mi!
Przez cały czas trzymała krzyżyk skierowany ku ziemi.
Krzyk powieszonego stawał się coraz cieńszy, coraz
bardziej piskliwy. Cała postać blakła, jakby wysychała,
robiła się mniejsza i mniejsza, zawodziła żałośnie, aż
w końcu z westchnieniem rezygnacji, a potem ulgi wsiąkła
w ziemię.
Saga podniosła się z klęczek. Nogi się pod nią uginały,
niepewnie schodziła ze wzniesienia ku polom.
Co to się stało? Coś czy ktoś wymierzył wisielcowi ten
straszny cios, zanim ona zdążyła wypowiedzieć błogo-
sławieństwo nad jego grobem i zmusić go do poddania
się. Czy to krzyż sprawił? A może alrauna? A może fakt, że
ona sama należy do wybranych...?
%7ładne z tych przypuszczeń nie wydawało jej się
prawdopodobne.
Viljar znowu szedł jej na spotkanie.
- O mój Boże, Sago - szepnął pobladłymi wargami.
Więcej nie był w stanie wykrztusić.
Obok przemknęły z cichym szumem jakieś białe cienie
i zniknęły w lesie.
- To maruderzy opuszczają dwór - wyjaśniła drżącym
głosem, bo ostatnie przeżycia bardzo ją wyczerpały.
- Teraz Grastensholm jest naprawdę wolne. Jutro pójdę
do kościoła podziękować za pomoc.
Zatrzymali się przestraszeni. Od strony starej szlacheckiej
siedziby słychać było głuchy łoskot. Wstrząsnął domem tak,
że ściany się zachwiały, ale nie upadły. Wiedzieli jednak, że to
już długo nie potrwa. Dach zakołysał się i runął do środka.
- Jakby dom na ciebie czekał - szepnął Viljar.
Saga nie była tego taka pewna.
- Ja sama zarwałam w jednym miejscu podłogę na
strychu - wyjaśniła. - To mógł być śmiertelny cios dla
całego budynku.
- Naprawdę byłaś na strychu? No tak, przyniosłaś
przecież szkatułkę.
Wracali do Lipowej Alei. Saga wzięła od Viljara
skrzyneczkę i oglądała ją uważnie.
- Możemy to otworzyć? - zapytał Viljar.
- Nie, dopiero w domu. Myślę, że Belinda i Henning
powinni przy tym być.
- Dziękuję, że o nich pomyślałaś. Chcesz mi opowie-
dzieć, co się tam działo?
- Jeszcze nie teraz. Opiszę wszystko w księgach Ludzi
Lodu i będziecie mogli przeczytać. Nie chciałabym o tym
rozmawiać. To wszystko było... okropne!
- Rozumiem cię.
Wrócili do maleńkiej rodziny Viljara. Henning i Belin-
da witali ich wzruszeni, obejmowali Sagę i wszyscy
cieszyli się, że koszmar dobiegł końca. Grastensholm było
wolne, oni sami uratowani od nędzy.
W końcu wszyscy zgromadzili się wokół szkatułki.
- Jesteś pewna, że naprawdę kryje się tam jakaś
tajemnica? - zapytał Viljar.
- Oczywiście - odparła Saga. - Nie mam co do tego
najmniejszych wątpliwości.
- I szary ludek zgodził się ci to oddać?
- Ich to nie interesowało.
Z nabożnym skupieniem Viljar podniósł wieko.
Trzeba było sporo czasu, zanim pojęli, że te bardzo
zniszczone kartki to dziennik Silje z Doliny Ludzi Lodu
Jeszcze dłużej musieli się męczyć, nim zdołali odczytać
niewyrazne pismo. Najwięcej czasu jednak potrzebowali
na to, by zrozumieć istotę sprawy: że mianowicie na jednej
z tych kartek znajduje się szczegółowy opis miejsca,
w którym zostało zakopane naczynie Tengela Złego,
zawierające wodę zła. Silje nie domyślała się, co takiego
zobaczyła Sol. Opisała jednak miejsce z najdrobniejszymi
szczegółami. I Kolgrim to zrozumiał. A także Tarjei.
Dlatego obaj musieli umrzeć...
Pózniej potomkowie Ludzi Lodu szukali tylko po
omacku.
A teraz oni...
- Kim będzie ten, kto wyprawi się w góry? - za-
stanawiał się Henning.
- W każdym razie to nie ja - powiedziała Saga. - Ja nie
otrzymałam wyjątkowej siły. Już właściwie w ogóle nie
mam sił, żadnych. Jestem jedną z wybranych, ale miałam
tylko oczyścić Grastensholm i odnalezć ten dziennik.
- Myślę, że masz rację - rzekł Viljar. - Z powodu
szarego ludku nasi przodkowie musieli wcześniej niż
zamierzali znalezć kogoś wybranego, żeby dziennik nie
przepadł w zrujnowanym domu. I nie sądzę też, żeby
któreś z nas trojga mogło wchodzić w rachubę, jeśli idzie
o Dolinę Ludzi Lodu. Bogu niech będą za to dzięki!
- Musimy czekać - westchnęła Saga. - Teraz napiszę
do Christera i Malin do Szwecji. Mój Boże, Viljar, jak
niewiele nas zostało! Zaledwie pięcioro, to straszne!
Musisz schować tę książeczkę w absolutnie pewnym
miejscu.
- Schowam ją w tej ukrytej szafie, gdzie przechowuje-
my butelkę z wodą Shiry i znaleziska z Eldafjordu
- poinformował krótko.
- Znakomicie. Niech tam dziennik czeka, dopóki nie
narodzi się właściwa osoba. I żeby się to stało jak
najszybciej!
- Amen - dodała Belinda.
W nocy Saga obudziła się, bo coś jej się śniło. Usiadła
na łóżku i rozglądała się po swoim przytulnym pokoju.
Była sama, ani śladu nikogo obcego.
Co to jej się śniło?
I czy to rzeczywiście był sen?
Jakaś przyjazna dusza stała przy jej łóżku i szeptała:
"Dziękuję ci, Sago! Dziękujemy ci wszyscy. Ale chyba
rozumiesz, Sago z Ludzi Lodu, że wszystko poszło zbyt
łatwo?"
"Tak" odparła. "Ja też tak uważam. Zbyt łatwo.
"Masz rację. Spodziewaliśmy śię, że będziesz musiała
stoczyć o wiele cięższą walkę z szarymi. Martwimy się
o ciebie. Bardzo się martwimy. Ale nic nie możemy
zrobić, wiesz przecież."
I właśnie wtedy się obudziła. Ale w pokoju nie było
nikogo.
- Steinbrota? - dziwił się proboszcz. - Nie znam
miejsca o takiej nazwie.
- To może być jakaś stara nazwa - tłumaczyła Saga,
siedząc w pokoju na plebanii w towarzystwie rodziny
Viljara.
Pastor przeglądał parafialne księgi.
- To mogłaby być jakaś komornicza zagroda - powie-
dział zamyślony.
Przyglądał się gościom przez grube okulary. Uważał
zapewne, że przyszli tu w dość niezwykłej sprawie, ale też
Grastensholm nie było zwyczajnym dworem. On sam też
raz tam był, przeszedł przez bramę, ale natychmiast
gwałtowny podmuch wiatru wyrzucił go z powrotem
i pognał daleko na pola.
A oto teraz ta młoda kobieta ze Szwecji przepędziła
upiory i przychodzi tu z prośbą o poświęcenie paru miejsc
w parafii. Wszyscy czworo siedzący przed proboszczem są
tacy pewni, tacy przekonani, że nie można im nie wierzyć.
- O, tutaj coś mam! - wykrzyknął proboszcz. - Stenb-
raten to znaczy to samo, co Steinbreta. Niech no [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl