[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ach, jak bym chciała! - Westchnęła głośno.
Minęli dużą tablicę, która obwieszczała: JEDZIESZ
BOSKIM SZLAKIEM, WIC NIE PDy, JAKBY CI
DIABLI GONILI.
Roześmiała się. Zmiech był jej bardzo potrzebny.
Tylko on mógł ją uratować.
Kolorado to przedziwna i cudowna kraina,
pomyślała zadumana, zerkając na charakterystyczny
profil swego kierowcy. Przedziwna kraina cudów natury i
wspaniałych mężczyzn... Jared jest jednym znich...
Kiedyś, przed wielu laty, Lark odwiedziła Cripple
Creek, senną mieścinkę o burzliwej, niesławnej
przeszłości i reputacji miejsca rozpusty. Ot, zagubione w
górach ludzkie osiedle bez przyszłości. Kiedy land rover
wjechał na główną ulicę tego  Największego na świecie
obozowiska poszukiwaczy złota", wykrzyknęła zdumiona:
- Co tu siÄ™ dzieje?
- Niektórzy nazywają to postępem. - Powiedział to
tonem wyraznie wskazującym, że on sam do nich nie
należy. - Przed paru laty władze stanowe wydały
zezwolenie na hazard i miasteczko przeżywa drugą
młodość.
Po obu stronach dawnej Bennett Avenue odnowiono
zabytkowe domy i wzniesiono nowe, a eleganckie sklepy
i lokale rozrywkowe wabiły potencjalnych klientów
krzykliwymi reklamami. Jared skręcił w boczną uliczkę,
jeszcze bez twardej nawierzchni, pnÄ…cÄ… siÄ™ stromo w
górę. Lark była nieco zdziwiona, że przyjeżdża po
zakupy i mija bez zatrzymania handlowe centrum. Przy
tej bocznej drodze stały domy z sosnowych bali lub
ustawione na stałych fundamentach mieszkalne
samochodowe przyczepy. Tuż za szkołą Jared skręcił na
podjazd przed domem obitym drewnianymi deskami,
zatrzymał wdz i zgasił silnik.
- Mieszka tu ktoś z twoich znajomych? - spytała,
nie mogąc opanować ciekawości.
- KtoÅ› bardzo znajomy. Moja siostra i siostrzeniec.
Nim zdążyli wyjść z samochodu, na ganku pojawił mały
bobas i zaczął radośnie wołać: ,Jurd, Jurd!"
Jenny i Lark siedziały na ganku w bujanych fotelach,
na stoliku między nimi stały szklanki z lemoniadą. Jared
bawił się w tym czasie z małym Jaredem.
- Co za niespodzianka, co za niespodzianka! -
powtórzyła Jenny parokrotnie. - Nie spodziewałam się
wizyty Jareda, był tu przecież zaledwie przed dwoma
dniami. Nie spodziewałam się ciebie...
Lark wpatrywała się w Jareda baraszkującego z
dzieckiem. Jaki on jest czuły, jaki wyrozumiały dla
małego, jaki cierpliwy. Ciekawe, jaki byłby wobec
kobiety? Czy taki sam?
Od tych właśnie myśli oderwał ją radosny głos
Jenny.
- Pytałaś o coś?
- Mówiłam, że jestem zaskoczona...
- Ja też jestem zaskoczona tym, że Jared mnie tu
przywiózł i w ogóle... Przyjechałam, nie mając pojęcia,
że ojciec sprzedał ten letniskowy dom w górach.
Gdybym wiedziała, nie zjawiłabym się przecież.
- A co cię skłoniło do przyjazdu? Tęsknota za
górami?
- Nie, potrzeba kilku spokojnych dni, żeby
przemyśleć parę spraw i znalezć rozwiązanie...
Wybrałam to miejsce, bo nie zapomniałam, jaka tu
zawsze byłam szczęśliwa...
- Rozumiem. Zaskoczyło cię, kiedy spotkałaś w
domu Jareda?
- Jeszcze jak! Ale łaskawie pozwolił mi na kilka dni
zostać i... - Zagryzła wargi. - Ojciec nie wie, że tu
jestem. To właśnie on jest jednym z moich problemów.
Całe szczęście, że Jared pozwolił mi zostać. Nie
wiedziałabym, co ze sobą zrobić,
- Jared miałby nie pozwolić? Chyba żartujesz.
Czyżbyś zapomniała, jaki jest Jared...
Po chwili milczenia Lark poprosiła:
- Chciałabym zatelefonować...
- Ależ proszę bardzo.
- ZadzwoniÄ™ na mojÄ… kartÄ™ kredytowÄ…, bo to
rozmowa międzystanowa. Chciałabym zawiadomić
siostrę, że wszystko ze mną w porządku i tak dalej.
- Zwietnie rozumiem. Telefon jest tuż za drzwiami.
- Jenny wstała. - Ja w tym czasie dołączę do Jareda. Nie
musisz się śpieszyć...
Lark rzuciła jeszcze okiem na Jareda i małego, a
potem weszła do domu.
- Risa, Risa... Nie wymawiaj mego imienia!
- Lark? Dzięki Bogu. Nie obawiaj się, jestem sama.
- Doskonale. Więc jak tam sytuacja?
- Ojciec się po prostu pieni, chociaż wszystkim
dokoła rozpowiada, że wyjechałaś do kalifornijskiego
uzdrowiska na przedślubny odpoczynek. A propos
przedślubny... Odbędzie się ten ślub czy nie?
- Jeszcze nie wiem. Nie miałam czasu się
zastanowić. Jeszcze w ogóle nie miałam czasu o
czymkolwiek myśleć...
- A czymże jesteś taka zajęta, że nie masz czasu
na myślenie? Ileż to już dni upłynęło! Mówże, czym
jesteś taka zajęta!
- No więc tak. Spotkałam tajemniczego,
czarującego i przystojnego mężczyznę. Sprzątam mu
dom, gotuję posiłki, plotkuję z jego siostrą, podziwiam
jego siostrzeńca... Nie mam czasu na dalsze szczegóły.
Chciałam ci tylko powiedzieć, że jestem cała i zdrowa.
- Dość już tej błazenady, Lark. Powiedz, gdzie
jesteÅ›?
- Sza, Risa, uzgodniłyśmy, że dla twojego dobra...
- Ale to było przedtem, nim zdałam sobie sprawę,
że nie wrócisz po dwu dniach. Teraz chcę wiedzieć,
gdzie jesteś. Mów!
- Przykro mi, ale muszę ci odmówić. Ojciec zaraz
by wszystko z ciebie wyciÄ…gnÄ…Å‚.
- A gdyby coś ci się przydarzyło? Jakiś wypadek
albo gdybyś zachorowała, jak mielibyśmy cię znalezć?
- Nic mi się nie przydarzy, nie zachoruję... - Już
miała na końcu języka zapewnienie, że ludzie, z którymi
przebywa, zajęliby się nią, ale w ostatniej chwili zmieniła
zdanie: - Mam przecież przy sobie imienne karty
kredytowe.
- To przecież okropne. Tak nie można. Zlub już za
kilka tygodni!
- Kilka tygodni to masa czasu. Już dłużej nie mogę
mówić, Risa. Jeszcze zadzwonię.
Odłożyła słuchawkę i przez kilkanaście sekund stała
dygocąc z wrażenia. Rozmowa ją wyczerpała. Dopiero
kiedy wróciła na ganek, zdała sobie sprawę, że nawet
nie spytała o Wesa, o samochód, o losy zaręczynowego
pierścionka.
Do domu Wolfów wrócili póznym popołudniem.
Jared zaparkował z tyłu budynku i zaczął rozładowywać
rzeczy kupione w Cripple Creek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • realwt.xlx.pl