[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Beczka był bliski paniki. Oczy mu zwilgotniały. Perspektywa bycia zjedzo-
nym sama w sobie była wystarczająco przerażająca, ale być zjedzonym przez ko-
goś tak odpychającego. . . i do tego cudzoziemca! Brrr! Musiał stąd uciec ale
jak?
Rozejrzał się po komórce. Na drzwiach i w oknach tkwiły sztaby. Wchodząc
do środka, nie zauważyli sztab. Beczka poczuł się głupi i nieszczęśliwy. Powinni
86
byli zauważyć sztaby na chatce z piernika. Więzienie z piernika. . . To było to!
Więzienie z piernika było zrobione z. . . piernika! Mieli szansę uciec, a Beczka
znał sposób.
Mam, mam, mam! zakrzyknął, z furią drapiąc po ścianach.
Uspokój się. . . co masz?
Odpowiedz. Możemy uciec wybełkotał, nadal szaleńczo szorując pa-
znokciami po ścianach.
Jak?
. . . Pier-pier-pier. . .
Co?
. . . pier-pier. . .
Firkin spojrzał na powiększający się stos piernikowych okruchów u swoich
stóp.
Piernik jest jadalny! krzyknął. Możemy wyjeść sobie wyjście. Hurra!
Doskoczył do ściany i jął rwać i gryzć.
Nie mógł w to uwierzyć. Beczka miał rację. Ich ręce tonęły w ścianach, z któ-
rych zapamiętale wyrywali wielkie bloki piernika. Przez co twardsze fragmenty
przegryzali się i już po kilku minutach przed nimi znajdowała się głęboka dziura,
a za nimi spory stos okruchów.
Ha, to przecież oczywiste! Powinniśmy byli wpaść na to wcześniej en-
tuzjastycznie zauważył Beczka.
Jasne. Jeśli utrzymamy tempo, za chwilę będziemy na zewnątrz!
Hi, hi. Auu. . . ten kawałek tu jest naprawdę twardy.
Tak, ja też mam ciężki piernik do zgryzienia.
Kontynuowali pracę, lecz spod grubej, miękkiej warstwy piernika stopniowo
wyłaniała się normalna kamienna ściana, przez którą żadnym cudem nie udałoby
im się przegryzć. Firkin pożałował, że nie urodził się z betonowymi wypełnienia-
mi.
Beczka nie mógł uwierzyć własnym oczom. O mały włos jego plan odniósłby
sukces. Rzucił się na łóżko i załkał rozpaczliwie.
Jesteśmy uwięzieni, je. . . je. . . jesteśmy uwięzieni i zo. . . zos. . . zostanie-
my zje. . . zjee. . . zjee. . . buhuhuuu! Wtulił twarz w poduszkę i zaniósł się
płaczem.
* * *
W innej części chatki Vlad pisał donos na małym skrawku pergaminu. Miał
on wymiary w sam raz pasujÄ…ce do tuby, majÄ…cej wymiary w sam raz pasujÄ…ce do
87
nogi jednego z gołębi pocztowych Vlada. Wiedział, że już wcześniej powinien był
donieść o schwytaniu chłopców; od początku podejrzewał, że zmierzają do zamku
Rhyngill, a o tym mówiły rozkazy. Ale w tej części lasu przez kilka ostatnich lat
panował taki spokój, że Vlad zatęsknił za towarzystwem. Praca nie zajmowała go
tak bardzo, jak by mogła. Jaki był sens zostania donosicielem Snydewindera, jeśli
nie było o czym donosić? Lordowi kanclerzowi nie zrobi szczególnej różnicy, jeśli
wiadomość będzie spózniona o kilka dni, myślał Vlad. Schwytałem ich. Donikąd
siÄ™ nie wybierajÄ….
Odłożył pióro i ruszył zobaczyć, co u więzniów.
* * *
O, hej. Już jesteś? Val Jambon pogłaskał córkę po główce, gdy stawiała
wiadro koło zlewu. Na kamiennych płytkach kuchennej podłogi ciągnął się ciąg
małych, mokrych śladów stóp i gdzieniegdzie kałuż, wychlapanych podczas zma-
gań Cukinii z wiadrem.
Popatrz, co mam! pisnęła, wiedząc, jak bardzo jej ojciec lubi grzyby.
Grzyby! Kucharz skrzywił się nieznacznie. Więcej cholernych grzybów,
pomyślał. Każdego cholernego dnia przynosi mi te nieszczęsne grzyby.
Wyładowała zawartość kieszeni na spory dębowy stół i cofnęła się z dumą.
Sprawy, pomyślał Val, zaszły za daleko.
Dziękuję ci, Cukinio. To bardzo miłe. Posłuchaj, czy. . . eee. . . w lesie
rośnie coś innego?
Tak. Mnóstwo rzeczy.
Tak właśnie myślałem. Dlaczego w takim razie zawsze przynosisz grzyby?
Lubisz je odparła i uśmiechnęła się słodko jak spaniel w Walentynki.
Coś ci pokażę powiedział Val, odwracając się i otwierając kredens. Stos
okrągłych, szarych grzybów wysypał się na podłogę i legł u jego stóp. Z twarzy
dziewczynki zniknął uśmiech.
Naprawdę lubię grzyby kontynuował Val, występując z białawego kręgu
leżących u jego stóp grzybów. Ale nie tak dużo, nie codziennie. Jutro przynieś
mi coÅ› innego, dobrze?
Cukinia żałośnie pociągnęła nosem, wpatrując się w grzyby.
Na wszelki wypadek nie powiem jej o czternastu szafkach i sześciu kreden-
sach pełnych cholernych rzeczy, których naniosła do zamku, pomyślał Val. Zła-
małbym jej serce. Któregoś dnia zmądrzeje. Przynajmniej mam taką nadzieję.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]