[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śladem. Ćma wjechał na dziedziniec zamku, my zablokowaliśmy wehikułem bramę. Kazałem
harcerzom i Roksanie zostać w wozie. Paweł, Misikiewicz i ja wbiegliśmy do zamku. Na
balkonie pierwszego piętra zobaczyliśmy cień biegnącego Ćmy, Rzuciliśmy się do klatki
schodowej. Pierwszy był oczywiście Paweł, za nim policjant, a na końcu ja. Ćma uciekał po
krużgankach, kierował się do południowo-zachodniej wieży, tam gdzie spotkałem się z
Pawłem. Byłem na odkrytym ganku, gdy zobaczyłem, jak Paweł wbiega pod wieżę i nagle
rozlega się tam błysk. Zdyszany potruchtałem w to miejsce.
Pan Ludwik stał plecami do poręczy, za którą była przepaść dobrych dwudziestu
metrów, ruiny i ciemność. W ręku trzymał dziwną pochodnię, do rękojeści przymocowany
był łańcuch, na którego końcu była płonąca kula.
Przed nim stał Paweł. Czułem swąd spalenizny.
- Niech pan na niego uważa - Paweł odwrócił się do mnie pokazując spaloną na piersi
koszulę i przypieczoną skórę.
Za Pawłem stał Misikiewicz z wycelowanym w dyrektora pistoletem.
- Niech pan się podda - prosił policjant.
- Nigdy! - wołał Ćma. - Chcecie, żebym poszedł do więzienia? A co zrobicie z
Papilio? Tylko on mi został...
- Będzie miał opiekę w dobrym zoo - zapewniałem. - Wiem, że nie chciał pan zabić
Kosy, ale za każdy zły uczynek trzeba odpowiadać - przemawiałem.
- Nie! - krzyknął Ćma. - Jako kaskader zawsze bałem się ognia, a teraz jest moim
przyjacielem - wzrokiem szaleńca patrzył na płonącą kulę. - Nigdy się nie poddam!
W tym momencie zamachnął się na nas. Paweł zdążył odskoczyć. Kula z cichym
furkotem przeleciała nam nad głowami i okręciła się wokół szyi Ćmy. Ten rozpaczliwie
próbował wyplątać się z łańcucha, zdusić ogień, który przeskoczył na jego włosy i odzież.
Cofnął się gwałtownie, przechylił przez barierkę i wypadł. Nie krzyczał. Gdy wyjrzeliśmy na
dół ujrzeliśmy, jak ogień w pochodni wygasł.
***
Jeszcze tej nocy Monika złożyła wyjaśnienia w sprawie Ćmy. Pan Ludwik podróżując
po Europie Zachodniej poznał kolekcjonerów dzieł sztuki, którym podczas wojaży po Polsce
załatwiał różne eksponaty, skupował, czasami z pomocą Kosy kradł. Wykorzystywał też
biednego Papilio, bo wiedział, że małpa będzie potrafiła wejść w wiele miejsc bez używania
uprzęży, lin, drabiny.
Po śmierci Kosy Ćma szukał wspólnika. Uznał, że dobrym będzie Monika, ambitna
szefowa tancerek. Obiecał jej, że przechodzi na emeryturę i że tanio sprzeda jej cyrk, tylko
musi mu pomóc w poszukiwaniu pewnej rzeczy, rodzinnej pamiątki jakiegoś Niemca - tak
mówił Monice.
To ona mieszkała na zamku w Golubiu i w zasadzie do tego ograniczyła się jej rola w
całej historii. Miała też wyciągnąć informacje ze mnie, bo pan Ludwik, mimo że przyjął mnie
do pracy, nie ufał mi, podejrzewał mnie. Gdy zobaczył, że Beata przyjaźni się ze mną,
namówił Brazylijczyków do przyłączenia jej do występu, a następnie poluzował
zabezpieczenia. Chciał pozbyć się Beaty i rzucić podejrzenie na mnie.
Wreszcie rano wszyscy: pan Tomasz, Roksana, ja, część harcerzy przyprowadzonych
przez Rafała, w tym Niunia i Rysio weszliśmy na zamek w Radzyniu. Po nocnej tragedii nie
było prawie śladu, nie licząc osmolenia i ciemnej plamy na fragmencie murów.
Pan Samochodzik stanął na fundamencie oktogonu. Miejsce to przypominało
przykrytą betonem cembrowinę ośmiokątnej studni.
- Zamek w Radzyniu Chełmińskim ma podobną historię jak inne fortece ziemi
chełmińskiej - opowiadał pan Tomasz. - Początkowo była to własność biskupa misyjnego
Chrystiana. W 1234 roku strażnicę rozbudowywali Krzyżacy pod przewodnictwem mistrza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]