[ Pobierz całość w formacie PDF ]
korzystając z lepszej znajomości domu. Z tego, co wiedziałem, jeśli nie wszyscy,
to większość spała w jednym pokoju, więc tam i tak rozegra się finał. . . Najpierw
118
Kelly, potem Paresh, a potem po kolei, jeśli nadal będą spali. . . jeśli nie, to kolej-
ność będzie zależała od innych czynników. . . no i muszę pamiętać, by nie dało się
ich ożywić. . . oni co prawda groszem nie śmierdzieli, ale Cawti mogło odbić. . .
a na powtórkę nie było co liczyć. No a potem trzeba będzie zniknąć.
Cóż, dzielnicę czekała niespodzianka, gdy się rano obudzi. Cawti będzie roz-
bita i wściekła, ale sama nie potrafi reaktywować tego ich ruchu. Przynajmniej
miałem taką nadzieję. Może próbować z pomocą tych, którzy zostaną, ale wąt-
piłem, by zdołała osiągnąć coś, co mogłoby stanowić zagrożenie dla interesów
Hertha.
Skończyłem studiować rysunek i zniszczyłem go.
A potem siadłem wygodniej w fotelu, zamknąłem oczy i zająłem się szczegó-
łami, starając się o niczym nie zapomnieć.
* * *
Do budynku dotarłem godzinę po północy i obszedłem go, aż znalazłem się
na tyłach. Tak jak się spodziewałem, było tu drugie wejście. Nawet miało drzwi.
Tylko bez zamka. Dokładnie naoliwiłem zawiasy, otworzyłem je i wszedłem. Zna-
lazłem się w wąskim korytarzu obok mieszkania Kelly ego. Ponieważ Rocza za-
częła się denerwować, musiałem chwilę poczekać, aż Loiosh ją uspokoi.
Mam niezłą akomodację i dobry wzrok, czyli całkiem niezle widzę w ciemno-
ściach, ale to nie znaczy, że nie korzystam z pomocy tych, którzy widzą lepiej.
Loiosh, jest ktoÅ› w korytarzu?
Nikt, szefie.
Dobrze. Gdzie sÄ… tylne drzwi do mieszkania Kelly ego?
Obok ciebie. Jeśli wyciągniesz prawą rękę, to ich dotkniesz.
Aha.
Tu już za drzwi robiła zasłona. Odchyliłem ją i wślizgnąłem się do środka.
Poczułem zapach żywności raczej jadalnej i nie w stanie rozkładu czy fermen-
tacji, czyli znajdowałem się w kuchni.
Odczekałem chwilę i zapaliłem magiczne światło. Kuchnia była większa, niż
sądziłem. Stało w niej kilka szafek, stół, pompa wraz ze zlewem i lodówka na
lód. Opuściłem rękę, by świecący koniec palca wskazującego oświetlał mi drogę,
i skierowałem się ku drugiemu wyjściu także z zasłoną zamiast drzwi.
Znalazłem się w pokoju Kelly ego. Jeśli nie liczyć zwiększonej ilości pudeł,
wyglądał dokładnie tak jak w czasie mojej poprzedniej wizyty. Na jednym z pudeł
coś stalowo zalśniło. Podszedłem bliżej był to znajomy sztylet, którym zabito
Franza.
119
Już miałem przejść do następnego pokoju, gdy wyczułem za plecami czyjąś
obecność. Pierwsza musiała to odczuć Rocza, gdyż ścisnęła moje ramię. Loiosh
niczego nie zauważył, ale i tak zadziałał mój instynkt. Obróciłem się na pięcie,
przenosząc równocześnie ciało w bok, i wydobyłem sztylet.
W pierwszym momencie nie dostrzegłem nikogo ani niczego, natomiast wra-
żenie, że ktoś tu jest oprócz mnie, nasiliło się. Wygasiłem magiczną latarkę, wy-
chodząc ze słusznego założenia, że nie ma sensu robić za oświetlony cel. Wtedy
dostrzegłem przed sobą lekko fosforyzujący kształt wyglądający niczym przezro-
czysta ludzka postać. W mojej dłoni znalazł się Spellbreaker.
Postać nie poruszyła się, ale stopniowo zaczęła stawać się bardziej materialna.
Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, że pokój pogrążony jest w ciemno-
ściach i na dobrą sprawę nie powinienem nic widzieć.
Loiosh, co widzisz?
Nie jestem pewien, szefie.
Ale coÅ› widzisz?
Myślę że tak.
To obaj myślimy podobnie.
Rocza poruszyła się niespokojnie.
Nie dziwiłem się jej.
A gdy zrozumiałem, co widzę, przestałem się dziwić czemukolwiek.
Dawno temu, gdy znalazłem się z Alierą na Zcieżkach Umarłych i odwiedzi-
łem Przedsionek Sądu, było oczywiste, że nie jestem tam mile widziany. Było to
miejsce przeznaczone dla dragaeriańskich dusz, nie dla żywych ludzkich ciał. By
móc się tam znalezć, ciało musiało zostać za Bramą Zmierci, a że jej część sta-
nowił imponujący wodospad, można było mieć pewność, że wysłany zakończy
drogę jako ciało, nawet jeśli nim nie był w chwili jej rozpoczęcia. Ciało spływało
potem rzeką, docierało do brzegu, dusza się uwalniała i ruszała w dalszą podróż,
ale nie o to tym razem chodziło. Jeżeli dusza zrobiła wszystko jak należy, osiągała
Przedsionek Sądu i jeśli jakiś bóg nie darzył jej szczególnymi uczuciami (obojęt-
ne pozytywnymi czy negatywnymi), zajmowała swoje miejsce w rozwojowym
społeczeństwie osobników martwych.
Pięknie.
Jeśli ciało nie trafi za Bramę Zmierci, istnieje parę możliwości. Zabicie bronią
Morgantich załatwiało problem raz na zawsze. Podobnie układ z ulubionym bo-
giem, o ile bóg go dotrzymał wtedy może sobie robić z duszą, na co ma ochotę.
Poza tymi wypadkami delikwent podlega reinkarnacji. Sam do niedawna w to nie
wierzyłem, ale pewne doświadczenia przekonały mnie, że tak jest.
Większości tego, co wiem o reinkarnacji, dowiedziałem się od Aliery, i to za-
nim zacząłem w nią wierzyć, więc sporo zapomniałem. Pamiętam, że dziecko na
krótko przed narodzeniem przyciąga magicznie duszę, która mu najbardziej pasu-
je (albo w drugą stronę). Jeśli takiego dziecka akurat nie ma, dusza gdzieś czeka.
120
Nekromanci nazywają to gdzieś Płaszczyzną Oczekujących Dusz , bo mają małą
wyobraznię. Czeka, bo nic nie może na to poradzić coś ją tam przyciąga i już.
Z tego co wiedziałem, z ludzkimi duszami dzieje się podobnie. W końcu dusza
ludzka i dragaeriańska aż tak bardzo się nie różnią. Na Zcieżki Umarłych nie
mamy wstępu, ale broń Morgantich działa na nas tak samo i możemy dogadać się
z każdym bogiem, który ma na to ochotę. Najprawdopodobniej także podlegamy
reinkarnacji. Jeśli wierzyć poecie wiedzącemu Yain Cho Lin to jest tak
na pewno. A w Księdze siedmiu czarnoksiężników napisano, że Płaszczyzna
Oczekujących Dusz przyciąga także ludzkie dusze. Tylko nie tak silnie ze względu
na gęstość zaludnienia. Ludzi na świecie jest więcej, toteż i dusz oczekujących
mniej, bo rodzimy się częściej, a żyjemy krócej niż Dragaerianie. Więcej więc
dusz z marszu podlega reinkarnacji. Dla mnie ma to niewiele sensu, ale ponoć tak
właśnie jest.
Z powodu tego słabszego przyciągania czasami dusza jakiegoś człowieka ani
nie podlega reinkarnacji, ani nie trafia na PÅ‚aszczyznÄ™ OczekujÄ…cych Dusz, tylko
pałęta się po okolicy i wówczas mamy do czynienia z duchem.
Ja w to wierzyłem.
Bo właśnie widziałem ducha.
A raczej gapiłem się nań. Co jest podobno pierwszą czynnością każdego, kto
widzi ducha. Nie do końca byłem pewien, jaka powinna być druga. Według opo-
wieści za młodu zasłyszanych od dziadka wrzeszczenie było wysoko notowane.
Niespecjalnie mi to odpowiadało, bo jeśli zacząłbym wrzeszczeć, jak nic pobu-
dziłbym wszystkich, a wtedy byłoby strasznie trudno ich zabić. Poza tym jakoś
nie czułem takiej potrzeby. Wiedziałem, że powinienem się bać, ale byłem bar-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]