[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wspaniały film, już nie do dostania. Pod niebem Sycylii.
Po tamtym popołudniu musiałam przyjść do sypialni
jeszcze tylko kilka razy.
Wyglądało na to, że stracił mną zainteresowanie. Nie
wiem, czy dlatego, że teraz za każdym razem stawiałam
opór, czy dlatego, że wyrosłam i nie byłam już dzieckiem.
Najprawdopodobniej z obu powodów.
W każdym razie w pewnym momencie przestał.
Wówczas zauważyłam, jak patrzy na moją siostrę.
Ogarnął mnie lęk. Nie wiedziałam, co robić, komu o
tym powiedzieć. Byłam pewna, że wkrótce, lada chwila,
zawoła ją do sypialni.
Tylko pięć minut, potem możesz znowu się bawić.
Starałam się nie wychodzić na podwórze, jeśli Anna
nie schodziła wraz ze mną. Kiedy mówiła, że chce zostać
w domu, aby obejrzeć film dla dzieci w telewizji, zostawa-
łam z nią. W napięciu czekałam na ten głos, zachrypnięty
od papierosów i piwa. Nie wiedziałam, co powinnam
wtedy zrobić.
Nie musiałam czekać długo. Zdarzyło się to pewnego
ranka, pierwszego dnia wielkanocnej przerwy. W Wielki
Czwartek. Matka wyszła do pracy.
- Anno!
- Co, tato?
191
- Chodz tu na chwilę, muszę ci coś powiedzieć.
Anna wstała z krzesła w kuchni, gdzie obie siedziały-
śmy. Odłożyła na stół dwie lalki, którymi się bawiła. Po-
szła wąskim i ciemnym korytarzem, na końcu którego
była sypialnia.
- Zaczekaj chwilę - powiedziałam.
8.
Często myślałem o tej rozprawie i o tym, co wydarzyło
się pózniej. Zastanawiałem się, czy wszystko mogło poto-
czyć się inaczej i w jakim stopniu zależało to ode mnie, od
mojego zachowania podczas procesu, od sposobu, w jaki
przesłuchiwałem Scianatica.
Nigdy nie znalazłem odpowiedzi i pewnie tak jest lepiej.
Było wielu świadków i wszyscy zrelacjonowali fakty w
sposób niemal identyczny. To prawdziwa rzadkość. Z nie-
którymi z nich rozmawiałem osobiście, protokoły zeznań
innych przeczytałem na komendzie.
Martina wracała z pracy - było wpół do szóstej albo tro-
chę pózniej - i zaparkowała kilkadziesiąt metrów od bramy
domu, w którym mieszkała z matką.
On czekał na nią co najmniej od godziny, jak zeznał
właściciel sklepu odzieżowego po drugiej stronie ulicy.
Zauważył go, ponieważ  było coś dziwnego w jego zacho-
waniu, w jego ruchach .
Kiedy go zobaczyła, przystanęła na chwilę. Być może
miała zamiar uciec. Potem jednak ruszyła mu naprzeciw.
Stanowczym krokiem, jak zeznał właściciel sklepu.
193
Postanowiła stawić mu czoło. Nie chciała uciekać. Już
nie.
Rozmawiali krótko, coraz bardziej nerwowo. Po chwili
podnieśli głosy, szczególnie ona, krzyczała, żeby sobie po-
szedł i zostawił ją raz na zawsze w spokoju. Zaraz potem
doszło do rękoczynów. Scianatico uderzył ją, raz, drugi, bił
po twarzy, okładał pięściami; Martina upadła, może straci-
ła przytomność, on zaś zaciągnął jej bezwładne ciało na
klatkÄ™ schodowÄ….
Tancredi zadzwonił, kiedy rozmawiałem z ważnym
klientem. Szanowanym powszechnie przedsiębiorcą, któ-
rym z powodu oszustw podatkowych zainteresował się
urząd skarbowy. Był półżywy ze strachu na myśl o tym, że
mogą go aresztować. Należał do tych, którzy płacą od razu i
dobrze, ponieważ mają wiele do stracenia.
Powiedziałem mu, że mam nadzwyczaj pilną sprawę.
Przeprosiłem: zobaczymy się jutro, nie, lepiej pojutrze, pan
wybaczy, muszę iść, do widzenia. Kiedy opuszczałem gabi-
net, stał jeszcze przed biurkiem. Pewnie kompletnie zgłu-
piał i zastanawiał się, czy nie powinien poszukać innego
adwokata.
Biegnąc w stronę domu Martiny, położonego o kwa-
drans marszu od mojej kancelarii, zadzwoniłem do Claudii.
Nie pamiętam dokładnie, co jej powiedziałem, dysząc cięż-
ko ze zmęczenia. Pamiętam jednak dobrze, że rozłączyła
się, zanim skończyłem, kiedy tylko zrozumiała, o czym
mówię.
Na miejscu zastałem straszliwe zamieszanie. Za składa-
nymi barierkami tłum ciekawskich. W środku policjanci w
mundurach i kilku karabinierów. Mężczyzni i kobiety w
cywilu, ze złoconymi plakietkami policji śledczej przy pa-
sach, na kurtkach albo zawieszonymi na szyi. Niektórzy z
nich mieli pistolety za pasem, z przodu, inni trzymali je w
194
dłoniach, wycelowane w ziemię, jak gdyby mieli ich za
chwilę użyć. Niektórzy trzymali w rękach kamizelki kulo-
odporne.
Spytałem Tancrediego, kto kieruje operacją, jeśli w ogó-
le w całym tym zamieszaniu można było mówić o operacji i
o kierownictwie. Wskazał mi jakiegoś faceta w marynarce i
krawacie, trzymającego megafon, chociaż wyglądało, jakby
ten nie wiedział, co z nim począć.
- To wiceszef pogotowia policyjnego. Byłoby lepiej,
gdyby został w domu, ale szef jest za granicą, więc właści-
wie musimy sobie radzić sami. Wezwaliśmy również dyżu-
rującego zastępcę prokuratora, ale powiedział, że nie nale-
ży do jego obowiązków pertraktowanie z tym panem, a tym
bardziej podejmowanie decyzji o interwencji. Poprosił
jednak, aby go informować o przebiegu wypadków. Bardzo
pomocny dupek, co?
- Czy udało się wam porozmawiać ze Scianatikiem?
- Przez telefon stacjonarny w domu. Ja z nim rozma-
wiałem. Powiedział, że jest uzbrojony i żebyśmy nie pró-
bowali się do niego zbliżać. Wątpię, czy to prawda, to zna-
czy, czy jest uzbrojony. Ale nie założyłbym się. - Wahał się
chwilę. - Nie spodobał mi się jego głos. Szczególnie kiedy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl